Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodsze siostry naszego życia

Redakcja
W limanowskim liceum ogólnokształcącym spotkałem się z wielką życzliwością dla moich biologicznych zainteresowań prof. Romany Czaplińskiej, która udostępniła mi całość wyposażenia pracowni biologicznej i wspierała mnie w pracach do olimpiad biologicznych. Wiele zawdzięczam też prof. Jackowi Odziomkowi, który bezinteresownie poświęcał mi czas, bym nauczył się trudnej sztuki oznaczania roślin. Pamiętam też, że razem z innymi uczniami wykonaliśmy z prof. Odziomkiem sekcję kota i królika, a potem mozolnie składaliśmy ich szkielety. Do dziś przechowuję zdjęcia z tych zajęć.

- Obserwacje roślin, ich piękno, sposoby na życie, nieustanna walka o przetrwanie pomogły mi zrozumieć niepojęte zjawisko istnienia. Traktuję je dosłownie jako byty żyjące obok mnie, tak samo zbudowane - z komórek z tymi samymi składnikami, enzymami, z tą samą informacją genetyczną. Poza zachwytem nad ich niekwestionowaną urodą widzę w nich wielkość Stwórcy - mówi dr Marian Szewczyk, miłośnik roślin i fotografii, podróżnik, wykładowca i nauczyciel.

Początki fotograficznej pasji

Z fotografią było podobnie. W domu pieczołowicie przechowywano albumy ze zdjęciami, oglądane przy okazji spotkań rodzinnych. Niekiedy pojawiał się ktoś, kto miał aparat i robił nam zdjęcia, co było pewnym wydarzeniem. Pamiętam, że kiedyś wziąłem fotografa za lekarza i przeczuwając jakieś bolesne zabiegi uciekłem z miejsca, gdzie zgromadzili się wszyscy do zdjęć. Skończyło się laniem i moim zdziwieniem, że robienie zdjęć nie boli. Po jakimś czasie próbowałem rozeznać, jak to jest z tym fotografowaniem, ale finanse rodziców uniemożliwiały zakup aparatu. Kiedy byłem w VII klasie razem z kuzynem , Józkiem Filipkiem (obecnie ks. dziekan w Szczecinie), mieszkającym po sąsiedzku, otrzymaliśmy od naszego wuja z Wieliczki bardzo dobry, na tamte czasy, aparat Fed 4. To było niesamowite przeżycie. No i zaczęliśmy trudne eksperymenty fotograficzne. Pierwszy film i zupełne niepowodzenie - ani jednego w miarę dobrego zdjęcia. Każdy mógłby się załamać. Ale nie my. Powoli, przez wiele nocy, ślęcząc nad powiększalnikiem, dochodziliśmy do wprawy.
W liceum mogłem już zaistnieć jako jeden ze szkolnych fotografów obsługujących gablotę - "Najlepsi w nauce - godni naśladowania". Wtedy też, odwiedzając wiele razy Fotooptykę w Limanowej i dopytując się, kiedy będzie dostawa sprzętu, kupiłem sobie pierwszy aparat - Zenit B. Było to przeżycie na pewno większe niż obecny zakup cyfrowej lustrzanki Nikona.

Miłość do przyrody

Wzrastałem w przyrodzie Beskidu Wyspowego. Trudno było nie zauważyć jej zróżnicowania i piękna, tym bardziej, że wtedy przy większości domów były duże ogrody z kwiatami i ziołami. Wiele moich sąsiadek mogę nazwać miłośnikami kwiatów. Zwracają na ten fakt autorzy opracowań monograficznych o Żmiącej (Bujak 1903, Wierzbicki 1955). Moja babcia - Ewa Filipek z Dziołu należała do takich osób. Pamiętam liczne przechadzki z nią po różnorodne zioła czy inne użyteczne rośliny, w czasie których dopytywałem o ich nazwy i zastosowanie. Przed naszym domem był spory ogródek. Często towarzyszyłem mamie przy jego pięlegmnacji. Pewnego dnia rodzice pracowali w polu i mamie bardzo spodobał się mieczyk dachówkowaty rosnący w łanie owsa, więc ja postanowiłem zrobić jej przyjemność i nazrywałem sporo tych kwiatów i posadziłem w naszym ogródku. Byłem z siebie dumny i spodziewałem się pochwały. Niestety mama wytłumaczyła mi, że nic z posadzonych roślin nie wyrośnie, bo należy przesadzić je z cebulkami i to o odpowiedniej porze roku. Bardzo się zmartwiłem, postanawiając, że na drugi raz już takich błędów nie zrobię i przed takimi działaniami dopytam się o szczegóły, które dadzą szansę na sukces.

Studia i wyjazdy naukowe

Studia biologiczne na wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego były dla mnie niewiarygodną przygodą intelektualną. Uważam, że miałem szczęście, bo trafiłem na wykładowców o wielkiej pasji, niepospolitej wiedzy, a wielu z nich posiadało prawdziwy talent pedagogiczny. Od pierwszego roku studiów zacząłem pracę w Kole Naukowym Przyrodników. Imponował mi tam np. Wiesiek Krzemiński organizujący wyprawę do Ameryki Południowej i pokazujący nam jak organizować obozy naukowe. Spotkania z opiekunami pozwalały poznać ich z innej perspektywy. Wtedy też zacząłem myśleć o takiej pracy dla siebie. Ale zajęcia w kole to przede wszystkim wycieczki i obozy naukowe. Ileż było na nich dyskusji przy szklaneczce Egri Bikavera, o tym co nas nurtuje i co chcielibyśmy zrobić. Ileż ognisk ze śpiewem i opowiadań. Zasmakowałem w tym tak, że byłem aż na dziecięciu, z reguły miesięcznych obozach naukowych, co chyba jest rekordem w naszym kole. Podczas tych wyjazdów aparat fotograficzny był jednym z najbardziej potrzebnych narzędzi. Tu zaraziłem się nieuleczalnie makrofotografią. Fascynujące jest dla mnie podglądanie szczegółów kwiatów i innych części roślin a także porostów, owadów czy pająków. Dziś jest to też cenna pomoc w moich wykładach. Nie wyobrażam sobie wyjścia w teren bez aparatu.
Wkrótce nadarzyła się okazja i na czwartym roku studiów otrzymałem propozycję pracy w Instytucie Botanicznym Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Była to kontynuacja, tego co działo się w kole naukowym.

Wyjazdy zagraniczne

Po uwiarygodnieniu się w Instytucie Biologii PAN w sztuce rozpoznawania gatunków roślin moje chęci pracy terenowej zyskały aprobatę ówczesnego dyrektora prof. Adama Jasiewicza. Najpierw pojechałem na trzymiesięczny staż naukowy do Bułgarii. Zachwyciłem się tam tak górami, że ku zdziwieniu wszystkich, ani raz nie wybrałem się nad Czarne Morze. Schodziłem Pirin, Riłę i Starą Płaninę, zbierając ile się da roślin do zielnika. Mając perspektywy na kolejne wyjazdy na Bałkany zacząłem uczyć się języka bułgarskiego. Było to łatwe, bo znajdowałem się wyłącznie w towarzystwie botaników bułgarskich. Kiedyś pod Musałą spragniony rozmowy w ojczystym języku "przykleiłem" się do grupy z Polski. Idziemy, rozmawiamy, ale czuję jakiś niezrozumiały dystans. Wreszcie wszystko się wyjaśnia, jedna z dziewczyn obdarza mnie komplementem - świetnie Pan mówi po polsku! Okazało się, że z powodu mojej nieco południowej urody i częściowo bułgarskiego odzienia wzięto mnie za tubylca.
W kolejnym roku pracy wyjechałem na miesiąc do Korei Północnej. Był rok 1980. Roślinność wschodnioazjatycka to czyste szaleństwo, nie do opisania. Ale Korea to też reżim komunistyczny, nie do zrozumienia nawet dla człowieka z PRL-u. Na szczęście naszymi przewodnikami byli Koreańczycy mówiący po polsku lub po rosyjsku. Od razu okazało się, że w ich mniemaniu nie przyjechaliśmy poznać ich dwa razy bogatszą od naszej florę, tylko chcemy się zapoznać z filozofią ich "ojca narodu, umiłowanego wodza - Kim Ir Sena". Cały nasz pobyt został podporządkowany temu tematowi i nic nie mieliśmy do gadania. Na szczęście trasa naszych wędrówek i tak przebiegała przez ciekawe miejsca. Byliśmy m.in. na najwyższym szczycie Korei Północnej - Paektu-san, który jest symbolem rewolucji. Dla nas to tylko nieznana nam roślinność na wulkanicznym podłożu. Na szczęście pozwolono nam zbierać rośliny do zielnika. W pewnym momencie zabrakło nam gazet do suszenia roślin i poprosiliśmy Koreańczyków o ich stare gazety. Ci przynieśli nam trochu papieru bibułowego, a kiedy dalej prosiliśmy o stare gazety z pewnym oporem wyjawili, że są w nich słowa "umiłowanego wodza" i nie można ich do naszych celów używać. Było to szokiem dla nas, tym bardziej, że w PRL-u brakowało nieraz papieru toaletowego i gazet można było używać w jeszcze gorszym celu niż zawijanie roślin - ale już nie tłumaczyliśmy tego naszym opiekunom.

Powrót w rodzinne strony

W 1980 roku podjęliśmy z żoną decyzję o wyjeździe z Krakowa do mojej rodzinnej Żmiącej w Beskidzie Wyspowym. Właśnie urodził się nam syn Krzysztof, a w kraju tężała sytuacja przed stanem wojennym. W Krakowie nie mieliśmy szans na własne mieszkanie, a brak żywności w sklepach dodatkowo sprzyjał decyzji. Rozpoczęliśmy pracę w okolicznych szkołach. Basia w Jaworznem, a ja w Żmiącej, gdzie spędziłem siedem bardzo ciekawych lat pracy bakałarza wiejskiego. Na szczęście nie straciłem kontaktu z przyjaciółmi w IB UJ i cały czas uczestniczyłem w różnorodnych pracach botanicznych. Podsumowaniem tych prac był mój doktorat. Dotyczył on rozmieszczenia roślin naczyniowych we wschodniej części Beskidu Wyspowego.

Dlaczego rośliny są ciekawe?

Przede wszystkim patrzenie na ich piękno, sposoby na życie, nieustanną walkę o przetrwanie pomogło mi zrozumieć niepojęte zjawisko istnienia. Traktuję je dosłownie, jako byty żyjące obok mnie, tak samo zbudowane - z komórek z tymi samymi składnikami, enzymami, z tą samą informacją genetyczną. Poza zachwytem nad ich niekwestionowaną urodą widzę w nich wielkość Stwórcy. Im jestem starszy tym bardziej staję się kreacjonistą. Czujemy się z żoną bardzo dobrze w tym naszym domku w otoczeniu roślin i zwierząt.
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. W tym momencie widzę setki gatunków i o każdym można coś opowiedzieć - co tu wybrać? Najlepiej chodź ze mną na łąkę, do lasu i pokaż dowolną roślinę, a powiem Ci jak ma na imię, co jej potrzeba do szczęścia (roślinnego) i co możemy o tym miejscu powiedzieć, skoro ona tu rośnie.
Oczywiście spośród tysiąca gatunków, które mnie otaczają mam swoje ulubienice, jest ich bardzo dużo i jak nadchodzi pora ich kwitnienia to już czatuję z aparatem i uwieczniam ich piękno. Taką ślicznotką moim zdaniem jest stokłosa benekena rosnąca na Raszówkach i turzyca zwisła. Wielka radość towarzyszy też spotkaniom z goździkami, dzwonkami, chabrami, lilią złotogłów i śnieżyczką przebiśniegiem. Kiedyś wczesną wiosną zabrałem brać studencką na wyjazd w Pasmo Jaworza. Zaczęliśmy wędrówkę od Justu. Dochodząc do Jaworza od wschodu zauważyłem pojedyncze okazy tej niekwestionowanej ślicznotki królestwa roślin. Momentalnie zwołałem towarzystwo, dbając by nie podeptali tej chronionej rośliny. Zrobiliśmy wiele fotografii. Po pewnym czasie spotykamy kilka grup kwitnących przebiśniegów, znów emocje, zachwyty, szum migawek aparatów fotograficznych. Wchodzimy na Jaworz, a tam setki przebiśniegów i całe łany i to aż po Sałasz. Moi koledzy z wyrzutem mi mówią: - To my wystrzelaliśmy film przy pojedynczych okazach, tu są ich tysiące, a my nie mamy czym zrobić zdjęcia. Ty w ogóle nie wiesz, co w twoim terenie rośnie! I ty chcesz być botanikiem!
Są też i takie kwiaty, o które poważnie się martwię i niestety nic im nie mogę pomóc, bo czasy są im przeciwne. Wokół nas na Limanowszczyźnie jest wiele gatunków wymierających, a w całych Karpatach ich liczba zdaniem prof. Zbigniewa Mirka sięga 440 gatunków. Jednocześnie przyszło wiele gatunków z Azji i Ameryki, które są bardzo ekspansywne i wypierają nasze rodzime rośliny.

Nie tylko o roślinach

W życiu najbardziej zależało mi zawsze na zajmowaniu się czymś, co jest twórcze i ma sens. Proces poznawania i odkrywania sprawiał mi zawsze wiele radości, stąd uczenie się, studiowanie, podróże i praca naukowa pociągały mnie bardzo. Przekazywanie wiedzy też mieści się w tej kategorii. Do tego dochodzi dbałość o dobre stosunki z innymi ludźmi i zapewnienie bezpieczeństwa własnej rodzinie.
Miałem wielkie szczęście, pracując w ciekawych placówkach z ambitnymi i życzliwymi dzieciom nauczycielami. Bardzo mile wspominam pracę w Szkole Podstawowej w Żmiącej. Uczyłem w niej 7 lat i tam nabrałem przekonania, że przekazywanie wiedzy może być ciekawym i sensownym zajęciem. Prowadząca tą placówkę Halina Oleksy była dla mnie przykładem, jak odnosić się do uczniów i nauczycieli. Z tej szkoły nam też najwięcej przyjaciół spośród byłych uczniów. Wiele radości daje mi śledzenie ich losów i wyborów życiowych. Tu spotkałem wielu nauczycieli pasjonatów, którzy jak np. Michał Zelek w razie potrzeby zostawiali swoje prywatne sprawy, by zorganizować interesującą wycieczkę czy imprezę szkolną. Również rodzice imponowali mi rzetelnym podejściem do edukacji swoich dzieci.
Przez jedną kadencję prowadziłem Szkołę Podstawową w Jaworznej. Tutaj udało mi się wraz z gronem zorganizować trzy dziesięciodniowe krajoznawcze wycieczki szkolne. Pomagało nam bardzo wielu sponsorów. Nasi uczniowie razem z uczniami sąsiedniej Żmiącej zwiedzili tak odległe miejsca w kraju jak wybrzeże Bałtyku, wielkie jeziora, Białowieżę, Kotlinę Kłodzką czy Warszawę. W tym czasie zorganizowaliśmy też kilka udanych konferencji dla nauczycieli i dyrektorów. Bardzo twórczy był też udział szkoły w pracach Nowosądeckiej Ligi Szkół Promujących Zdrowie oraz wdrożenie programu "Village". Skorzystanie z oferty fundacji "4H" (Head, Hands, Heart, Health), umożliwiło udział uczniów w wielu wyjazdach, również zagranicznych (Słowacja, USA). Ciekawy był też wyjazd naszej szkoły na konkurs do studia TVP 2 w ośrodku wrocławskim.
Pod koniec mojej bakałarskiej kariery przez trzy lata pracowałem w Szkole Podstawowej w Librantowej. Po raz kolejny trafiłem na kompetentną i jakże życzliwą dyrektorkę, Władysławę Leśniak oraz ambitne i radosne grono nauczycielskie. Już jako nauczycielski emeryt przez niecały rok pracowałem w bardzo ciekawym Liceum Ogólnokształcącym w Centrum Edukacyjnym "RADOSNA NOWINA" w Piekarach koło Krakowa. Możliwości tej szkoły są imponujące - szeroki wachlarz zajęć pozaszkolnych, wyjazdy naukowe i wymiana ze szkołami z zagranicy. Tutaj dopracowałem swój warsztat nauczycielski.

Co dalej?

W najbliższym roku chciałbym wydać monografię przyrodniczą obydwu wsi, na styku których mieszkam, czyli Jaworznej i Żmiącej oraz opublikować rozprawę o rozmieszczeniu roślin naczyniowych we wschodniej części Beskidu Wyspowego. Obydwie pozycje są już prawie gotowe. W przypadku pierwszej trudność polega na zdobyciu środków na jej wydanie. Poza tym w dalszym ciągu kolekcjonuję portrety roślin z zamiarem zebrania większości gatunków karpackich. To praca na kilka lat. Zajmuję się w dalszym ciągu obudową dydaktyczną programu licealnego z biologii.
Notował Stanisław Brdej
Osoby chcące nawiązać kontakt z Marianem Szewczykiem mogą pisać na adres: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski