Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Młody Adam"

Redakcja
WŁADYSŁAW CYBULSKI: Zapiski kinomana

   Tilda Swinton jest tak brzydka, że to aż fascynujące! 42-letnia aktorka brytyjska: blada, piegowata, rudawa; chuda, płaska i bez wdzięku. Tutaj - dodatkowo zaniedbana zewnętrznie i zabiedzona. Iście szatańskim pomysłem było uczynić ją obiektem erotycznego pożądania. Ale Swinton to wielka aktorka - zagrała bez najmniejszych upiększeń niepowabną i spracowaną żonę szypra na węglowej barce rzecznej, bez radości życia i szans na jego poprawę. Po studiach socjologicznych w Cambridge i pracy w teatrach zadebiutowała w kinie w "Caravaggiu" i wsławiła się rolą "Orlanda", zmieniając na ekranie płeć.
   Zdradzanym mężem, brodatym żeglarzem, jest w filmie Peter Mullan - poprzednio reżyser "Sióstr magdalenek". A postać tytułową kreuje w "Młodym Adamie" Szkot Ewan McGregor - z tego nowego pokolenia utalentowanych aktorów, którzy w ostatnim dziesięcioleciu przejęli pałeczkę od mistrzów (od "Emmy" i "Trainspottingu" do "Moulin Rouge"). Rola duża, a prawie milcząca, wyrażająca spojrzeniem i ćwierćuśmiechem zamiary przystojnego uwodziciela erotomana. Zdecydował się on nawet (tym łatwiej, że nie po raz pierwszy) na zademonstrowanie pełnego aktu swej męskości, czego amerykański cenzor nie zdzierżył, ale polski nie był tak pruderyjny.
   "W takich sytuacjach - opowiada aktor - współczuć trzeba raczej ludziom z ekipy - każdy z nich wyłazi ze skóry, udając, że nic nie widzi". A poważnie mówiąc, film naładowany jest erotyzmem, ale "sportowo" chłodnym, zimnym, bez namiętności. Partnerki traktowane są instrumentalnie i wykorzystywane bez trudu. Sceny miłosne rozegrane zostały bezwstydnie - aż po doprowadzony do obrzydzenia gwałt wśród... kuchennych przypraw. Kontakty seksualne są tu jedyną formą spełniania się tych szarych ludzi, jedynymi momentami szczęścia. Mąż, żona, amant, jego kobiety - nikomu nic się nie udaje ani w sferze uczuciowej, ani w egzystencji w ogóle.
   Główny bohater ma pewne rysy autoportretu szkockiego pisarza Alexandra Trocchiego, który napisał powieść "Młody Adam" i po awanturniczym życiu zmarł prawie zapomniany, z opinią narkomana i pornografa. Wydawał awangardowy magazyn, z którym współpracowali Sartre, Ionesco i Beckett, należał do generacji bitników, zaprzyjaźniony z Ginsbergiem i Cohenem, programowo zbuntowany przeciwko normom etycznym. M.in. pracował także na barce - takiej jak ta kursująca po rzece Clyde, łączącej Edynburg z Glasgow. Fabuła powiada, że jest połowa minionego wieku, to mniej więcej czas renesansu kina brytyjskiego.
   Do głosu dochodzą "młodzi gniewni" i przy wszystkich różnicach można w "Młodym Adamie" doszukać się punktów stycznych z tamtą stylistyką filmową. W świetnych zdjęciach Gilesa Nuttgensa przestrzeń jest ciemna i ciasna. Nieładna sceneria portowa, doki i kanały, mosty i tunele, przez które przecisnąć się musi barka, stara i brudna od węgla. W dziupli mieszkalnej pod pokładem można się udusić, a tu się gotuje, je i śpi. W słabym świetle lampy naftowej połyskują nagie ciała. Woda w rzece wydaje się smolista, a nad nią unosi się nieprzenikniona mgła. Ludzie za mgłą... Ryzykownie przypomniał mi się okres "czarnego" kina francuskiego z jego "Brzaskami" i "Małymi uroczymi plażami", z neurastenicznymi bohaterami i "realizmem poetyckim".
   "Młody Adam" tchnie realizmem, ale bez romantycznej poezji. Reżyser i scenarzysta David MacKenzie zaczyna film intrygującym akcentem kryminalnym, do czego wróci dużo później, kilkakrotnie burząc chronologię wydarzeń. Wyłowiona martwa topielica to ofiara nieszczęśliwego wypadku, morderstwa czy samobójczyni? Wokół tej zagadki toczy się kameralna opowieść o czworgu, trojgu, dwojgu osobach dramatu, a właściwie pojedynczy dramat nieudanego i przegranego pisarza, o którego talencie niczego się nie dowiemy, aż sfrustrowany wrzuci do rzeki niepotrzebną mu już maszynę do pisania.
   Taki to film. Wzbudził zainteresowanie na festiwalach w Edynburgu i Cannes. Anglicy są z niego bardzo dumni, określając jako "śmiały, nonkonformistyczny głos brytyjskiego kina". Powszechnie podobał się Ewan McGregor jako "antybohater" w stylu lat 50. - amoralny, nieodpowiedzialny, egoistyczny i obarczony poczuciem winy, który - o dziwo - da się lubić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski