Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzi z ośrodka chcą naprawić to, co zepsuli w styczniu ich koledzy

Katarzyna Ponikowska
W ośrodku w Jeżówce przebywają obecnie młodzi ludzie w wieku od 16 do 18 lat
W ośrodku w Jeżówce przebywają obecnie młodzi ludzie w wieku od 16 do 18 lat Katarzyna Ponikowska
Jeżówka. Trwa dyskusja, co zrobić z ośrodkiem dla trudnej młodzieży i jak dalej go prowadzić. Wychowawcy zapewniają, że młodych ludzi bardzo boli to, jak są teraz postrzegani - przeszkadza im to, że patrzy się na nich przez pryzmat zachowania pięciu osób

Jeżówka w gminie Wolbrom to mała, cicha wieś. Ośrodek Terapii Uzależnień dla Dzieci i Młodzieży znajduje się przy jednej z bocznych ulic. Nic nie wskazuje na to, że w odnowionym, ładnie prezentującym się budynku przebywa tzw. trudna młodzież. Nie słychać krzyków, przekleństw, nie widać zdemolowanych pomieszczeń.

W dwóch salach kilku nastolatków ma zajęcia. Obok leżą przygotowane przez nich laurki, które w ramach akcji "Marzycielska poczta" trafią do wychowanków hospicjum. Są powyklejane z papieru serca, ozdoby z brokatu, figurki z masy solnej i życzenia. Bardzo ciepłe i szczere, takie od serca.

"Gdy wyzdrowiejesz, to złowisz swoją złotą rybkę", albo: "Trzymam kciuki i wierzę, że pewnego dnia zaświeci dla ciebie słoneczko i wyzdrowiejesz", albo: "Życzę ci, abyś w swoim życiu spotkała samych dobrych i życzliwych ludzi. Trzymaj się..." - Takich rzeczy nie piszą źli ludzie - zauważa Kamila Buś, wychowawca.

Zadecydował impuls
Podopieczni mieszkają na górze, w niedużych, skromnych pokoikach. Każdy z łazienką. Na ścianie w pokoju jednego z wychowanków widać kilkadziesiąt zdjęć.

Co można pomyśleć o osobach, które są na tych zdjęciach? Zwykła młodzież, przeciętni nastolatkowie, pary trzymające się za ręce, pozujące do aparatu dziewczyny układające usta w dziubek, wygłupiający się chłopcy. Wśród nich jest chłopak - wyglądający normalnie nastolatek. To ten, który zaatakował właścicielkę sklepu.

- On nie jest zły - zastrzega Kamila Buś. - Miał bardzo trudne dzieciństwo, wiele przeszedł, a w ostatnim czasie dodatkowo zmarł mu dziadek, który się nim opiekował. Chłopak został sam. Jest pogubiony i bardzo impulsywny. Pewnie zadziałał właśnie jakiś impuls i chłopak pociągnął za sobą resztę - wyjaśnia wychowawczyni.

Z drugiej strony wyglądało to jednak o wiele poważniej. Anna Kotnis, właścicielka sklepu, do dziś nie może się otrząsnąć po tym, co się stało. - Boję się być w sklepie szczególnie wieczorami, bo mam wtedy takie myśli, czy ktoś nie wejdzie, czy ktoś nie zaatakuje. Ja nie oceniam ani wychowawców, ani chłopaków. Martwię się, że im zaszkodziłam - nie kryje łez pani Kotnis. Z drugiej jednak strony zastrzega, że więcej sobie na straszenie nie pozwoli. - To nie był pierwszy raz, ale do tej pory przymykałam na to oczy - dodaje.

Niedzielę, 25 stycznia kobieta na długo zapamięta. Została wtedy dwukrotnie okradziona i napadnięta.

- Za pierwszym razem wpadli około godz. 17. Porozbijali butelki, ukradli wódkę i uciekli. Nie zdążyłam zareagować - relacjonuje Anna Kotnis. Po około godzinie wrócili. Kobieta szybko sięgnęła po gaz. Młodzi wpadli do sklepu. Byli pijani. Jeden uderzył ją pięścią w twarz, popychał ją. Zaatakowanej udało się psiknąć w niego gazem. - Trochę go obezwładniła, ale tyle wyzwisk i obelg nigdy nie słyszałam - przyznaje kobieta.

Sprawcy uciekli ze sklepu z kolejnymi butelkami wódki. Na koniec pani Anna usłyszała: "My ciebie i tak znajdziemy, nie darujemy ci tego". Na szczęście podjechali klienci. Poszkodowana pokazała, gdzie pobiegli sprawcy. Do pościgu włączyli się mieszkańcy. Udało się zatrzymać chłopaków i przekazać policji.

Sąd nie chciał go zabrać
- Prawie doszło do linczu - mówi jeden z mieszkańców Jeżówki, który był świadkiem pościgu. - I nic dziwnego. Boimy się. Nie chcemy takich sąsiadów. Tym bardziej że to nie był pierwszy raz - dodaje.

Z tego, co udało nam się dowiedzieć, ten sam chłopak w październiku 2014 roku straszył nożem sprzedawczynię w innym sklepie, żądając wydania papierosów i pieniędzy. Miał dwóch pomocników. Kobieta zdążyła zareagować i włączyła alarm, który spłoszył agresorów. Zatrzymani nastolatkowie usłyszeli zarzut usiłowania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

Jeden dostał wyrok w zawieszeniu, drugiego przeniesiono do innego ośrodka, a trzeci został w Jeżówce. Mimo że dyrekcja ośrodka kilkakrotnie zgłaszała się do sądu z prośbą o przeniesienie chłopaka do bardziej odpowiedniej placówki. Sąd zwlekał... aż do 25 stycznia.

Mieszkańcy uważają, że za takie zachowanie nastolatkowie powinni od razu zostać wydaleni z ośrodka. - Bez zgody sądu nie możemy tego zrobić - zastrzega dyrektor Anna Kwaśniewska.

Dyrekcja zwraca uwagę na to, że od początku ośrodek został źle pomyślany. Nie da się bowiem pogodzić placówki otwartej z uzależnieniem. Dodatkowo do tego typu ośrodka powinna trafiać wyłącznie młodzież i dzieci uzależnione od alkoholu, narkotyków, leków czy dopalaczy. Tymczasem sąd przysyła tu również osoby, w sprawie których toczy się postępowanie karne.

W grudniu 2014 roku wojewoda małopolski przychylił się do interwencji dyrektor Kwaśniewskiej w tej sprawie i uznał, że tak nie powinno być.
Dodatkowym problemem jest to, że przy ośrodku nie ma szkoły. - Większość naszych podopiecznych nie powinna chodzić do ogólnodostępnej szkoły. Czasem to rujnuje cały proces terapii - zwraca uwagę pani dyrektor. Jednak według prawa istnieje obowiązek nauki. W związku z tym placówka stara się rozpocząć nauczanie indywidualne. To wymaga jednak sporo formalności.

Czy kadra jest winna?
Pod artykułem, który ukazał się w styczniu internauci komentują, że winę za to, jak zachowują się podopieczni ośrodka, może ponosić kadra.

Osoba przedstawiająca się jako "były wychowanek" pisze: "Problemy zaczęły się, kiedy zmieniła się dyrektor placówki. Kiedyś na mniej pozwalano młodzieży, bardziej się skupiano na tym, by wychowankowie przestrzegali zasad. Trzeba zastanowić się, co można zrobić, żeby było lepiej, a nie od razu zamykać placówkę. Wielu młodych ludzi dzięki temu miejscu odzyskało nadzieję. Zaczęli wierzyć w siebie i w to, że mogą być lepsi".

Burmistrz Wolbromia, Adam Zielnik uważa, że należy wrócić do kadry, która pracowała w ośrodku przed zmianami z ubiegłego roku. Do współpracy został zaproszony jeden z byłych pracowników Sebastian Kołodziej. - Jeśli mu się uda, pościąga ludzi ze starej ekipy - mówi Zielnik.

Zarówno dyrekcja, jak i wychowawcy nie zgadzają się z zarzutami, że źle wykonują swoją pracę. - Ktokolwiek by przyszedł na nasze miejsce, borykałby się z tymi samymi problemami - podkreśla Kwaśniewska. I dodaje, że część poprzedniej kadry nie odeszła bez powodu. Powodem były m.in. zbyt niskie pensje. Dodatkowo kontrole z urzędu wojewódzkiego wykazały, że w niektórych przypadkach ograniczano prawa dziecka.

- My działamy w granicach prawa - mówi. Pracownicy ośrodka twierdzą, że ucieczki zdarzały się od początku istnienia placówki. Nie tylko teraz. Ucieczkę traktuje się w tym przypadku jako samowolne oddalenie się z placówki. Mimo że jest to ośrodek otwarty, podopieczny musi mieć zgodę, żeby wyjść. Zwykle wychodzi się z wychowawcami.

- Uciekają nie tylko po to, żeby kupić alkohol i papierosy. Czasem jadą np. odwiedzić chorego tatę. Jeden chłopak uciekł, żeby położyć mamie kwiatki przed drzwiami. Chciał w ten sposób przeprosić. Tych złych ucieczek jest zdecydowanie mniej - wyjaśnia Agnieszka Karczewska, koordynator ośrodka.

- To są dzieci skrzywdzone, z ogromnymi emocjami. Narasta w nich frustracja. Dodatkowo człowiek uzależniony jest łatwiej podatny na wpływy. Rozumiemy obawy mieszkańców, ale mamy z tymi dziećmi kontakt na co dzień i wiemy, z czego wynika ich zachowanie. Nie wolno ich przekreślać - twierdzi.

Chcą to naprawić
Tymczasem w ośrodku codziennie rozmawia się o tym, co wydarzyło się 25 stycznia.

- Młodzi boją się teraz wychodzić. Mówią, że jeszcze ktoś wyskoczy na nich z widłami. Sytuacja ta bardzo ich dotknęła. Przeszkadza im to, że postrzega się ich przez pryzmat zachowania pięciu osób. Że dostali już etykietę - mówi Kamila Buś. Wyszli z inicjatywą, że chcieliby to jakoś naprawić, pokazać się z lepszej strony: posprzątać w kościele, pomóc w szkole. Tak jak kiedyś...

- Przecież te dzieciaki, które zostały w ośrodku, nic złego nie zrobiły - mówi Kamila Buś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski