Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzieńczy rachunek sumienia

Redakcja
Fot. Rafał Nowakowski/Sublim
Fot. Rafał Nowakowski/Sublim
Pochodząca z Żywca młoda grupa Sublim zadebiutowała niedawno ciekawą płytą „Summerends”. Rozmawialiśmy z jej wokalistą i gitarzystą – Wojtkiem Wiśniewskim.

Fot. Rafał Nowakowski/Sublim

Nie wierz nikomu po trzydziestce

- Wytwórnia reklamuje Sublim jako „polski Coldplay”. Zgadzacie się takim porównaniem?

- Właściwie to nie wytwórnia, a jeden z portali internetowych przypisał nam tę „łatkę”. Podczas konkursu promującego piosenkę Sublim, internauci – nie wiedząc, kto jest jej autorem - najczęściej mylili naszą twórczość z twórczością grupy Coldplay. Myślę, że poza zbliżonym polem muzycznych eksploracji, dbałością o brzmienie i minimalizmem, nie mamy zbyt wiele wspólnego z tą czwórką Brytyjczyków. Jednak nawet, jeśli nie zgadzamy się z tym porównaniem, to nie spędza nam to snu z powiek. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że nie uciekniemy od pewnych porównań i szufladkowania.

- W swojej muzyce unikacie jednoznacznie gitarowego grania, typowego dla większości młodych polskich zespołów inspirujących się brytyjskim indie-rockiem. Dlaczego?

- Wynika to z tego, że nasze inspiracje sięgają znacznie dalej. Na debiutanckiej płycie chcieliśmy pokazać skąd przychodzimy i czym inspirowaliśmy się przez lata. Album „Summerends”__wypełniają zatem brit-popowe brzmienia, akustyczne i ambientowe pejzaże, jak i rockowe motywy. Nie chcemy być na siłę modni. Większe znaczenie ma dla nas to, aby to, co robimy było szczere, a przy tym – mam nadzieję – dobre!

- Podobno pomysł powołania do życia Sublim narodził się podczas Twego pobytu w Irlandii. Czy to znaczy, że nasłuchałeś się tam angielskiej muzyki i to ona popchnęła Cię do tworzenia czegoś własnego?

- Pobyt w Irlandii uzmysłowił mi, jak ważna jest w moim życiu muzyka. Nie zdawałem sobie z tego sprawy wcześniej, gdyż przez wiele lat zaangażowany byłem w różne formacje. Dopiero kilkumiesięczny brak instrumentu i zwyczajnych zespołowych interakcji uzmysłowiły mi, jakie to ważne. Podjąłem wtedy pewne próby złożenia zespołu na miejscu. Nie czułem jednak zbyt mocnej motywacji wśród irlandzkich kolegów. Wracając do Polski wiedziałem, że mogę liczyć nie tylko na sprawnych muzyków. Wiedziałem również, że ci muzycy są przede wszystkim moimi przyjaciółmi.

- Pochodzicie z Żywca, czyli z miejscowości oddalonej od Warszawy, stolicy polskiego życia muzycznego. Czy dzisiaj - w czasach Internetu – nie było dla Was utrudnieniem w działalności?

- Nigdy nie czuliśmy, aby miejsce naszego zamieszkania coś nam utrudniało. Może wynikało to z dosyć stoickiej filozofii, jaką przyjęliśmy. Nigdy nie stawialiśmy sobie zbyt wygórowanych celów. Nie walczyliśmy o kontrakty, festiwale, czy zainteresowanie mediów. Od początku natomiast mocno wykorzystywaliśmy Internet, jako zdecentralizowane medium. Zamknęliśmy się przy tym w maleńkiej salce i pracowaliśmy nad sobą oraz materiałem. Lekki dyskomfort z powodu miejsca zamieszkania odczuwamy dopiero teraz, gdy prawie każdy koncert, każde spotkanie z mediami, to podróż przez połowę Polski. (śmiech) Ale bardzo lubimy to, co robimy.
- W jaki sposób udało Wam się wydać debiutancką płytę od razu w wielkim koncernie – EMI?

- W 2007 roku nagraliśmy własnym sumptem EP-kę, którą postanowiliśmy rozesłać po niezależnych i dużych firmach fonograficznych. Po dwóch tygodniach odezwał się do nas przedstawiciel EMI - mocno zainteresowany materiałem. Poprosił nas o zorganizowanie koncertu, dzięki któremu mógłby ocenić, jak radzimy sobie na żywo. Występ, na który przyjechała prawie cała wytwórnia, zagraliśmy na ganku jednej z żywieckich knajpek. (śmiech) Zaraz po koncercie zaproponowano nam kontrakt. Nieco później otrzymaliśmy alternatywną propozycję z mniejszej wytwórni, ale postanowiliśmy trzymać się jednak EMI Music Polska.

- Czy „Summerends” można uznać za swego rodzaju podsumowanie dotychczasowego okresu działalności Sublim?

- Niewątpliwie tak. Jak wspominałem już wcześniej, chcieliśmy pokazać gdzie sięgają korzenie naszych inspiracji. „Summerends” to pewne podsumowanie muzyczne, jak i pewien rachunek sumienia, jaki robimy wchodząc w dorosłość. Stąd też jest tam wiele mowy o miłości, niepewności, młodzieńczych lękach i naiwności. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak na drugiej płycie pokazać, że dorośliśmy. (śmiech).

- Najważniejszym elementem waszej muzyki wydaje się być Twój wokal. Czy to znaczy, że tworzenie utworów przez Sublim zaczyna się od Twoich pomysłów na linię melodyczną?

- Chyba często bywa tak, że muzyk komponuje patrząc przez pryzmat swojego instrumentu. Pomimo, że jestem też gitarzystą, to jednak głos jest dla mnie najważniejszy. Trochę eksperymentujemy – jamując na próbach, na które chłopaki przynoszą swoje pomysły. Ostatecznie jednak wszystko podporządkowujemy liniom wokalnym.

- Dlaczego piszesz teksty w dwu językach – po polsku i po angielsku?

- Bardzo cenię artystów, którzy śpiewają w swoim ojczystym języku. Dotyczy to nie tylko Polski, ale ogólnie różnych nacji. Staram się zatem pisać po polsku, ale nie zawsze jest to łatwe. Jeśli tekst nie spełnia moich oczekiwań, bądź kompozycja traci na jakości, to wtedy decydujemy się na angielski, który bardziej pasuje do naszej stylistyki.

- Jakkolwiek wasze utwory to klasyczne piosenki, to dzieje się w nich dużo – smaczku dodaje fortepian, klawisze czy dęciaki. Skąd ta dbałość o detale?

- Praca w studio nagrań, a koncerty to dla nas zupełnie dwie różne przestrzenie. Studio to takie fenomenalne miejsce, w którym można spokojnie dopracować szczegóły, zaprosić dodatkowych gości, popracować długo nad brzmieniem. Lubimy korzystać z tych przywilejów, gdyż chcemy, aby nasze płyty przyciągały słuchaczy nie tylko emocjonalnym przekazem, ale też niebanalną aranżacją.
- Skąd pomysł na zaproszenie Natalii Fiedorczuk do zaśpiewania w „Jeśli przyjdziesz”?

- Szukaliśmy kogoś, kto zaśpiewałby ze mną w tej piosence. Nasz producent Mariusz Szypura zaproponował Natalię, która jest wokalistką w jego grupie Happy Pills. Bardzo się nam ten pomysł spodobał, gdyż cenimy to, co robi Natalia.

- Jakie znaczenie dla brzmienia albumu miał fakt, że jego producentem był właśnie Mariusz Szypura, znany z jednej strony z gitarowego Happy Pills, a z drugiej – z ambient-popowego Silver Rocket?

- Jeśli posłuchamy wcześniejszych płyt realizowanych przez Mariusza, takich jak Silver Rocket czy Hatifnats, a potem naszej płyty, zauważymy pewne cechy wspólne wszystkich tych produkcji. Mariusz ma niewątpliwie pomysł na to, co robi i pewien swój styl. Lubi przy tym iść pod prąd. Weźmy choćby pod uwagę to, że gdy większość dzisiejszych zespołów mocno „prasuje” piosenki, aby były głośne i dobrze się ich słuchało, produkcje Mariusza są lekkie, przestrzenne i dzięki temu nie tracą szczegółów. Słyszeliśmy to wszystko w jego wcześniejszych dokonaniach i dlatego chcieliśmy pracować właśnie z nim.

- Teraz pewnie będziecie grać dużo koncertów promujących album. Jak tak nastrojowa muzyka jak wasza jest przyjmowana przez klubową publiczność?

- W okresie letnim mamy już zaplanowanych kilka koncertów plenerowych. Końcem września mamy zamiar ruszyć w „Summerends Tour” – trasę po całej Polsce. Mamy bardzo dobre wspomnienia z wcześniejszych koncertów – również tych w Krakowie - i nie boimy się odbioru. Trzeba dodać, że koncertowo nasza muzyka staje się bardziej szorstka i emocjonalna niż na płycie. Poza tym zagramy też trochę dynamicznych piosenek spoza płyty. Zatem będzie subtelnie, ale też zadziornie, jak na Sublim przystało.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Posłuchaj Sublim:

http://www.myspace.com/sublim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski