Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzieniec z teksańskim akcentem, czyli historia pewnego obrazu

Łukasz Gazur
Historia „Portretu młodzieńca” Rafaela mogłaby stać się inspiracją sensacyjnego filmu
Historia „Portretu młodzieńca” Rafaela mogłaby stać się inspiracją sensacyjnego filmu Fot. Archiwum
Do dziś pozostaje najcenniejszym dziełem sztuki zaginionym w czasie II wojny światowej. Krążą legendy o tym, gdzie jest właśnie przechowywane. Skrytka w szwajcarskim banku? Wiedeński antykwariat? „Portret Młodzieńca” Rafaela wciąż rozpala ciekawość poszukiwaczy zaginionych dzieł.

Zaginął pewien młodzieniec, urodzony we Włoszech, prawdopodobnie w 1509 roku. Rysopis: delikatne, niemal kobiece rysy (niektórzy nazwą go później nawet ideałem), długie, lekko kręcone włosy, ciemne oczy. Ubrany był w strój z początku XVI wieku. Ostatnio widziany był w towarzystwie generalnego gubernatora, Hansa Franka, 17 stycznia 1945 roku. Tak właśnie „Portret młodzieńca” Rafaela Santi, jedno z najcenniejszych dzieł w polskich zbiorach muzealnych (pokazywany był przed II wojną światową w Muzeum Czartoryskich, przy ul. św. Jana) stał się bohaterem jednej z najbardziej sensacyjnych historii z czasów okupacji. I do dziś rozbudza wyobraźnię.

Uwielbiany przez Franka

Wielu podejrzewa, że „Portret młodzieńca” Rafaela Santi wyjechał samochodem z Wawelu wraz z Hansem Frankiem, gdy ten uciekał przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Znany był z miłości do dzieł sztuki, a wspomniany portret darzył szczególnym uwielbieniem.

– W czasie II wojny światowej portret miał wejść do kolekcji powstającego w Linzu Muzeum Hitlera. Krążą legendy, że sam Hans Frank wywoził Rafaela swoim samochodem. W jego willi odnaleziono Rembrandta i Leonarda, ale Rafaela tam nie było__– mówi Janusz Wałek z Muzeum Narodowego w Krakowie, który opiekuje się obrazem Leonarda da Vinci.

Po wojnie znaleziono dokument, w którym Wilhelm Ernst Palezieux, specjalny pełnomocnik do spraw zabezpieczenia skarbów sztuki i dóbr kultury, już 25 sierpnia 1944 roku pisał do Urzędu Administracji Generalnego Gubernatorstwa, że doręcza w załączeniu listę przedmiotów artystycznych, które osobiście przewiózł samochodem do zamku Seichau, powiat Jauer na Dolnym Śląsku.

„Oprócz wymienionych w niej czternastu pozycji, wysłano na życzenie Pana Gubernatora Generalnego do Seichau trzy wagony kolejowe wartościowych dzieł sztuki, stanowiących większą część tego, co znajdowało się w piwnicach zamku’’ – czytamy. Bo Hans Frank na długo przed ofensywą rosyjską z początku 1945 roku przewidywał, co może się wydarzyć. I chciał zabezpieczyć swoje zbiory. A zbiory generalnego gubernatora to obrazy wyjęte z prywatnych i publicznych polskich kolekcji. Dzieła dawnych mistrzów, od Leonarda do Rafaela Santi, od Rembrandta do Rubensa. Miał w czym wybierać.

W 1944 roku akcją zabezpieczania zbiorów sztuki kierował wspomniany Wilhelm Ernst Palezieux, który w 1943 roku zastąpił Kaia Mühlmanna na stanowisku specjalnego pełnomocnika do spraw zabezpieczania skarbów sztuki i dóbr kultury. Transport z eksponatami muzealnymi kierowano na Dolny Śląsk. Na liście Palezieuxa figurowały między innymi ,,Dama z gronostajem’’ Leonarda da Vinci, ,,Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem’’(nazwano go tu „Nadchodzącą burzą’’) Rembrandta i jego ,,Autoportret’’ oraz ,,Ukrzyżowanie’’ Rubensa. Na liście nie było natomiast ,,Portretu młodzieńca’’ Rafaela.

Stąd wielu uważa, że Frank wiózł go ze sobą. Wiemy natomiast, że gubernator zaplanował postój w zamku Sichów, należącym do Manfreda von Richthofena. Tam miały na niego czekać skrzynie z dziełami sztuki. Miały zostać posegregowane na te, które będą mu towarzyszyć w podróży do III Rzeszy, i te, które ukryte zostaną na Dolnym Śląsku.

Nazistowski dygnitarz uciekł w końcu stycznia z terenów Polski do swojej bawarskiej willi. Tam 4 maja wpadł w ręce Amerykanów.

Tajemnicza śmierć świadka

Wiele dzieł udało się odzyskać, inne pochłonęła wojenna zawierucha. Wśród najcenniejszych nieodnalezionych obrazów pierwsze miejsce bezsprzecznie zajmuje „Portret młodzieńca” Rafaela Santi. Do dziś nie wiadomo, jak to się stało, skoro najcenniejsze dzieła miały podróżować razem. Poszlaki wskazują, że Frank do spółki z Palezieux przez „zaplanowany bajzel” chcieli potajemnie ukraść niektóre dzieła jako zabezpieczenie na powojenne lata.

Co ciekawe, w 1960 roku w Nowym Jorku konserwator Edouard Kneisel powiedział Paulinie Tylor, adwokatce wynajętej przez przedwojennych właścicieli dzieła, Czartoryskich, że ,,Portret młodzieńca’’ w lutym 1945 roku wisiał w willi Palezieuxa niedaleko Neuhaus. Ale kilka lat później nagle odwołał swe wcześniejsze zeznania. Twierdził, że „pomyliły mu się obrazy”. Co ciekawsze, Palezieux, który zdradził miejsca ukrycia tak cennych dzieł jak „Dama z gronostajem” Leonarda czy „Pejzaż z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta, po odsiedzeniu wyroku i powrocie do Niemiec zginął w tajemniczych okolicznościach w wypadku samochodowym.

Wszystko wyglądało tak, jakby wiedział za dużo. A to przecież on podpisywał dokumenty potwierdzające wywiezienie dzieł sztuki z Krakowa. Przy okazji wspomnieć trzeba, że był – po matce – pół-Szwajcarem. To istotne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w latach 40. Stanisław Edward Nahlik, wówczas pracownik polskiej ambasady, znalazł w prasie szwajcarskiej informację, że na sprzedaż jest portret nieznanego młodzieńca autorstwa Rafaela. Niestety, po Bożym Narodzeniu 1949 roku – jako „element niepewny” – nie został już wypuszczony przez komunistyczne władze.

Choć próbował działać – wówczas się nie udało. Czy był to nasz młodzieniec – nie wiadomo. Później obraz pojawiał się w rękach antykwariuszy wiedeńskich (to już tylko informacje świadków – nie ma dowodów w postaci rachunków). Na początku lat siedemdziesiątych podobno jeden z polskich antykwariuszy otrzymał informację, że w austriackiej stolicy może się spotkać z osobą reprezentującą aktualnego właściciela portretu. Do spotkania jednak nie doszło – podobno oferent się wycofał. Polscy historycy sztuki zawsze byli krok za słynnym młodzieńcem.

A może Teksas?

W latach 70. w kręgach polskich historyków sztuki pojawiła się informacja, że „Portret młodzieńca” znajduje się na terenie NRD, w posiadaniu tamtejszych władz. Od kogo pochodziła ta sugestia – nie wiadomo. Historycy sztuki sugerują, że to nieżyjący już prof. Jan Białostocki, naukowiec o światowej renomie, dobrze obeznany z niemieckim środowiskiem muzealnym i akademickim, otrzymał tę informację. Ale postać tego historyka sztuki jest ważna dla Rafaela z innego powodu.

Na początku lat 80. prof. Białostocki w gabinecie prof. Andrzeja Rottermunda, wówczas zastępcy dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, spotkał się z pewnym Amerykaninem mówiącym „z teksańskim akcentem”. Obcokrajowiec chciał koniecznie, by profesor zrobił ekspertyzę dzieła, które on miał na fotografii. Z pewnością był to „Portret młodzieńca” Rafaela Santi. Gdy prof. Białostocki zapytał, gdzie jest obraz, podobno padła sugestia, że chodzi o Australię.

Oczywiście prof. Białostocki zgodził się na dokonanie ekspertyzy, ale ostrzegł, że na paszport w PRL trzeba poczekać. Później okazało się, że „pewien Amerykanin z teksańskim akcentem” szukał ekspertyzy na Zachodzie. W Nowym Jorku zaproponował jej zrobienie znanemu amerykańskiemu specjaliście od manieryzmu, autorowi prac z zakresu twórczości Rafaela Santi, prof. Johnowi Shearmanowi. Nie wiadomo jednak, czy ten podjął się jej zrobienia.

–Mamy rozmaite relacje, w których pojawiają się wiadomości o tym, że dzieło przetrwało __– mówił nam prof. Wojciech Kowalski z MSZ.

Tylko gdzie?

Namalowane na desce dzieło do Polski dotarło dzięki Adamowi Jerzemu i jego bratu Konstantemu Czartoryskim.
Kupili je w 1801 r. (lub w 1808 r.). W 1809 r. obraz wystawiono w tzw. Domu Gotyckim w Puławach. To pierwsze polskie muzeum, założone przez Izabelę ks. Czartoryską. Od tego czasu traktowany jest jako dzieło Rafaela Santi.

Jego autentyczność budziła jednak tak przed wojną, jak i po niej, spory wśród historyków sztuki. Zachowane fotografie dzieła dowodzą zdaniem niektórych (pisał o tym dr Józef Grabski), że sposób malowania stroju, zwłaszcza powyginanych fałd, jest znacznie bliższy stylowi Sebastiano del Piombo, Giulio Romano bądź Parmigianino niż Rafaelowi. Ten obraz nie jest typem portretu umbryjskiego czy florenckiego, a w tę tradycję wpisują się dzieła Rafaela.

Potwierdzać to ma także historia dzieła w XIX wieku. Po upadku powstania listopadowego Adam Jerzy ks. Czartoryski zabrał obraz do Paryża. W 1848 r. wysłał go do Londynu z zamiarem sprzedaży za zaledwie 15 tys. franków francuskich. Dzieła mistrza osiągały wówczas ceny co najmniej kilkakrotnie wyższe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski