Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młotkowanie Ukrainy

Jan Maria Rokita
Luksus własnego zdania. Całe szczęście, że berlińska konferencja ministrów Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji zakończyła się fiaskiem. Ławrowowi, Steinmeierowi i Fabiusowi nie udało się przez pięć godzin wymóc na Pawle Klimkinie zgody na przerwanie ofensywy wojsk ukraińskich w Donbasie i rozpoczęcie procesu federalizacji Ukrainy.

Ukraińskiemu ministrowi paradoksalnie „pomógł” Siergiej Ławrow, nie wykazując najmniejszej nawet gotowości złożenia deklaracji o zaprzestaniu rosyjskich przerzutów wojska i uzbrojenia na teren Ukrainy.

Gdyby jednak Niemiec i Francuz osiągnęli swoje negocjacyjne cele, oznaczać by to musiało, że Kijów zrezygnuje nagle z planu odbicia z rąk Rosjan Doniecka i Ługańska, uzna rosyjskich rebeliantów za partnerów do rozmów nad ustrojem państwa oraz zrzeknie się de facto suwerenności w stosunku do istotnej części terytorium własnego kraju.

Mówiąc wprost – byłoby to nieoczekiwane zwycięstwo Moskwy w tej wojnie, tyle że odniesione nie na polu walki, ale za sprawą politycznej intrygi Berlina i Paryża. Na zdrowy rozum wydawało się, że rząd ukraiński na coś takiego pójść nie może. Ale prawdę mówiąc, nie wiemy na ile Ukraińcy są rzeczywiście odporni na taką zorganizowaną, międzynarodową presję.

W postawie Berlina i Paryża zwraca przede wszystkim uwagę ignorowanie wspólnych europejskich celów, wytyczonych przez Radę i Komisję Europejską. Unia bowiem jako całość, w znacznej mierze za sprawą stanowiska Anglii i Polski, uznaje prawo Ukrainy do obrony własnego terytorium w obliczu rosyjskiej rebelii oraz inwazji na Donbas.

Najwyraźniej Niemcy i Francja uznały jednak, że w obliczu przedłużającej się i coraz bardziej krwawej wojny, uda im się skłonić rząd w Kijowie do zasadniczej odmiany dotychczasowego stanowiska. Gdyby tak się faktycznie stało, wiele niechętnych Ukrainie europejskich rządów przyjęłoby to z satysfakcją, choćby włoski albo słowacki.

Także pacyfistyczna europejska opinia publiczna byłaby zadowolona z każdego zawieszenia broni, nie zważając i nawet nie rozumiejąc jego politycznych konsekwencji. W Berlinie i Paryżu dobrze wiedzą, że na dłuższą metę utrzymanie wsparcia Unii dla prowadzącej krwawą wojnę Ukrainy będzie krańcowo trudne. Albowiem utrzymując takie poparcie, europejscy politycy będą wchodzić w coraz większą kolizję ze swoimi wyborcami, przerażonymi telewizyjnymi obrazami wojennych okrucieństw.

W Polsce natomiast informacje i debatę na temat berlińskiej konferencji zdominowała kwestia nieobecności polskiego szefa dyplomacji. Ma rację Jacek Saryusz Wolski podkreślając, że taka obecność w oczywisty sposób służyłaby interesom Ukrainy, więc to Kijów powinien się o nią dopominać. Ale z polskiej perspektywy nasza wymuszona absencja okazała się błogosławiona.

Trudno bowiem założyć, aby Sikorski mógł stanąć we wspólnym froncie nacisków na ustępstwa Kijowa, ale równie trudno sobie wyobrazić, aby stanął tam w otwartej opozycji wobec Steinmeiera i Fabiusa, nie mając na dodatek pewności, na ile twardy będzie tym razem opór samych Ukraińców. Jest całkiem jasne, dlaczego Niemcy i Francuzi unikają jak ognia udziału Polski w tych negocjacjach, bojąc się, że obecność Sikorskiego będzie tylko utwardzać Ukraińców. Ale jest równie jasne, że polska obecność w takich rozmowach musiałaby być dla rządu w Warszawie w najwyższym stopniu ambarasująca.

Dobrze zatem, że Polska nie partycypuje w przedsięwzięciach, mających na celu zmiękczenie oporu Ukrainy. Szkoda tylko, że dość liczni polscy politycy (np. europoseł Janusz Wojciechowski) z całego tego niebezpiecznego i skomplikowanego politycznego manewru zrozumieli tyle, że w końcu mogą tańczyć z radości, iż do jakiegoś berlińskiego salonu nie wpuszczono znienawidzonego przez nich polskiego ministra spraw zagranicznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski