Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MMA. Podbite oko? Robisz makijaż i idziesz do pracy [ZDJĘCIA]

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Tomasz Drwal (trzeci z prawej) i część jego „podopiecznych”. Od lewej: Tomasz  (trener biznesu), Michał (lekarz), Małgorzata (nauczycielka fizyki). Od prawej: Robert (przedsiębiorca) oraz Kamila (optometrystka).
Tomasz Drwal (trzeci z prawej) i część jego „podopiecznych”. Od lewej: Tomasz (trener biznesu), Michał (lekarz), Małgorzata (nauczycielka fizyki). Od prawej: Robert (przedsiębiorca) oraz Kamila (optometrystka). Fot. Andrzej Banaś
Sport dla zakapiorów? Krwawe jatki w klatce? Stereotypy, które nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś mieszane sztuki walki trenują lekarze, nauczyciele, biznesmeni, studenci. Dla zdrowia i rozrywki. Mówią, że to ciekawsze od biegania czy przerzucania ciężarów na siłowni.

Tomasz Drwal, pierwszy Polak, który walczył w elitarnej amerykańskiej UFC (w sobotę gala tej federacji odbędzie się w Kraków Arenie) kilka lat temu prowadził mały klubik MMA na os. Zielonym w Nowej Hucie. Warunki spartańskie, ciasnota. 75 metrów kwadratowych maty, na której ćwiczył on sam i paru zapaleńców, głównie jego znajomych. Kolejek chętnych nie było, mieszane sztuki walki w Polsce dopiero raczkowały.

Od tamtego czasu zmieniło się niemal wszystko. Moda na MMA przybrała na sile, a nowohucka salka zamieniła się w prowadzoną w krakowskiej Plazie „Szkołę Walki Drwala”. 400 metrów kwadratowych maty, dwanaście potężnych worków bokserskich, dwie klatki do sparingów. I mnóstwo ludzi. Nie, nie ma agresywnych kiboli okładających bez opamiętania treningowe worki i siebie nawzajem. Są za to... Hm, pewnie będziecie zdziwieni.

Małgorzata Czech, nauczycielka fizyki w szkole sportowej. Mówi, że najlepiej wychodzi jej lewy prosty
– Ćwiczę codziennie, po dwie-trzy godziny. Nie tylko MMA, ale tym treningom poświęcam najwięcej czasu. Czemu akurat ten sport? Już w młodości chciałam trenować sztuki walki, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. I tak się złożyło, że rok temu wygrałam w konkursie trening personalny z Tomkiem Drwalem. Tak poprowadził te zajęcia, że już zostałam. Nie wyobrażam sobie teraz, żebym mogła zrezygnować. MMA to idealna forma treningu. Pracujemy nie tylko nad elementami sztuk walki, ale też nad kondycją, gibkością, sprawnością.

Weźmy przewroty – po raz ostatni robiłam je chyba w szkole średniej. Teraz takie przewrociki śmigam jeden za drugim. Nie przepadam tylko za sparingami, które z reguły mamy pod koniec zajęć. Ale że wszyscy biorą w nich udział, to ja też jestem zmotywowana i nie odpuszczam. Moi uczniowie wiedzą, że trenuję MMA, takie informacje rozchodzą się bardzo szybko. Wydaje mi się, że część patrzy na to z rezerwą i uśmiechem, ale większość to rozumie i popiera. MMA lubię też oglądać, choć gdy akurat któryś z moich znajomych trenerów walczy na gali, to bardzo to przeżywam i nie do końca mogę na to patrzeć. Jestem bardzo wrażliwą osobą.

To nie balet, ale...
Na sali ruch jak w ulu. Jedni obijają worki, inni tarzają się po ziemi w zapaśniczych chwytach, jeszcze inni mają zajęcia z czegoś, co przypomina gimnastykę wymieszaną z akrobatyką. Instruktor pokazuje ćwiczenie. Robi mostek, przerzuca nogi w górę, staje na głowie i po chwili swobodnie staje na ziemi. Ciężko to sobie wyobrazić, a co dopiero zrobić. Mięśnie bolą od samego patrzenia. – Teraz wy. Partner was asekuruje – wydaje polecenie.

Kilkanaście osób zaczyna z zapałem ćwiczyć. Niektórym wychodzi to lepiej, innym gorzej, ale i tak można pozazdrościć im sprawności. A przecież to nie są zawodowcy.

– To jest takie zderzenie dwóch światów: sportów walki i, powiedzmy, fitnessu. To nie jest to, co ludzie widzą w telewizji: ciężkie nokauty, dźwignie, naparzanie. Trening MMA jest bardzo zróżnicowany, ciekawy, tym kupujemy ludzi – wyjaśnia Drwal.

Stanisław Górski, lekarz, wykładowca Collegium Medicum, z organizacją „Lekarze bez Granic” uczestniczył w zagranicznych misjach medycznych m.in. w Sudanie Południowym i Afganistanie
– Dla mnie to najlepszy sposób, żeby zdopingować się do ruchu, forma dbania o zdrowie. Dawka adrenaliny, którą tutaj się dostaje, jest bardzo stymulująca. To jest dużo fajniejsze niż bieganie czy siłownia. No i jest to też forma przygody, sposób na odstresowanie się i przy okazji w jakimś stopniu realizacja chłopięcych marzeń. W związku z tym, że sporo wyjeżdżam za granicę, to dość nieregularnie pojawiam się na treningach, ale gdy jestem na miejscu, to przychodzę przynajmniej trzy razy w tygodniu. Jak ktoś chce się wyżyć, to w tym sporcie uda mu się na pewno. Sparing? Proszę bardzo. Sam z jednego wróciłem z podbitym okiem, nawet nie wiem, czy od uderzenia czy kopnięcia. Zauważyłem to zresztą dopiero w domu. W związku z tym nabyłem na wszelki wypadek porządny zestaw do makijażu, żeby w stanie cywilizowanym pojawiać się w pracy. Takie sytuacje nie są jednak częste. Wiadomo, na poziomie zawodniczym MMA to nie jest balet, ale traktowane rekreacyjnie to po prostu świetna zabawa.

Za namową żony
Nauczą cię tu technik bokserskich, zapaśniczych, obalania, upadania, duszenia, zakładania dźwigni, pozwolą powalczyć w klatce. Ale nie od razu.

– Nikt nie jest rzucany na głęboką wodę. Żeby ktoś mógł wziąć udział w sparingu, musi osiągnąć pewien pułap sprawności i umiejętności – wyjaśnia Drwal. – Mamy stworzony program szkolenia, różne poziomy zaawansowania. Żeby przejść do następnego etapu, do trenowania bardziej złożonych elementów, trzeba zdać coś na kształt egzaminu.

Paweł Kasperski, konsultant w agencji pracy i doradztwa personalnego. Wśród ulubionych form wymienia kopanie, uderzanie i walkę z pleców, cokolwiek to znaczy
– Na MMA namówiła mnie żona. Interesowałem się tym, oglądałem gale UFC, a ona w pewnym momencie powiedziała: słuchaj, jest w Krakowie taki klub, może byś spróbował zamiast leżeć na kanapie. Tak się zaczęło i trwa już od pięciu lat, choć ostatnio bardziej idę w kierunku brazylijskiego dżiu- dżitsu. Na pierwszym treningu myślałem, że trzy razy umrę, ale endorfiny mocno poszły w górę. Poczułem, że to jest to. Wcześniej takiego wysiłku raczej unikałem. Muzykowałem, nie prowadziłem zdrowego trybu życia. A tutaj w dwa miesiące zdążyłem się uzależnić od tego sportu. Ogólnie to bardzo boję się bić. Traktuję to jednak jak przełamywanie kolejnych barier, własnych ograniczeń. Brałem nawet udział w amatorskiej lidze MMA. Nie ma co mówić o wynikach, dwa razy przegrałem, ale na punkty, więc nie jest źle. Dla mnie sukcesem było to, że odważyłem się wystąpić. Pierwsze zawody były na zamku w Nowym Wiśniczu. Co ja tutaj w ogóle robię? – zastanawiałem się na początku. Wyszedłem jednak na ring. Rywal mnie dusił przez parę ładnych minut, ale nie poddałem się. Przełamałem swój strach. Dzięki temu, że trenuję sporty walki to również w życiu stałem się osobą pewniejszą siebie, odważniejszą. Żona w każdym razie nie żałowała, że podsunęła mi taki pomysł. Jeździła ze mną na zawody, razem oglądamy wszystkie gale, ma swoich ulubionych zawodników. Myślała nawet o tym, żeby przyjść i potrenować, ale na razie jeszcze się waha.

Sekcja dla dziewczyn
MMA ciągle w Polsce się rozwija. Nie tylko jeżeli chodzi o telewizyjne wydarzenia, jak gale KSW, którym swego czasu wielką reklamę zrobiły występy Mariusza Pudzianowskiego. Udało się ściągnąć z tej dyscypliny piętno nielegalnych, krwawych walk, które kiedyś u nas organizowano i które długo rzucały cień na walki w klatce.

Teraz kluby powstają jak grzyby po deszczu, organizowane są setki zawodów dla amatorów, internet pełen jest porad, filmów instruktażowych i zestawów ćwiczeń. Zainteresowanie jest ogromne. U Drwala stworzono nawet niedawno osobną grupę dla kobiet. Podobno są nawet bardziej zacięte od mężczyzn, rwą się do rywalizacji.

Kamila Majcher, optometrystka, prowadzi swój salon optyczny. Mocna strona: walka w stójce, pracuje nad parterem
– Z koleżanką siedzimy na sali od poniedziałku do piątku, bywało tak, że robiłyśmy pod dwa-trzy treningi dziennie. Do sportów walki trafiłam, bo znudził mnie fitness. Zaczęłam od K-1, potem trochę z konieczności, bo grafik treningów kolidował mi z pracą, przeniosłam się na zajęcia MMA. Nie żałuję, bo tu nigdy nie ma nudy. Boks, zapasy, cały czas coś się dzieje. To mnie kręci, zresztą jako dziecko byłam taką chłopczycą, która z kuzynami skakała po drzewach, goniła po warsztatach. Nie boję się zadrapań, siniaków. Znajomi do tej pory patrzą na mnie ze zdziwieniem, mówią, że to nie dla mnie, że wrócę z podbitymi oczami. Ale nic sobie z tego nie robię. Rozwijam się, niedługo mam zamiar wskoczyć do bardziej zaawansowanej grupy. Chciałabym tylko, żeby coraz więcej dziewczyn przychodziło, bo na razie jest nas garstka i trochę brakuje rywalek do sparingów. A sztuki walki to świetna forma ruchu, również dla kobiet. Choć przyznam szczerze, że wolę ćwiczyć z mężczyznami, więcej się od nich uczę.
Szczęka lata, ale sztuczna
Drwal pomysł na swoją szkołę podpatrzył w Stanach Zjednoczonych, gdzie MMA należy do czołówki najpopularniejszych sportów. Sportów, dodajmy, szeroko dostępnych również dla zwykłych ludzi. - Chodziło o stworzenie takiego supermarketu usług w zakresie kondycji fizycznej, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Siłownia, fitness, szkoła walki – wylicza. - To się udało zrealizować dzięki współpracy z właścicielem sieci Fitness Platinium, Bartoszem Gibałą, który już kilka lat temu dostrzegł w sportach walki ogromny potencjał.

Na zajęciach pojawiają się tłumy.
- Ale my nadal musimy walczyć ze zniekształconym obrazem MMA, bo jednak telewizja pokazując same gale, na których, co tu kryć, dzieją się różne rzeczy, nie pokazuje tła tego sportu i jego istoty - opowiada Drwal. - Niektórzy nadal mają proste skojarzenie: o Jezu, walka w klatkach, krew na twarzy. Przychodzą do nas czasem ludzie, zaciekawieni, ale z pewną rezerwą. Po części muszę ich zapewniać, że nic złego im się nie stanie. Za to gwarantuję im jedno: że będą czuć mięśnie, których istnienia dotąd nawet nie podejrzewali.

Robert, przedsiębiorca, zajmuje się sprzedażą materiałów budowlanych i budową domów. Dobrze kopie, bo kiedyś ćwiczył taekwondo
– Przerobiłem też kung-fu, krav magę i parę innych rzeczy. W MMA różnica jest taka, że trening jest bardzo wszechstronny, nauczyłem się nawet stać na głowie, na rękach. Wcześniej tego nie robiłem. No i schudłem dziesięć kilo. Świetne jest też to, że jesteśmy trochę jak rodzina. Wszyscy się znają. Nie ma czegoś takiego, że ludzie się tłuką, potem tylko „cześć, na razie”. Kiedy urodziło mi się dziecko cztery miesiące temu, to zrobiłem tu pępkówkę. Nie było oczywiście alkoholu, tylko jakieś napoje energetyczne. Na matach rzeźni też nie ma, krzywdy nikt sobie nie zrobi. Nikt nie leje się do upadłego, bo przecież nie o to chodzi, poza tym i tak instruktorzy na coś takiego by nie pozwolili. Mam takiego kolegę, z którym czasem ćwiczę. Ja ważę 85 kg, on 126. W stójce, mimo że jest wyższy, sobie radzę. Latam obok niego, punktuję go, choć wiadomo, jego cios też sporo waży. Ale jak schodzimy do parteru, to wystarczy, że na mnie się położy i się duszę. Nie mogę się podnieść. Ale tego też się uczymy, jak np. założyć w takiej sytuacji dźwignię i pokonać większego od siebie. Bicia jednak nie ma. Szczęka czasem wypadnie, ale spokojnie, mam na myśli tylko ochraniacz.

Najlepszy sposób na stres
– A teraz zróbcie tak! – instruktor kładzie się na macie, a po chwili leży w taki sposób, że ma w zasadzie tylko jeden stały punkt podparcia: głowę i kark. Potem przy pomocy nóg okręca się w jedną i drugą stronę, trochę jak tancerz breakdance. Reszta powtarza. Trudne, cholera. – Na początku uczymy się przewrotów, stawania na rękach, na głowie, wzmacniamy mięśnie. Do tego dochodzą podstawy sztuk walki. To są rzeczy, które każdy powinien znać i umieć – mówi Drwal. – Tym bardziej że dziś młodzi ludzie nawet przewrotu dobrze zrobić nie potrafią. Musimy ich tego w zasadzie uczyć od początku – śmieje się.

Michał Malczak, lekarz stażysta w Szpitalu Uniwersyteckim, w przyszłym roku zaczyna rezydenturę na ortopedii i traumatologii. Najbardziej lubi techniki bokserskie
– Na początku chodziło po prostu o ogólny fizyczny rozwój, wysiłek. Potem, jak zacząłem sobie lepiej radzić, element rywalizacji stawał się ważny, a teraz jest bardzo ważny. Mam możliwość zmierzyć się w sparingach z kolegami, którzy walczą zawodowo, to fajna sprawa. Świetny sposób na rozładowanie napięć i stresu, które siedzą w człowieku. Chłopaki mnie nie oszczędzają. Czasami zdarza się jakieś podbite oko, ale wtedy przydaje się pomoc mamy jako makijażystki, bo wiadomo, w szpitalu nie za bardzo wypada pojawić z sińcami na twarzy. Ludzie czasem się dziwią, kiedy słyszą, że trenuję MMA, ale podchodzą do tego z sympatią albo przymrużeniem oka. Ordynator oddziału, na którym teraz jestem, był zaskoczony, gdy o tym usłyszał, nawet żartobliwie pogroził mi palcem, ale potem dowiedziałem się, że w młodości sam też trenował sporty walki. Teraz chodzi mi po głowie pomysł, żeby wziąć udział w gali MMA dla amatorów, ale jeszcze się waham. W takich zawodach na pewno łatwiej o kontuzję niż w trakcie klubowych sparingów. Gdybym zrobił sobie coś poważniejszego, to trochę byłoby szkoda. Ale na pewno przynajmniej raz chciałbym spróbować. Ludzie pewnie nadal myślą trochę stereotypowo, że MMA parają się prymitywni troglodyci. Nic bardziej mylnego – na zajęciach spotkałem multum ciekawych osób z przeróżnych profesji. Tworzymy taką małą społeczność i to jest w tym wszystkim najfajniejsze.

Niektórzy robią wielkie oczy
Uczestnikom zajęć Drwal powtarza: „Ze sportami walki jest jak z nauką angielskiego. Jeżeli chcesz się ich nauczyć, trzeba systematyczności”. Są tacy, którzy przychodzą z głową wypełnioną radami z internetu i chcieliby walczyć choćby zaraz. Ich zapał trzeba ostudzać. Ale większość to ludzie zaciekawieni nowymi możliwościami treningowymi.

Tomasz Pachoł, trener biznesu, prowadzi szkolenia dla kadry menedżerskiej średniego i wyższego szczebla. Wcześniej trenował muay-thai, dlatego najbardziej lubi uderzenia łokciami i kolanami
–Na razie nie pozwalają mi ich stosować, bo jestem na poziomie dla początkujących. Mam 45 lat, bywa, że jestem najstarszym uczestnikiem, ale kondycyjnie jestem przygotowany lepiej niż niektórzy. Pamiętam jednak, jak w ubiegłym roku przyszedłem na zajęcia po raz pierwszy. Było naprawdę ciężko. W pewnym momencie usiadłem skrajnie wyczerpany. Podszedł trener, więc powiedziałem mu: słuchaj, chyba jestem na to za stary. On się uśmiechnął i odpowiedział: nie, jesteś tylko za słaby. Zaczął się trening kondycyjny i potem poszło już z górki. Teraz to moja pasja. Fascynujące w tym sporcie jest to, że cały czas uczymy się czegoś nowego. Jest dżiu- dżitsu, K-1, grappling, boks, po prostu wszystko. Nie ma agresji, niezdrowej rywalizacji. Nawet na sparingach chodzi o to, żeby ćwiczyć szybkość, technikę, a nie, żeby przeciwnika znokautować. Trenerzy pilnują, żeby nie było ciężkich uderzeń. A jak ktoś chce, to może się umówić na mocniejszy test, sprawdzić się w realnej walce. Do tego trzeba jednak dojrzeć, być już nieźle wytrenowanym. Ryzyko urazów nie jest duże, jest normalne, takie jak w sporcie. Jadąc na rowerze też można się wywrócić. Ja zresztą nie mógłbym sobie pozwolić, żeby chodzić z poobijaną twarzą, w końcu pracuję stojąc przed ludźmi. Niektórzy zresztą robią wielkie oczy, gdy słyszą, że trenuję MMA. To faktycznie może dziwnie wyglądać w zestawieniu z moim zawodem, który polega na tym, że mówię innym, jak się szanuje ludzi, jak buduje relacje, współpracuje ze sobą. Potem po szkoleniu mamy na przykład spotkanie integracyjne, każdy opowiada o swojej pasji. I ja mówię, że moją są sporty walki. Jak to możliwe? - pytają. A ja jestem z pokolenia Bruce’a Lee, to zawsze było moim marzeniem i teraz je realizuję.

– Bawią się w to jak inni w bieganie, pływanie. Zawodowcy też oczywiście u nas trenują, ale większość z tych ludzi to amatorzy, którym znudziła się zwykła siłownia i wyciskanie na klatkę – wodzi ręką po sali Drwal. I ocenia, że to tak naprawdę dopiero początek prawdziwego boomu na MMA w Polsce.

***

MMA – Mixed Martial Arts, czyli mieszane sztuki walki to w ostatnich latach bodaj najdynamiczniej rozwijająca się dyscyplina sportu na świecie. „Mieszane sztuki walki wyrażają jeden ze współczesnych kierunków rozwoju sztuk walki – zapewnienie widowiska sportowego, w którym walka toczy się przy jak najmniejszych ograniczeniach, ale jednoczesnym zminimalizowaniu ryzyka śmierci i poważnych, trwałych obrażeń ciała” – powiada wikipedia.

Tomasz „Gorilla” Drwal to jedna z legend polskiego MMA. Pochodzący z Marcinkowic (powiat nowosądecki) 33-letni zawodnik przez trzy lata – od 2007 do 2010 roku – był związany kontraktem z amerykańską UFC, największą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie. Teraz szykuje się do kolejnego pojedynku w Polsce: 23 maja zmierzy się w Gdańsku z Michałem Materlą o pas KSW wagi średniej. KSW, czyli Konfrontacja Sztuk Walki to najbardziej znana polska organizacja zajmująca się MMA.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski