Premier powołał nowego urzędnika, w którego przydatność wątpi opozycja
Nowy sekretarz stanu otrzymał gabinet z sekretarką w Kancelarii Premiera, oprócz sejmowej pensji dostaje co miesiąc ponad 10 tys. zł i ma do swojej dyspozycji samochód z kierowcą.
Posłowie oceniają jego pracę krytycznie.
- Kontakt z panem ministrem mam, ale tylko wzrokowy na sali plenarnej - mówi Zbigniew Kuźmiuk, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PSL. - Jesteśmy posłami z tego samego okręgu i dlatego wiem, jak on wygląda. Natomiast mój klub parlamentarny nie ma z nim specjalnego kontaktu - dodaje.
Minister jest rzadkim gościem nie tylko u dawnego koalicjanta. Nie bywa także u innych liderów opozycji. - Pan Wikiński w ogóle do nas nie przychodzi. Sądzę, że jego tytuł formalny nie odpowiada temu, co on robi. Tak naprawdę jest to minister do spraw: "walk, podjazdów i konfliktów w Klubie Parlamentarnym SLD" - ocenia Ludwik Dorn, szef Klubu Parlamentarnego SLD.
Jak ustaliliśmy, minister do spraw kontaktów Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z Sejmem rzadko zagląda nie tylko do szefów klubów opozycyjnych. Nie bywa również częstym gościem w gabinecie Janusza Lisaka. - Raczej dzwonimy do siebie lub widujemy się w innych miejscach - przyznaje szef klubu Unii Pracy. Nawet przedstawiciele koalicyjnej Unii Pracy wypowiadają się ostrożnie o efektach pracy członka rządu. - Trudno mi oceniać, czy dużo załatwia. Ale na pewno jest potrzebny minister, który koordynuje pracę rządu i parlamentu. On czasem może pomóc wydobyć informacje dotyczące pracy poszczególnych ministerstw - przekonuje Lisak.
Zachwycony pracą jest pomysłodawca powołania nowego ministra. O stworzenie tej funkcji zabiegał Marek Wagner. Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zaproponował stworzenie nowego stanowiska pracy, bo jak twierdzi, miał sam zbyt wiele zadań. - Marek Wikiński naprawdę bywa w Sejmie u szefów opozycji - broni swojego kolegi Marek Wagner.
Nie wiemy, czy tej oceny Wikiński nie zepsuł sobie w ostatni piątek. Liderzy Sojuszu, wiedząc, że Roman Jagieliński opuścił koalicję, nie byli pewni, czy przejdą w parlamencie najważniejsze dla rządu senackie poprawki do ustawy budżetowej. Niespodziewanie opóźniono nawet o dwie godziny głosowanie. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że to Marek Wagner chciał mieć czas na zdobycie pewności, że wyniki będą po myśli Sojuszu. Po Sejmie nerwowo kręcił się Marek Wikiński. I to podobno po jego uspokajających komunikatach, że wszystko jest w porządku, przyspieszono termin głosowania. Wikiński jednak nie doliczył się dwóch głosów.
- Taka funkcja ma sens tylko wtedy, gdy osoba zajmująca to stanowisko potrafi doprowadzić do spotkań z przewodniczącymi opozycyjnych klubów parlamentarnych i przekonać ich do rozwiązań rządowych - ocenia Kuźmiuk. Jego zdaniem Marek Wikiński nie ma takich predyspozycji.
Tuż po wyborach Leszek Miller zapowiadał znaczne oszczędności. - Zamierzamy uczynić państwo tańszym i sprawniejszym. Oszczędności zaczęliśmy od siebie. Występujemy o zamrożenie płac w administracji rządowej. Już jest mniej ministrów, a będzie mniej dyrektorów, radnych, prezesów. Mniej agencji, funduszy, fundacji, w których znikają pieniądze z budżetu - twierdził Leszek Miller w swoim exposé 25 października 2001 r. Szybko zapomniał o swoich obietnicach. Zamiast zmniejszać zatrudnienie u siebie w kancelarii, we wrześniu zeszłego roku powołał nowego ministra. Poseł SLD Marek Wikiński został ministrem do spraw kontaktów Kancelarii z Sejmem.
(YAN)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?