Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda

Redakcja
Nastoletnia córka znajomej, po upewnieniu się, że kiedyś, w archeologicznych czasach naszej młodości, nie było galerii handlowych, butików ani nawet ciucholandów, zadała pytanie: - No to gdzie i w co wy się ubierałyście?

Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH

Gdzie - trudno powiedzieć. Łatwiej wyliczyć miejsca, których początkujące (i starsze zresztą też) studentki z lat sześćdziesiątych klientkami nie były. Nie ubierałyśmy się w PDT przy ul. św. Anny. Stroje tam, cenowo mniej więcej dostępne, krojone były na daleko okazalsze żeńskie egzemplarze, pozbawione talii, czyli wcięcia w pasie. Co do zgodności z modą, to ubiory dla handlu uspołecznionego planowano wówczas prawie jak wytop stali czy plony z hektara: raczej na pięciolatkę niż na najbliższy sezon. A moda wtedy była akurat paradoksalnie ważna.

Nie kupowałyśmy ciuchów w nielicznych w Krakowie komisach, ani w firmowym sklepie Mody Polskiej: za drogie. Rewelacyjne (przynajmniej na początku) zakłady odzieżowe Dana, produkujące odzież względnie tanią i dla ludzi, pojawiły się ze swoją ofertą trochę później.

Dla cierpliwych i wytrwałych była Tandeta. Z zakładów uspołecznionych wzięciem cieszyła się Sprawność na Stradomiu szyjąca dżinsy, prawie "prawdziwe". I to właściwie wszystko w kwestii "gdzie".

A w co? Ambitne dziewczyny ubierały się przede wszystkim w pomysły. Czasem szły dalej niż Barbara Hoff z "Przekroju".

Trudno dziś powiedzić, kto wpadł na pomysł zaadaptowania cajgu (dość obskurna tkanina na odzież roboczą, przede głównie na kufajki) do damskiej odzieży na wszystkie okazje. Z cajgu szyło się spodnie, spódnice, sukienki. Tylko - na początek - trzeba było mieć pomysł na pozbycie się nieprzyjemnej woni tkaniny i znaleźć koleżankę, która umie szyć. A z tym był duży kłopot. Dziewczyny z pokolenia startującego na studia we wczesnych latach sześćdziesiątych były do wyższych celów stworzone i czynności takie jak wszelkie robótki ręczne (z szyciem włącznie) i gotowanie miały w głębokiej pogardzie. Z czynności pospolitych uznawały taniec, który zyskiwał na szlachetności, gdy towarzyszył mu jazz.

Potem, gdy okazało się, że podstawowe umiejętności są warunkiem przetrwania, zaczęło się doganianie rzeczywistości, samoedukacja w pospolitych dziedzinach. Nieliczne osiągnęły podwójne mistrzostwo; kulinarne i krawieckie, inne kontentowały się jedną. Gdy umiejętnością tą było szycie - stawały się opatrznością dla licznych przyjaciółek.

Żelazną konsekwencją wykazała się właściwie tylko Isia R., legendarna fotoreporterka, przypalająca nawet wodę na herbatę i doprowadzająca do wybuchu kiszone ogórki. Inne normalniały w zastraszającym tempie. Choć - nie do końca.

Dziś, gdy pokoleniu przybyło lat i tytułów, sklepom przeróżnych towarów, a moda poddała ostatni bastion, tracąc władzę nad damskimi spodniami (nosi się wszystkie długości i szerokości), parę trochę starszych pań nadal z fantazją ubiera się w pomysły. I są wspaniałe. Dość popatrzeć na Irenkę P., na Krystynę Z. Rewelacja!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski