Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Modne miejsca

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Rozmowa. Szef kreśli palcem wskazującym nad swoją głową kółka. Próbuję ciągnąć: „wiesz, trzeba szybko odpowiedzieć…”. A on tylko kółka i na ramię kładzie dwa palce.

W końcu mówi najciszej jak się da, że te kółka to znaczy, że podsłuchują, a palce to jakby pagony wojskowe. „Ruskie?”, pytam. „A gdzie tam? Jakie Ruskie?” „UOP albo wojsko”. „Nas?” „Wszystkich podsłuchują”.

To strach przed kolegami z ekipy, a nie miłość do ośmiorniczek wypłasza w Polsce ministrów z kolejnych ekip rządowych prosto w łapy tych, co „piszą cyrylicą”. A tam już na nich czyhają grupy przestępcze, czyli kelnerzy uzbrojeni w widelce – celnie podkpiwa jeden z byłych wiceszefów służb Mieczysław Tarnowski.

Pierwszy wariant, sportowy: przeskoczyć Aleje Ujazdowskie i pochodzić po Łazienkach. Wchodzi w grę wariant drugi, hippiczny. Za Buzka hitem było Cavallo, urządzona w stajni restauracja w Łazienkach, za Millera, o ile wiadomo, też restauracja w stajni ale na Ursynowie, plus klub na Smolnej, taki z dyskoteką.

Ministrowie lubili pomieszczenie na samym szczycie, to z papugami. Przetrwało w filmie „Prawo ojca” z Markiem Kondratem, w takiej brutalnej scenie, z której główny bohater stara się uratować własną córkę. Ale miejsce chociaż dzięki temu można zobaczyć.

W ratuszowych czasach Lecha Kaczyńskiego spotkania były w restauracji w Teatrze Wielkim (kaczka z wiśniami), a urzędnicy, tak już po robocie, bywali w Elefancie na pl. Bankowym lub w San Antonio na Senatorskiej. Skromniej i każdy płacił za siebie („Przyjechali kowboje, każdy płaci za swoje” – miał mawiać Ludwik Dorn).

Potem przyszła moda na polską kuchnię w wersji wypasionej, czyli restauracje Polską i Różaną (albo na Francuskiej, albo Chocimskiej). Tuskowe czasy to Sowa i super hiper Amber Room. Oddzielne pokoiki to moda nowa, w dobrym tonie jest taką świątynkę dyskrecji posiadać. I tu pies pogrzebany, bo każdy może podpytać w rządowych kręgach, gdzie jest teraz lansersko obżerać się wśród ministrów i bez problemu okablować te kilka „tajnych” pokoików. Łatwiej to niż przebierać się za hydraulika i montować podsłuchy ministrom po urzędach.

MSZ informuje, że rocznie polska dyplomacja przejada 12 mln na rozmowy nad kotletem: ani to zdrowe, ani tanie. Może sauna, nie bardzo jest gdzie zamontować mikrofon, tyle że na golasa trzeba paradować. Jeśli więc nie po wschodniemu, to może po watykańsku? Jak masz sprawę, to omawiasz w biurze, przy pustym stole, maksimum szklanka wody. A jeśli chcesz się pokolegować z koleżeństwem, to wieczorem bierzesz ich do restauracji i rozmawiasz o kuchni, winach i starych karabinach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski