Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mogły jechać do Pragi...

Justyna Krupa
Wygrana z wrocławiankami na własnym parkiecie przyszła krakowiankom bez najmniejszych kłopotów
Wygrana z wrocławiankami na własnym parkiecie przyszła krakowiankom bez najmniejszych kłopotów FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Koszykówka. Zawodniczki Wisły Can-Pack po pokonaniu Ślęzy będą mogły trochę odpocząć.

Już w najbliższy piątek Wisła Can-Pack może się cieszyć z awansu do półfinału Tauron Basket Ligi Kobiet. By to osiągnąć, musi drugi raz pokonać wrocławską Ślęzę, tym razem na wyjeździe.

– Musimy do następnego meczu poprawić grę na tablicach. Tak, by nie pozwolić rywalkom notować tak wielu zbiórek, zwłaszcza ofensywnych. Zawsze warto jeszcze bardziej uszczelnić naszą obronę – wylicza zadania na ten tydzień Allie Quigley.

W pierwszym meczu wiślaczki i tak nie pozwoliły rywalkom na wiele, bo Ślęza zdołała rzucić tylko 45 punktów. Jeśli rzeczywiście Wiśle uda się przypieczętować awans do półfinału już w drugim starciu z wrocławiankami, to podopieczne Stefana Svitka będą musiały czekać na kolejne spotkanie aż 12 dni.

Jedne zawodniczki wyraźnie nad tym ubolewają, sugerując, że terminarz nie został rozsądnie rozplanowany. Inne twierdzą, że ta przerwa im się przyda: – Nie sądzę, żebyśmy przez to straciły rytm meczowy. Raczej będziemy mieć więcej energii i świeżości, gdy w końcu przyjdzie do półfinałowych konfrontacji – kwituje Quigley.

„Quigs” i Courtney Vander-sloot zamierzają wykorzystać większą ilość wolnego czasu na rozwijanie swojego bloga na stronie WNBA, gdzie opisują swoje przygody w Polsce. – Zanosi się na to, że teraz będzie dobra pogoda, więc może wykorzystamy któryś dzień wolny na kolejną wycieczkę, zwiedzanie i poznawanie Polski. Bo aż tyle czasu, by pozwolić sobie na zagraniczne eskapady to jednak nie będziemy mieć – zastrzega Amerykanka.

Wszystkie wiślaczki pewnie najchętniej wybrałyby się do Pragi, ale nie na zwiedzanie. Niedawno FIBA ogłosiła, że Final Four Euroligi w tym roku odbędzie się właśnie w stolicy Czech. Do czwórki najlepszych drużyn w Europie awansowały aż trzy zespoły z grupy A, w której rywalizowała Wisła i tylko jeden zespół z grupy B. To dowodzi po raz kolejny, jak trudne zadanie stało w tym sezonie euroligowym przed krakowiankami.

Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, że w rywalizacji krakowsko-praskiej to Wisła wydawała się być dominującą drużyną. I była blisko tego, by wygrać oba spotkania z USK Praga. A wtedy „Biała Gwiazda” pewnie zagrałaby w fazie play-off. A jednak wszystko przekreśliła jedna, ostatnia minuta meczu w Pradze, w której wiślaczki roztrwoniły 7-punktowe prowadzenie. Teraz dopiero w pełni widać konsekwencje tamtej fatalnej końcówki.

– Rzeczywiście trudno się z tym pogodzić. Ale nie można tylko żałować tego jednego meczu w Pradze, bo przegrałyśmy tak naprawdę siedem euroligowych spotkań i dlatego nie było nas w play-offach. Musimy wyciągnąć z tego wnioski na przyszły sezon – zaznacza Quigley.

Tegoroczny sukces prażanek jest inspirujący. – Pokazały, że nawet nie mając wielu gwiazd, można zajść daleko – podkreśla liderka Wisły.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski