70 lat „Dziennika” „Cóż to byłby za Kraków /bez Sukiennic, bez ptaków, /bez spacerów w wieczory majowe – /bez hejnału starego, /bez „Dziennika Polskiego” /Taki Kraków nie byłby Krakowem...” – zrymował na pierwszy „Dziennikowy” jubileusz w roku 1955 Ludwik Jerzy Kern, a zaśpiewała gwiazda tamtych lat Maria Koterbska. Był w owych czasach „DzP” fenomenem w polskiej prasie codziennej. Ilość wierszy, fraszek i innych rymowanych form na jego łamach mogła szokować. A jacy twórcy! W jakże mało poetyckich, tuż powojennych latach służył poetom dodatek „Od A do Z”, który potem przeistoczył się w „Dziennik Literacki”, aż się usamodzielnił jako „Życie Literackie”, przez parę dekad liczący się tygodnik.
Ale i później wierszy na naszych łamach nie brakowało. 10 lat temu przywołał te literackie tradycje „Dziennika” 146. Salon Poezji Anny Dymnej, podczas którego nasz nestor, red. Władysław Cybulski wspominał lata, kiedy to poezja swą urodą konkurowała z językiem produkcyjniaków. Czasy były, jakie były, zatem zdarzyło się, że Roman Bratny obraził się na redakcję, jego wiersz bowiem, przeleżawszy się nieco, został opublikowany w momencie, gdy autor już się z nim nie identyfikował. Tak, tak, dzieje powojennej literatury można by spisać bez mała w oparciu o nasze roczniki. Nic tedy dziwnego, że kończył swą opowieść red. Cybulski apelem „Niech nam to nie będzie zapomniane”. Tak więc przypominam.
Fakt, imponujący jest zestaw nazwisk zdobiących nasze łamy: od Wisławy Szymborskiej poczynając (debiutowała w 1945 r.), po Leca, Herdegena (niewiele brakowało, a dla pisania rzuciłby szkołę teatralną), Iłłakowi-czównę, Ficowskiego, Kubiaka, Różewicza, Załuc-kiego, Zechentera, Sztaudyn-gera, Śliwiaka, Iredyńskiego, Harasymowicza („Dziennik” przez lata to była trybuna tego piewcy Bieszczad, łemkow-szczyzny), Brylla, Nowaka, Długosza, Lipską, Ziemianina... A trzeba by do tego grona i Brunona Miecugowa dopisać jako zmyślnego rymotwórcę głównie o zacięciu satyrycznym, który poza Jamą Michalika i nasze łamy zasilał nie tylko felietonami.
W kolejnych latach również o poezji nie zapominaliśmy, zwłaszcza że byli wśród nas Andrzej Warzecha, a następnie Józef Baran, posadowieni (jak niegdyś Mrożek, Bursa, Zechenter) na etatach. Józek Baran zasilał mój dział kultury, dzięki czemu mogę chlubić się, że byłem kierownikiem wybitnego poety. Oczywiście z czasem poezja na łamy te trafiała już sporadycznie, ale jeszcze ponad dekadę temu udało mi się pomieścić kilka epitafijnych wierszy innego wielkiego twórcy – Leszka Aleksandra Moczulskiego (debiut w „Dzienniku” – 1959).
Przywołuję dawne czasy, nic to, że w większości nie moje, bo wszak z nimi czuję ciągłość, tamte nazwiska są mi bliskie, ale też z radością myślę, że właśnie ta tradycja każe „Dziennikowi” wciąż poświęcać kulturze wiele miejsca. I znów być swoistą wyspą na mapie prasy codziennej w Polsce. „Na naszej wyspie /żyjemy wszyscy /Śliczni i czyści...” – pisał Dymny. Ciąg dalszy też przewidział...
70 lat „Dziennika”, z czego ponad 30 – mojego „Dziennika”. Byłem w nim redaktorem depeszowym, kierownikiem działu krajowego, redaktorem wydania, kierując nieistniejącym działem kultury, później już powołanym... Teraz już jako autor uprawiam mój kawałek podłogi. Aż przyjdzie mi kiedyś jakiś wyciąć sobie na pamiątkę. I może nawet (nie prędko, nie prędko, mam nadzieję) udam się z nim gdzieś – Tam...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?