Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój list do Piwniczan

Redakcja
"Chciałbym wierzyć, że ostatnie zmiany nie zerwały ostatecznie kontaktów kabaretu z tymi, którzy w nim wyrośli" Fot. Anna Kaczmarz
"Chciałbym wierzyć, że ostatnie zmiany nie zerwały ostatecznie kontaktów kabaretu z tymi, którzy w nim wyrośli" Fot. Anna Kaczmarz
Za Wami pierwszy krok. Nie ma już Piotra Ferstera, który pod Waszym naciskiem się wycofał, nie ma Marka Pacuły, który nie godził się z nową, pomniejszoną rolą. A może i chciał być lojalny wobec kolegi - wszak pojawili się w kabarecie niemal w tym samym czasie, a po śmierci Piotra obaj decydowali o kształcie i losie Waszego ansamblu. Aż - bo władza ma to do siebie - poczuli się zbyt pewnie, zachowywali nazbyt wyniośle.

"Chciałbym wierzyć, że ostatnie zmiany nie zerwały ostatecznie kontaktów kabaretu z tymi, którzy w nim wyrośli" Fot. Anna Kaczmarz

Koniec legendy

Zatem nie ma ich - a przed Wami krok następny. Dłuższy. I trudniejszy. Jak słyszę, a także obserwowałem to podczas zebrania założycielskiego nowego stowarzyszenia, już Waszego - Stowarzyszenia Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami jesteście teraz skonsolidowani, bo połączeni wspólnym celem, jakim jest przyszłość kabaretu. Bardzo chcę wierzyć, że tak jest. Ale też życie pokazuje - a historia najnowsza zwłaszcza - że znacznie łatwiej burzyć niż budować, łatwiej integrować się, gdy wróg na horyzoncie, zwłaszcza jeśli wcześniej był przyjacielem, niż harmonijnie przyjąć program, który zadowoli wszystkich.

O tym programie wiele mówiliście zawiązując nowe stowarzyszenie; chcecie więcej grać, nie tylko w święte soboty, i odrodzić programy poetyckie, może inscenizowane, jak niegdyś te, które przygotowywał Andrzej Maj, świętej pamięci, niestety. A może by, wykorzystując biegłą znajomość języków niektórych z Was, przygotowywać programy już nie w języku ojczystym? Wszak chcecie ruszyć w świat, w czym ma pomóc Zosia Beklen, która już sprowadzała Was z powodzeniem do Wiednia, gdzie też ongiś za jej sprawą dokonał się znaczący przełom w karierze krakowskiego Motion Trio. Tyle że formuła tria akordeonowego jest czymś świeżym i oryginalnym. Czy Piwnica, owa - jak pisze to w swej właśnie wydanej książce Basia Nawratowicz, niegdysiejsza piwniczna gwiazda - będąca "rewią pięknych oryginalnych utworów w profesjonalnym wykonaniu" wzbudzi podobne zaciekawienie? Życzę Wam, by tak było, a Zosi determinacja i rzetelność zdejmują z tych życzeń ton przysłowiowej pobożności, ale też i Wy wiecie, a i mnie doskwiera ta świadomość, że czas Piwnicy, która budziła mocny dreszcz emocji i pożądania, także wśród Polonii, już przynależy do przeszłych dekad. Podobnie jak "Przekrój" Mariana Eilego, tak Wam życzliwego.

Tę zmianę widać i w dziedzinie tak wymiernej jak finanse. Jakże łatwiej było o środki niegdyś, gdy na hasło "Piwnica pod Baranami" reagowali dyrektorzy wielkich firm, spiesząc z pomocą materiałową - gdy Wam potrzebna była blacha albo inne Bóg wie co, by zrealizować kolejne wielkie przedsięwzięcie, lub materialną. Choćby czynsz za Wasze piwniczne legendarne sale od lat był problemem. Na szczęście znajdowali się mecenasi jak Telekomunikacja Polska czy PKO BP, a otwierały się także prywatne portfele; dziś jakże trudniej o nich; obawiam się, że nie tylko z powodu ogólnego kryzysu.

Piszę o tym, bo pomyślałem sobie, że skoro Kraków chlubi się kabaretem już 54 lata, to może pora, by wyciągnął doń pomocną dłoń, najlepiej z nielekkim mieszkiem. Przecież od lat i tak wspierało Was miasto Kraków, może zatem wyjściem byłoby podporządkowanie administracyjne kabaretu Śródmiejskiemu Ośrodkowi Kultury, któremu już podlega Ośrodek Dokumentacji i Inicjatyw Artystycznych Piwnica pod Baranami. ŚOK rozlicza też niektóre umowy wyjazdowe. Tak działał przez lata, nim stał się miejską instytucją kultury, Teatr KTO, podlegając Dworkowi Białoprądnickiemu. Może zatem ta sprawdzona formuła służyłaby także kabaretowi, a ten bardziej wspierany przez miasto mógłby odwzajemniać się potencjałem swych artystów?
Jakkolwiek bowiem był życzliwy dla Piwnicy hrabia Jan Potocki, właściciel Pałacu, którego podziemia odkopali dla siebie pierwsi piwniczanie, to przecież czynsz wraz z mediami daje kwotę niebagatelną. Zarobić tyle występami nie będzie łatwo, acz życzę Wam tego. Oczywiście, zarobić gdzieś na wyjazdach. Wasza legendarna salka pozwala wszak płacić Wam za sobotni występ 100-120 złotych. To zarazem jasny dowód na to, że zbieracie się w te święte soboty nie dla panoszącej się bezgranicznie i bezwstydnie - użyjmy kolokwializmu - kasy, a - teraz bądźmy wzniośli - con amore.

A skoro mowa o miłości, to pomówmy i o tej, która ma tylko wymiar pojedynczy; oto ponad 30 artystów przekonanych, że to JA przynależę do kabaretowej awangardy. Kilka pokoleń, ileś temperamentów, czułych spojrzeń na siebie, ale i kąśliwych wobec koleżeństwa. Kiedyś Piotr S. czerpał z tego, intrygując i bawiąc się efektami swych knowań, bo i tak On, i Jego autorytet był rozstrzygający. Tyle że Piotra od 13 lat nie ma ani nikogo, kto mógłby go zastąpić. Teraz, gdy odszedł Marek Pacuła, kto będzie studził miłosne autozapędy? Pięcioosobowa rada artystyczna?

Oto moje lęki, ale - jak wiem po tylu rozmowach - i lęki Wasze. Nie bezpodstawne. Darujcie, ale znam Was trochę, od lat obserwuję, podpatruję, podsłuchuję, i wiem, że ta rada prędzej czy później nie będzie mówić jednym głosem. Oczywiście, o kształcie artystycznym można dyskutować, można się przekonywać i nawet głosować konkretne wizje i projekty, ale na co dzień sztuka demokracji jest sztuki zaprzeczeniem. Musi byś ktoś, kto narzuca swój punkt widzenia, kto jest liderem. Z woli zespołu. Albo nieraz i wbrew jego woli.

Marek pewnie i nadużył władzy, pewnie i był nieraz bezogródkowo bezpardonowy (za co przepraszał), ale z kolei, próbuję uruchomić wyobraźnię, czyż łatwo jest poskromić żywioł tylu osób i ich zapętlone w węzeł - gordyjski nierzadko - talenty, ambicje, autowyobrażenia, autouwznioślenia, ale i animozje, awersje? Jak długo będzie to poskramiać rada artystyczna - wszak z artystów tymi samymi przypadłościami obarczonych złożona?

A, nie obraźcie się, już, jak mnie słuchy dochodzą a wyobraźnia czyni resztę, pojawił się na horyzoncie niebłahy problem: kto w roli prowadzącego, skoro Marek odszedł? Wiem, chętnych nie brakuje. Ale właśnie owa liczba mnoga jawi się złowróżbnie. W soboty, owszem, można na zmianę - to Leszek Wójtowicz, to Krzysztof Janicki, a jeszcze jest i Rafał Jędrzejczyk. Będzie różnorodnie, wielobarwnie. Ale już pewnie pojawi się kłopot z nadejściem 12 września i "Koncertu dla Piotra S." Kto wtedy? A kto na wyjazdach, kiedy w grę wchodzi nie tylko prestiż, ale i inne walory? Łatwo będzie znaleźć modus vivendi? Bez zadr na serca dnie?

Dobrze, rada artystyczna - większością głosów? - zadecyduje, jakie numery, zwłaszcza nowe, wejdą do puli takiego koncertu, ale ułożyć kolejność, nadać temu jakiś szerszy zamysł już musi ktoś pojedynczo. - Osoba upoważniona do prowadzenia koncertu poukłada go w jakieś tam ramy - usłyszałem od osoby z tejże rady. Szkopuł, by nie były to "jakieś tam ramy" i by poczuli się w nich dobrze wszyscy: artyści i my, publiczność.
Powiem wprost - i nie obraźcie się, Leszku i Krzysztofie - bardzo mi się spodobał pomysł zaproszenia do Piwnicy kogoś spoza Waszego grona; kogoś, kto podziała ożywczo, wniesie element fermentu, pokrzyżuje sprawdzone ścieżki, zignoruje prowadzące Was od lat znaki. Powiem jasno - bardzo mi się spodobał pomysł, by tą osobą był Bronek Maj, poeta, intelektualista, a przy tym arcyśmieszny pan o arcypoważnej twarzy. To nią i swym wyrafinowanym poczuciem humoru bawił widzów okolicznościowych imprez Znaku, słuchaczy Radia RMF, na antenie którego ożywiał jakże śmieszne postaci... Bywał aktorem, ale przede wszystkim jest wyrazistą, cudowną postacią - tak prywatnie, jak i na scenie - a na dodatek osadzoną w wybornym artystyczno-intelektualnym środowisku. I jeszcze mógłby być świetnym na przykład autorem monograficznych programów, o których mówicie. Oczywiście, rodzi się pytanie, czy by zechciał. Ale jawi się i inne - nadrzędne: czy Wy jesteście gotowi go przyjąć? Już słyszę, że Was to dzieli... Bo trudny to melanż, gdy miłość do Piwnicy z miłością własną musi się zmierzyć.

- Wierzę, że się zjawi ktoś, kto będzie zaczynem czegoś nowego, innego, ale zgodnego z ciągiem historycznym... Gdybym nie wierzyła, to bym zaskoczona propozycją zostania prezesem jej nie przejęła. To i tak już nie będzie ta Piwnica, do której wejść nie było sposób, tak była oblegana jako oaza wolności... Zatem niech ten kabaret, pamiętając o ponadpółwiecznej legendzie, się zmienia - powiedziała mi Krystyna Styrna-Bartkowicz, która stanęła na czele nowego stowarzyszenia. Odbieram tę wypowiedź jako argument na przykład za Majem (ale przecież mogą pojawić się i inne nazwiska).

I słyszę takich głosów więcej...

"Tak naprawdę, skoro nie ma Piotra, nie jest istotne kto i kogo będzie mógł zapowiadać... Ważne jest to, by nasz kabaret pozostał wierny przesłaniu Piotra, by pozostał wyspą na morzu szarzyzny, kłamstwa, chamstwa i głupoty. By ludzie nadal mogli odczuwać piękno naszego piwnicznego świata, zapominając o kolejnych Rzeczypospolitych..." - te słowa Marka Pacuły, zapisane przed paru laty w mej książce "Głowy piwniczne", wydają się przesłaniem wciąż aktualnym.

Chciałbym wierzyć, że nie tylko ja odczuwam ich sens.

Brnę dalej w tej na poły prywatnej korespondencji, brnę, ufając, że skoro - a otrzymałem takie głosy - mój tekst "Poniżej piwnicy" był przejawem mej sympatii dla Was en bloc, to i ten odebrać zechcecie podobnie. Zatem zadaję sobie pytanie, czy aby wyłoniony dość pospiesznie i euforycznie (wiem, bo sam się dałem ponieść emocji wieczoru), zarząd nowego Stowarzyszenia Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami nie powinien mieć jednak trochę innego składu? I czy dobrze jest, że aż trzy osoby z 7-osobowego zarządu zasiadają też w radzie artystycznej. I nie o personalia mi idzie, a o skuteczność i, nazwijmy to tak, pragmatykę działania.
Chciałbym też wierzyć, że ostatnie zmiany nie zerwały ostatecznie kontaktów kabaretu z tymi, którzy w nim wyrośli, a którzy, wspiąwszy się na Parnas, pojawiali się w piwnicznym gronie już tylko wyjątkowo, na przykład śpiewając w "Koncercie dla Piotra S.".

Teraz, gdy Piotr Ferster pozbawił piwniczne ściany historycznych zdjęć (czy aby nowe stowarzyszenie nie było zbyt ospałe?!), gdy małostkowo wyrwał blat piwnicznego baru, czeka piwniczne sale poważniejszy lifting. Atrakcyjną wizję ma w tym względzie Patrycja Krauze, córka Antoniego Krauzego, reżysera wspaniałego dokumentu o Waszym kabarecie, a zarazem poprzez męża, biznesmena Macieja Młynarczyka, związana z warszawską Fabryką Trzciny... Mają z mężem piękne plany: co do samego wystroju, jak i ożywienia tego miejsca, by żyło niemal przez cały dzień, by przyciągało jazzem, spotkaniami literackimi, wystawami, promocjami książek, by przyciągało i oddziaływało opiniotwórczo. Czas pokaże, czy uda się aż tak ożywić to miejsce jako "enklawę dla ludzi, którzy potrzebują chwili skupienia nad podręcznikiem czy laptopem"?

Czas zweryfikuje te plany, jak i opinie złośliwców, że Piwnica to zjawisko przebrzmiałe, zmurszałe. Sam uważam inaczej i mam wiarę, że to sądy nieprawdziwe. Rok, jaki pozostał do 55-lecia kabaretu, wiele wyjaśni. Sprawdzi obecne możliwości i potęgę legendy.

Zweryfikuje też moje obawy; jeśli są i Waszym udziałem - tym lepiej.

Życzę Wam, Piwniczanie, powodzenia! Stąd ton tego listu. Po wielu latach znajomości, ot, nieskromnie uznałem, że tak mogę.

WACŁAW KRUPIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski