MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Moje CD

Redakcja
W 1986 roku pojawiła się na świecie dziwna płyta, w której zakochałem się od pierwszego usłyszenia. Był to album "The Circle And The Square" brytyjskiej grupy Red Box.

Dredg: "The Pariah, The Parrot, The Delusion"

A wspomniałem o jego dziwności, bo po pierwsze wyróżniał się tym, że wszystkie ważniejsze partie wokalne były śpiewane przez wieloosobowy chór, a po drugie, bo był zbiorem cudownie melodyjnych, różnorodnych i absolutnie pogodnych utworów zainspirowanych folklorem różnych części świata. Przyniósł też kilka nieśmiertelnych przebojów z tematami "For America" i "Bantu" na czele. No dobrze, ale dlaczego akurat teraz przywołałem to arcydzieło? Czyżby ten krążek sprzed blisko ćwierćwiecza miał coś wspólnego z tym, na temat którego zaraz pocmokam w zachwycie? I nie, i nie, i tak. Nie, bowiem oba zespoły - Red Box i Dredg - nie mają ze sobą nic wspólnego, nie, bowiem grają muzykę z różnych szuflad, a tak, bowiem longplay, którego tyczy ta recenzja, jest wydawnictwem tak bogatym w urocze melodie, tak wielobarwnym i tak ciepłym (przy tym dalekim od jakiejkolwiek banalności), że za każdym razem, gdy go smakuję natychmiast przypominają mi się pyszności, które kiedyś wyjmowałem z Czerwonego Pudełeczka.

Dla porządku: Dredg to kalifornijska formacja, która zadebiutowała w 1999 r. płytą (nigdy jej nie słyszałem) o tytule "Leitmotif". Podobno blisko im wtedy było do metalu, grunge'u i alternatywy. Po drugim albumie ("El Cielo" z 2002) zaczęto pisać o podobieństwach z Toolem, a po trzecim ("Catch Without Arms" z 2005) o złagodzeniu stylu na rzecz wykonywanych z pasją ambitnych piosenek. Co ważne kwartet (Gavin Hayes, Drew Roulette, Mark Engles i Dino Campanella) wszystkim swoim krążkom nadaje formę koncepcyjnych całości.

Koncepcyjne longplaye bardzo często charakteryzują się tym, że wszystkie utwory na nich są ze sobą połączone. Przepływają jeden w drugi. To sprawia (oczywiście, jeśli są udane), że słuchając ich zupełnie nie zwracamy uwagi na poszczególne tematy, lecz rozkoszujemy się całością. A ja, dokładnie właśnie tak miałem z "The Pariah...". To sprawiło, że dopiero przy tej pracy zacząłem porównywać cyfry pojawiające się na wyświetlaczu odtwarzacza z tytułami na okładce. Wyszło mi, że zachwycić się muszę numerami: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17 i 18. Aż tyloma, bo aż tyle jest ich na godzinnym krążku. Cóż zatem zrobić? Może tyle: Najnowsze dzieło Dredg, to bez żadnych wątpliwości, obok "Tick Tock" Gazpacho i "The Resistance" Muse, najlepsza płyta 2009 roku!

Jerzy Skarżyński, "Radio Kraków"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski