Fot. Wacław Klag
Paweł Głowacki: SALONY
To była promocja książki Macieja Wojtyszki "Bromby i Fikandra wieczór autorski". Autor przybył we własnej osobie, siadł obok aktorów: Anny Dymnej, Marty Konarskiej, Krzysztofa Orzechowskiego i Tomasza Wysockiego. Jak by więc nie liczyć, wychodzi, że ten "wieczór autorski" był w istocie południem autorów trojga: Fikandra, Bromby i Macieja. Kto z nich prawdziwy, a kto tylko wymyślony, napisany, iluzyjny? Niby wszystko jasne, owszem. Lecz jeśli zauważyć, że czytał również Wojtyszko - czyli był autorem z krwi i kości i zarazem kawałkami własnej fikcji - znika banalna jasność, zaczyna się niezła zabawa, pyszna gra iluzji z realnością.
Ale zostawmy to. Zostawmy dywagacje teoretyczno-literackie. Mógłbym je ciągnąć, lecz wolę rzec: posłuchajcie tego! "Łże małżonce małż odrobinę,/ iż żuł w Iłży małżowinę./ Lży małżonka małża fałsze/ (że o małżowinie małż łże)". Niezły zawrót głowy, co? A teraz przeczytajcie to szaleństwo raz jeszcze, wyobrażając sobie Dymną, co się w wybornego kałasznikowa zmieniła i z arcymistrzowską dykcją strzela w was tym czterowersowym tańcem twardych zgłosek. I co?
Otóż - gdy Dymna słuch nasz pięknie rozstrzeliwała, nie było czasu, by prawdę wypuszczanych przez nią zdań weryfikować, czyli w głowie swej szukać przejść między słowami a odpowiadającymi im w świecie rzeczami. Czy się chciało, czy nie - trzeba było twardy taniec zgłosek w ucho wziąć tak, jak się kamyki w palce bierze, i uznać, że jest to taniec rzeczy samych. I tak ze wszystkim, przez godzinę całą. Karnawał? Owszem. Stare nawyki na głowie postawione.
"Pragnąłeś występku? Szukałeś w mgłach dróżki?/ Z wzorzystej spódnicy strzepuję okruszki/ i z swadą swą szkocką sens klęski ci wieszczę:/ W głąb wessą cię wiry i ssawki złowieszcze!". Albo to. "Wiódł raz żywot wyżeł chyży./ Żarł ryż tylko, ale wyżył./ Zżył się z ryżem nie na żarty,/ chyży, ryży i nażarty." I to. "Mknął z Ełku do Łeby,/ dął i wiał bezładnie./ Łkał ckliwie, jakby gładko łgał./ Miął miał, tłukł w wał,/ wił się, jakby wpadł w szał." I może jeszcze to na koniec. "W osiedlach łosi/ nie ma żadnych osi./ Po prostu łosie/ nie dbają o osie./ Choć bez paniki -/ to płochliwy łoś/ włazi w osiki/ i w nosie ma oś." Wystarczy? Wystarczy.
Karnawał więc. Szalejący, w najlepszym tego słowa znaczeniu szalejący aktorzy (na czele z dyrektorem Orzechowskim, który malowniczo i świetnie przekraczał wszystkie granice wszystkich recytatorskich szaleństw) - i karnawał rymów, commedia dell'arte harmonii głoskowych, kolosalny cyrk rytmów, intonacji i zgrzytów, trzasków, szeptów, iskrzeń między literami, sylabami, słowami, wersami wreszcie. Język, który nabiera ciała - i twoja ulga, że nie musisz światem weryfikować fraz. Przecież gdy słyszysz: "Pewien mól/ odczuwał ból" - ani cię ziębi, ani grzeje, że mole gdzieś tam istnieją realnie. Po prostu, recytowany mól do ucha twego wpada, wełny szuka, nie znajduje - więc odlatuje. Nic więcej.
Lekcja Wojtyszki to lekcja stara. Stara jak układanie słów w zdania. Myślę, iż dzieci, co na Salon przybyły, wyczuły istotę, wyczuły, że język nie jest przeźroczysty. Że wyrecytowany mól, który opuszcza ucho - nie wraca do szafy. Nie. On wraca - do wiersza.
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 293 Krakowski Salon Poezji. Fragmenty książki Macieja Wojtyszki "Bromby i Fikandra wieczór autorski" czytali: Anna Dymna, Marta Konarska, Krzysztof Orzechowski i Tomasz Wysocki. Grali: Łukasz Pawlikowski na wiolonczeli, Tomasz Próchnicki na fortepianie, Jonasz Sobaniec na marimbie, Tomasz Sobaniec na instrumentach perkusyjnych. Gospodarze Salonu: Anna Burzyńska i Józef Opalski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?