Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Molenbeek, europejska wylęgarnia dżihadu [WIDEO]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Fot. ©2016 Google, infografika wiktor łężniak
Analiza. O tym, że niewielka Belgia już dawno stała się europejską mekką radykalnych islamistów, dowiedzieliśmy się tuż po listopadowych zamachach w Paryżu. Te wczorajsze są tylko potwierdzeniem, iż przez kilka miesięcy nic się nie zmieniło.

Salah Abdeslam - zatrzymany przed kilkoma dniami terrorysta, najbardziej poszukiwany od listopada - posiada wprawdzie obywatelstwo francuskie, ale od lat mieszkał na przedmieściach Brukseli. Tak naprawdę tam się wychował. Pewności nie ma, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że to właśnie jego pojmanie spowodowało nagłe ożywienie uśpionych komórek terrorystycznych i w konsekwencji - wczorajsze zamachy na lotnisku i w metrze.

Źródło: BE RTL TVI/x-news

Dzisiaj już wiemy, że sam Abdeslam był jednym z najbardziej aktywnych organizatorów ataków w Paryżu. Francuski prokurator Francois Molins ujawnił, że 26-latek planował wysadzenie się w powietrze w okolicach Stade de France, razem z innymi samobójcami, lecz z tajemniczych na razie przyczyn z tego zrezygnował. Ważne jest jednak coś innego. Abdeslam to bliski znajomy Abdelhamida Abaaouda, uważanego za mózg listopadowej operacji terrorystów.

Abaaoud zginął podczas szturmu na kamienicę w podparyskim Saint-Denis. W związku z zamachami w Paryżu zabici zostali także dwaj inni terroryści: Brahim Abdeslam, brat Salaha, oraz Chakib Akrouh, 25-letni Belg mający korzenie marokańskie.

Co ich łączyło? Wszyscy wychowywali się w dzielnicy Molenbeek, na północny zachód od centrum Brukseli. Tak samo jak Mohamed Abrini, inny potencjalny zamachowiec, który jest ciągle poszukiwany przez jednostki antyterrorystyczne.

Jeśli do tego dodamy informacje, które od wczoraj przypominają media - że dżihadyści wychowani na obrzeżach belgijskiej stolicy mieli swój udział w zamachu w Madrycie (2004), podczas strzelaniny w Muzeum Żydowskim w Brukseli (2014) albo w udaremnionym ataku na pociąg Thalys z Amsterdamu do Paryża, to obraz europejskiego bastionu ekstremistów w Molenbeek najpewniej nie jest przesadzony.

Dzisiaj można zapytać, jak to się stało, że terroryści, którzy organizowali zamachy w Paryżu albo Brukseli, wychowywali się przez lata niemal o rzut beretem od najważniejszych instytucji europejskich. Prawie w samym sercu Starego Kontynentu. Łatwych odpowiedzi nie ma, ale jest to z pewnością jeden z największych paradoksów europejskiej walki z terroryzmem. Choć jeśli przyjrzymy się bliżej, to być może przyczyny ekstremizmu będą lepiej widoczne.

Molenbeek stało się symbolem wylęgarni dżihadystów - to fakt. Do tego stopnia, że już po atakach w listopadzie - gdy wszelkie ślady prowadziły właśnie do Brukseli - znany i kontrowersyjny francuski publicysta Éric Zemmour rzucił prowokacyjne hasło, że zamiast bombardować syryjską Rakkę, nieformalny bastion tzw. Państwa Islamskiego, należałoby zbombardować właśnie Molenbeek. Warto zwrócić uwagę, że więź społeczna została tam już dawno zachwiana. Aż ośmiu na dziesięciu mieszkańców Molenbeek ma obce korzenie, a co drugi młody człowiek jest bez pracy. Do tego, jak wyliczyli dziennikarze stacji BFMTV, działa tam przynajmniej 18 tajnych sal do modlitwy, co może zachęcać fundamentalistów do werbowania młodzieży.

Z danych opublikowanych przez BBC jeszcze po zamachach w Paryżu wynikało, że z Belgii pochodzi najwięcej bojowników walczących w oddziałach Państwa Islamskiego w przeliczeniu na milion mieszkańców - aż 40. Dla porównania, we Francji - 18, a w Wielkiej Brytanii - 10.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski