Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MONIKA BORZYM: Zaczynam lubić kobietę w sobie

Paweł Gzyl
fot. Monika Borzym.pl
Muzyka. Wokalistka MONIKA BORZYM opowiada o zmianach w swym życiu, które sprawiły, że nagrała płytę „Back To The Garden”.

- Widziałaś okładkę nowej płyty Lady Gagi?

- (śmiech) Nie.

- Ona wygląda na niej jak młoda Joni Mitchell. Dwa lata temu Martyna Jakubowicz nagrała płytę z utworami tej amerykańskiej piosenkarki. A teraz Ty. Skąd ta moda?

- Bardzo bym chciała, aby taka moda naprawdę pojawiła się w Polsce. Obawiam się jednak, że nikomu, na razie, nie udało się jej zainicjować. O ile amerykański jazz czy rock przebił się u nas bez problemów, to amerykański folk jakoś nie. Martyna Jakubowicz od lat jest fanką Joni Mitchell. Ja w sumie też - dlatego postawiłam sobie za cel popularyzację jej piosenek w Polsce. Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski i Kabaret Starszych Panów zostali już dawno przerobieni na wszystkie możliwe sposoby, jazzowe klasyki również - co więc zostaje? Joni Mitchell wciąż jest nieznana. Dlatego jako wokalistka jazzowa postanowiłam potraktować jej stare piosenki jako nowe standardy.

- Dlaczego Mitchell nigdy nie zdobyła u nas wielkiej popularności?

- Bo kojarzy się u nas z trochę „oazowym” śpiewaniem, które już się zestarzało. Dlatego, mimo że te piosenki są przebojowe w najwyższym kompozytorskim sensie, zostały trochę zapomniane. Postanowiłam im więc zrobić remont: zdjąć boazerię, powiększyć przestrzeń i wstawić nowe meble.

- Co Cię tak fascynuje w jej utworach?

- To są piosenki, które mają niesamowitą jakość. Joni jest wielką poetką, ale również jej język kompozytorski ma niezwykłą siłę. Zajęłam się nagraniami pochodzącymi z pierwszego okresu jej działalności, ponieważ są one najbardziej „nieopierzone” muzycznie. Jej talent wykonawczy wystrzelił dopiero po 1975 roku, ale kompozytorką była już wcześniej wielką. Tymi późniejszymi utworami nie śmiałam się zająć - bo tam są takie aranże i dojrzały głos, że trudno z tym konkurować.

- Jak Ci się śpiewa takie folkowe piosenki nasycone egzotycznymi smaczkami?

- Świetnie! Już od dłuższego czasu ciągnęło mnie do folku. Mało tego - ostatnio zafascynowałam się nawet muzyką country. Kojarzy się nam ona z czymś obciachowym. Sama kiedyś pytana o to czego słucham, zawsze mówiłam: „Wszystkiego poza disco-polo i country”. Z czasem jednak zaczęłam zagłębiać się w ostatni ten styl - i dotarłam do korzennych piosenek bluegrassowych, w których totalnie się rozkochałam. Okazało się, że mój słowiański głos bardzo do tego pasuje.

- Wybrałaś piosenki Mitchell z czasu, kiedy była w tym samym wieku co Ty teraz. To miało znaczenie?

- Przechodzę obecnie taki sam przełomowy moment dla swojej kobiecości jak wtedy Joni. Do tej pory byłam totalną „chłopaczarą”. Większość ludzi znających mnie z płyt i koncertów nie wie, że jestem bardzo dynamiczną babką, dużo przeklinającą, chętnie imprezującą z chłopakami, trudną do przegadania. Moja kobiecość wychodziła właściwie tylko w muzyce. Ci, którzy znali mnie prywatnie, zawsze mówili, że między moim publicznym a prywatnym wizerunkiem jest straszny dysonans. Słyszałam to na tyle często, że przez ostatnie trzy lata próbowałam zunifikować te dwie swoje osobowości. Te eksperymenty były straszne - poszłam więc na terapię, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak jest. Mam teraz 26 lat - i dopiero gdzieś od roku zaczynam lubić kobietę w sobie. Dopuszczam ją coraz częściej do głosu - i zaczynam się z tym czuć coraz bardziej komfortowo.

- Czy to oznacza, że z Mitchell było podobnie?

- Tak. Podobne przeobrażenie przechodziła w latach 1970--1975. Też miała dużo ciężkich doświadczeń za młodu, co sprawiło, że stała się szybko bardzo męska, ale ciągle miała w sobie „dziewczyński” element. Poprzez jej piosenki odkryłam, że takie rozterki nie są niczym wyjątkowym i nie jestem z nimi sama.

- Twoje dwie pierwsze płyty z jazzowymi piosenkami ukazały się też w Ameryce. Jak Ci się powodzi za oceanem?

- Mam swoich fanów w Nowym Jorku, Los Angeles, San Francisco i Chicago. Staram się więc bywać tam regularnie. I na koncertach zawsze są ludzie. Jestem też trochę zżyta z tamtejszym środowiskiem jazzowym. Zresztą nie tylko w USA - bo ostatnio dostałam e-maila z Brazylii z nagraniem z jamu, podczas którego wykonywano moje piosenki z płyty „My Place”. Gdzie nie pojadę, na jaki festiwal jazzowy na świecie - okazuje się, że znają moje piosenki. Jakoś więc idzie.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski