Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Hojnisz: Zawsze przed inauguracją jestem pełna optymizmu

Rozmawiał Tomasz Bochenek
Monika Hojnisz podczas igrzysk w Soczi
Monika Hojnisz podczas igrzysk w Soczi Paweł Relikowski
Rozmowa z biathlonistką MONIKĄ HOJNISZ, brązową medalistką mistrzostw świata 2013, zdobywczynią 5. miejsca podczas igrzysk w Soczi.

- Miała Pani w tym roku igrzyska i zimą i latem...
- Tak, byłam jedyną ambasadorką z Polski podczas sierpniowych Letnich Igrzysk Olimpijskich Młodzieży w chińskim Nankinie. Oprócz mnie było tam ponad stu ambasadorów z innych krajów.

- Kto Panią wysłał d Chin? Jaki był klucz?
- Powołanie dostałam z Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dla mnie to był megazaszczyt. Oczywiście chciałam jechać, bo wiedziałam, że czeka mnie niesamowita przygoda. Klucz? Parę rzeczy decydowało. Ważne na pewno było to, że uprawiam sport zimowy, a więc latem nie miałam sportowych obowiązków - oprócz zgrupowania, z którego zostałam wykluczona na ponad dwa tygodnie.

- Pani była przy polskiej ekipie?
- Tak. Jeździłam na zawody, wspierałam zawodników. Moim zadaniem było dbanie o komunikację między zawodnikami, a także promowanie igrzysk.

- Jak wypadły na tle tych prawdziwych, w Soczi?
- Porównywalnie. Byłam pod wrażeniem tego, co zobaczyłam w Nankinie. Sama kilka lat temu brałam udział w imprezie zbliżonej rangą, EYOF (Olimpijski festiwal młodzieży Europy) w Wiśle Kubalonce i teraz zobaczyłam różnicę (uśmiech). W marcu w Chinach mieliśmy trzydniową konferencję i wtedy jeszcze wszystko wyglądało zupełnie inaczej, jeśli chodzi o stan prac budowlanych. Do sierpnia powstało miasteczko, jakby z niczego.

- Trener Adam Kołodziejczyk mówi, że ten wyjazd zakłócił Pani przygotowania do sezonu.
- Mam nadzieję, że w niewielkim stopniu, choć to dopiero się okaże. Lecąc do Chin, nie wiedziałam, jakie warunki treningowe będę miała do dyspozycji. Miałam napisany przez trenera wstępny plan, konsultowałam się z nim na bieżąco. Na pewno nie był to trening specjalistyczny, taki, jaki miałabym na zgrupowaniu.

- Potem były już trzy miesiące ciężkiej pracy, zakończonej nietypowym zgrupowaniem w Skandynawii. Nietypowym, bo z pięciodniową przerwą na wizytę w Polsce.
- Odkąd pamiętam, zawsze gdy wyjeżdżaliśmy na początku listopada, to do Polski wracaliśmy tuż przed Świętami. Ponad 40 dni poza domem, ponad 40 dni najpierw treningów na obozie, potem startów. Wiążą się z tym obciążenia nie tylko fizyczne, ale też psychiczne. Dlatego cieszę się, że przylecieliśmy na te pięć dni do domu. Przed samym startem Pucharu Świata dobrze to na nas wpłynęło.

- Jak wyobraża sobie Pani ten sezon?
- Ja zawsze przed inauguracją jestem pełna optymizmu. Na razie trudno cokolwiek przewidywać, nie mieliśmy żadnych konfrontacji, poza sprawdzianami z dziewczynami z kadry, nie wiemy, jak przygotowana jest reszta świata. Więc pierwsze pucharowe zawody są zawsze przez nas oczekiwane, bo są wielką niewiadomą. Ja do sprawy podchodzę tak: sezon jest długi, więc nawet jak nie pójdzie mi dobrze w pierwszych startach, to i tak będę miała nadzieję, że forma się rozwinie i uderzy później. Mistrzostwa świata mamy dopiero w marcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski