Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderczyni z Tarnowa stała się porażką policjanta i muzą reżysera

Urszula Wolak
Marcin Wrona wkładał w swoje filmy całego siebie
Marcin Wrona wkładał w swoje filmy całego siebie fot. Bartek Syta
Jak bardzo zło może inspirować? Reżyser Marcin Wrona, którego nagła śmierć wstrząsnęła opinią publiczną, kilka lat temu ruszył śladem zbrodniarki z Tarnowa. Efektem poszukiwań jest ukończony scenariusz filmu „Mord”. Olga Szymańska, żona i producentka reżysera, zamierza zrealizować niedokończone dzieło męża.

Tarnów, ulica Lwowska, 5 października 2000 roku. Na osiedlowym śmietniku policja znajduje ciało 11-letniego chłopca. Bestialsko uduszony Amadeusz to syn Elżbiety M. Życie kobiety nie będzie jednak przypominać opowieści o pogrążonej w bólu i żałobie matce, która straciła jedyne dziecko. Życie Elżbiety M. zamieni się w opowieść o matce, która zacznie zabijać. Z rozpaczy, z wyrachowania, a może w wyniku psychicznego załamania, depresji czy też dojmującej samotności? Jej zbrodnie staną się koszmarem śledczego Marcina Skóry i inspiracją dla reżysera Marcina Wrony.

Prawdziwa historia, czyli co miała w głowie Elżbieta M.?
2001 rok, Tarnów. Rodzi się Elżbieta M. - morderczyni. Zabija Katarzynę O., która, jak ustalili śledczy, stanęła jej na przeszkodzie w budowaniu związku z konkubentem. Ciało 21-latki odnaleziono w windzie. Podpalone. Trójkąt miłosny został rozbity, a Elżbietę M. schwytano i skazano. Czy naprawdę działała w pojedynkę? To jedno z pytań obsesyjnie powracające do Marcina Skóry, który prowadził śledztwo w tej sprawie.

Po odsiedzeniu trzech lat w areszcie tarnowska morderczyni rozpoczyna swoją małą batalię o przerwę w odbywaniu kary. Jak twierdzi, ze względu na pogarszający się stan zdrowia. Wysyła wnioski. Pierwszy wpływa do sądu 14 maja 2004 roku. Efekt? Odrzucony.

Adwokat Elżbiety O. nie ustaje jednak w działaniach. Kieruje zażalenie do sądu wyższej instancji, który w swoich zaleceniach z sierpnia tego samego roku stwierdza konieczność powołania komisji lekarskiej i zleca szczegółowe badanie skazanej. W październiku lekarze specjaliści orzekają, że Elżbieta M. jest chora. Co dolega skazanej? Przyczyna stanu zdrowia nie zostaje sprecyzowana, ale ostatecznie rzutuje na decyzję sądu. Od 22 października do 22 kwietnia 2005 roku kobieta przebywa na wolności. Przechodzi kolejne badania. W wyniku ciągłego przedłużania przerwy w odbywaniu kary pozostaje ostatecznie poza murami więzienia do 31 marca 2006 roku. Do dnia, w którym ginie z jej rąk ośmioletnia Magda.

- Doskonale pamiętam tamten dzień - przywołuje zdarzenie Marcin Skóra. W komisariacie pojawia się zaniepokojona matka. Jej córka nie wróciła bowiem do domu o umówionej godzinie. Nikt nie wie, co się z nią stało. Policja rozpoczyna poszukiwania. - Siedzieliśmy na komendzie policji. Przez radioodbiornik słyszę, że znaleziono wózek z dzieckiem. Martwym. Patrzę na siedzącą obok mnie matkę. Zdaje się być pogrążona w myślach. Nie wie tego, co ja już wiem - wspomina Marcin Skóra.

Tragedia rozegrała się na tarnowskim blokowisku. Na osiedlu Westerplatte pojawiła się dziwnie zachowująca się kobieta pchająca przed sobą wózek z dzieckiem. Przyciąga uwagę trzech przypadkowo napotkanych na swojej drodze mężczyzn. „Jadę z chorą córką do lekarza” - usłyszeli od niej. Nie uwierzyli. Zatrzymali Elżbietę M. do czasu przyjazdu policji. W wózku leżała uduszona ośmiolatka. Miała siną szyję i twarz.

„Działając w zamiarze pozbawienia życia Magdaleny O. przez ucisk rękami oraz przy użyciu nałożonej na szyję pętli z bliżej nieustalonego materiału, spowodowała zgon Magdaleny w wyniku gwałtownego uduszenia, na skutek zadzierzgnięcia i zadławienia. To jest zbrodnia zabójstwa” - brzmiał wyrok prokuratury.

Nigdy nie przyznała się do zarzuconego jej czynu.

Elżbieta M., czyli porażka Skóry
Pomysł na film o morderczyni zaszczepił w głowie Marcina Wrony śledczy Skóra, który stworzył pierwszą wersję scenariusza. Nosił tytuł: „Mówią, że jestem zła”. Przelał, jego zdaniem, niewyjaśnioną historię Elżbiety M. na papier, gdyż powracała ona do niego natarczywie podczas każdej nieprzespanej nocy. - Jest w __porządku - miał powiedzieć w trakcie rozmowy telefonicznej reżyser Marcin Wrona, gdy go przeczytał. I dodał: - Musimy się spotkać. __

Z tego spotkania zrodził się pomysł na zupełnie inny film, nie tyle poświęcony złej z natury kobiecie (o czym sugerować miał pierwotny tytuł dzieła), co detektywowi, który nie potrafi wydostać się z labiryntu śledztwa. Kiedy niezbite dowody podważają prawdę o rzeczywistości, od obłędu dzieli nas zaledwie jeden krok...

- Wspomnienie Elżbiety M. wiąże się tylko z jednym stwierdzeniem: „To moja największa porażka”__- wyznaje gorzko Marcin Skóra, dziś prywatny przedsiębiorca.

Szybkie dochodzenie, zebrane dowody, doprowadzenie podejrzanej przed sąd, udowodnienie winy. Wszystkie etapy postępowania okazały się dla Skóry złudne. Zabiła z zimną krwią i poszła siedzieć? Ale czy na pewno działała w pojedynkę? Czy prześladująca śledczego presja czasu mogła wpływać niekorzystnie na wyjaśnienie sprawy? Kim naprawdę jest Elżbieta M.? Żądną zemsty, w pełni świadomą morderczynią czy osobą cierpiącą na psychiczne zaburzenia? Obraz leżącej na podłodze kobiety, symulującej zawał serca w trakcie policyjnego przesłuchania, powraca w pamięci Marcina Skóry jak bumerang: - Czułem wtedy, jak patrząc mi prosto w oczy, śmieje się ze mnie w duchu. Jedyne, co mogłem zrobić, to wezwać karetkę pogotowia. W szpitalu nie stwierdzono żadnych zaburzeń.

Mimo tak złożonej, tajemniczej natury morderczyni Elżbieta M. nie zasłużyła na film. - Pomógł mi to zrozumieć Marcin Wrona, który na pewnym etapie pracy nad scenariuszem, razem z Pawłem Maśloną, dostrzegł filmowy potencjał zupełnie w czymś innym - zdradza Marcin Skóra.

- _W sfrustrowanym detektywie? -_ dopytuję, gdyż trudno oprzeć się wrażeniu, że pierwowzorem tej postaci w rzeczywistości jest właśnie Marcin Skóra. Były policjant uśmiecha się, wzbraniając przed jednoznaczną odpowiedzią.

- Miałem nawet zagrać w tym filmie. Wie pani kogo?

- Nie. __

- W rozmowach z Marcinem żartowałem nieraz: „Daj mi zagrać choćby krzesło w „Demonie”. Obiecał, że zagram, ale obowiązki zawodowe nie pozwoliły mi pojawić się na planie. Kolejną szansą miał okazać się „Mord”. Liczyłem na małą rólkę.__

- Jaką?

- Marcin pozwolił mi wybrać i o zgrozo wybrałem epizod patomorfologa.

Na drodze do „Mordu”
Żona reżysera Olga Szymańska, która współpracowała z Marcinem Wroną jako producentka, mówi, że przy powstawaniu scenariusza „Mordu” brało udział wiele osób. Na samym początku była historia Marcina Skóry, później do zespołu dołączyła autorka popularnych kryminałów Katarzyna Bonda, która zaproponowała jedną z wersji. W międzyczasie Marcin pracował nad „Demonem” z Pawłem Maśloną i to właśnie z nim napisał ostateczną wersję „Mordu”.

Wyglądało to mniej więcej tak: najpierw wspólnie omawiali całokształt i wymyślali historię, później każdy z nich osobno rozpisywał sceny, po to, żeby ponownie dopracowywać wszystko wspólnie. - To był bardzo dobrze uzupełniający się duet - ocenia Olga Szymańska. Ostatnia wersja powstawała w niecałe dwa tygodnie. Duet Wrona - Maślona zmienił w niej prawie wszystko. - Szłam spać, kiedy Paweł z Marcinem siedzieli na tarasie i opowiadali sobie, co wydarzy się dalej w historii, a kiedy się budziłam, oni nadal siedzieli i czytali na głos to, co napisali przez noc - wspomina.

Dlaczego reżyser doszedł do wniosku, że lepsze dla filmu będzie skupienie uwagi na postaci detektywa? Co doprowadziło go do tego przekonania? Co było w tej postaci tak pociągające?

- Myślę, że Marcin chciał się oderwać od pierwowzoru Ewy, jak nazwał postać wzorowaną na historii Elżbiety M. Fascynacja złem wydała mu się bardziej interesująca niż samo zło, tym bardziej że motywacja morderczyni była niejasna i ciężko było jej historię przełożyć na język filmu, tak żeby widz mógł utożsamiać się z postacią - przypuszcza Olga Szymańska.

- Pierwsza wersja scenariusza była fascynująca, bo prawdziwa__- dodaje, zwracając również uwagę, że ta ostateczna jest pełniejsza i ma wiele warstw.

- To kluczowy punkt wyjścia do kina, które Marcin lubił najbardziej, mieszanka wciągającej historii i trudnych wyborów życiowych, które nigdy nie są jednoznacznie dobre lub złe -tłumaczy.

Co pozostało z „Mówią...” w „Mordzie”? Szymańska zdradza, że reżyser postanowił ograniczyć się w scenariuszu do jednego morderstwa - dziecka Elżbiety M./Ewy.

- Początek historii i pierwszy podejrzany zostali stworzeni niemal jeden do jednego - tak jak było to w początkowej wersji scenariusza „Mówią, że jestem zła”. Jednak Ferenc (tak miał nazywać się główny bohater filmu, przyp. red.) odczuwa, że rozwiązanie zagadki jest zbyt oczywiste. Wtedy rozpoczyna własne śledztwo. Jak w prawdziwym kryminale pojawiają się kolejni podejrzani, którzy w nieoczywisty sposób naprowadzają Ferenca na prawdziwych sprawców - opowiada Olga Szymańska.

Bliskie spotkania ze złem
Ostatni raz Marcin Skóra rozmawiał z Wroną krótko przed samobójczą śmiercią reżysera. Twórca „Demona” pochodzący z Tarnowa przyjechał do miasta w celu zdobycia pieniędzy na swój kolejny film. „Mord” miał rozgrywać się właśnie tu.

- Marcin zawsze dotrzymywał słowa. Mieliśmy nawet nasze ulubione powiedzonko: „Jesteśmy z Tarnowa i dotrzymujemy słowa”, więc powiedział raz, że nakręci swój kolejny film w Tarnowie, tak musiało się stać - relacjonuje Skóra. Były policjant, który zaszczepił w reżyserze fascynację mrocznym obliczem tarnowskich blokowisk, udał się wraz z nim na rozmowę z prezydentem miasta. Ten jednak, jak mówi się nieoficjalnie, nie chciał wesprzeć pomysłu twórców, obawiając się, że do Tarnowa przylgnie kryminogenna, odstraszająca turystów, łatka. Czy tak było? Nie wiadomo. Gdyby podobnym torem myślenia podążali włodarze innych miast na świecie, pewnie nigdy nie doczekalibyśmy się tak znakomitych dzieł jak choćby „Siedem” Davida Finchera, które wcale przecież nie odstręcza od odwiedzania Nowego Jorku.

Jest szansa, że nieukończone dzieło Marcina Wrony trafi jednak na ekrany. Projekt, jeszcze za życia reżysera, otrzymał wsparcie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz dotację z Małopolskiego Regionalnego Funduszu Filmowego. Śmierć Marcina Wrony zatrzymała przepływ gotówki. O to, by pieniądze nie przepadły, zabiega Olga Szymańska. -_ „_Mord” został dofinansowany przez PISF, był też na liście projektów, które mogły otrzymać wsparcie KFF. W międzyczasie wsparto jednak inny projekt filmowy. Nie potrafię dziś odpowiedzieć, jak wygląda sytuacja z PISF. Wciąż czekam na decyzję pani dyrektor Magdaleny Sroki - opowiada Olga Szymańska.

Zapytana przez nas Magdalena Sroka o szansę „Mordu” na ponowne dofinansowanie, odpowiada: - Dofinansowanie przyznawane jest producentowi. I to w jego gestii leży trudna decyzja co dalej, tym trudniejsza, że projekt był bardzo osobisty i dla Marcina ważny. My jesteśmy do dyspozycji otwarci na rozmowy.__

Olga Szymańska: - Każdy film był dla niego ważny z jakiegoś konkretnego powodu. „Demon” wydaje zwracać uwagę chyba na najbardziej doniosły problem w jego twórczości (pamięci o ludziach, miejscach, nostalgią za przeszłością).

Co miał wnieść „Mord” do jego twórczości? Jakie miał mieć znaczenie? - Mówi o złu, o tym że można je pokonać dopiero wtedy, gdy zaakceptujemy i odkryjemy je również w sobie - opowiada Szymańska.

Film, czyli kawał życia
Producentka nie chce dziś odpowiadać na pytania, kto mógłby wyreżyserować film Marcina Wrony, ani jacy aktorzy mogliby pojawić się na planie.: - Marcin rozważał kilku aktorów, z którymi pracował już wcześniej, część już wiedziała o możliwości współpracy. __

Wrona słynął z tego, że członków swojej aktorskiej ekipy dobierał bardzo skrupulatnie. Opowiadała mi w jednej z rozmów: „Nie jest łatwo dostać się do mojego filmu. Aktorzy przechodzą wielomiesięczne, mordercze wręcz castingi. Próby trwają w nieskończoność, przeradzają się w prawdziwą walkę. Sprawdzam ich wytrzymałość, testuję na różne sposoby. Muszę mieć pewność, że nadają się do roli. Nie mogę sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd, przeoczenie czegokolwiek.”. Casting do „Demona” trwał pół roku. „Mordercze, prawda?”__- zauważał sam reżyser, który doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

Z raz obranej metody nie zamierzał jednak rezygnować. „Wszyscy, którzy chcą ze mną pracować, mają tego świadomość. Akceptują to” - zwracał uwagę.

Na ile „Mord”, jeżeli powstanie, będzie filmem Marcina Wrony?

Olga Szymańska: - Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Pierwszy draft scenariusza Marcin Skóra przesłał w 2010 roku, od tego momentu z przerwami Marcin pracował nad tym projektem. To kawał życia. Filmy powstają bardzo długo, ale najdłuższy i najcięższy jest właśnie okres, kiedy z pomysłu powstaje fantastyczna historia, później jest mozolne finansowanie i wreszcie etap zdjęciowy. Ten cieszył Marcina najbardziej. Nie chciałabym , żeby ten czas poświęcony na pracę nad „Mordem” został zmarnowany. Chciałabym zobaczyć, jak ten film żyje.

***

Marcin Wrona urodził się w 1973 roku w Tarnowie. Ukończył studia na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, był też absolwentem Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Andrzeja Wajdy oraz filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za pełnometrażowy debiut zatytułowany „Moja krew” otrzymał nominację do nagrody Złote Lwy. Jego kolejny film „Chrzest” zdobył liczne wyróżnienia, w tym Orły, oraz Złote i Srebrne Lwy. Zdominował ponadto Konkurs Polskich Filmów Fabularnych na Międzynarodowym Festiwalu Kina Niezależnego Off Plus Camera w Krakowie. Jego ostatni film „Demon”został nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Hajfie. Obraz został uznany za najlepszy w kategorii „Between Judaism and Israelism”. Doceniono go również w Stanach Zjednoczonych, gdzie uhonorowano go nagrodą na festiwalu Fantastic Fest w Austin w kategorii „Horror Features”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski