Rafał Stanowski: FILMOMAN
Szybki przegląd autorów zgromadzonych tu krótkich metraży przypomina deja vu. Znajdziemy tu nazwiska, dzięki którym radzieckie kino zyskało światową sławę, takie jak Michałkow, Konczałowski czy Paradżanow. Nie chodzi jednak o tych znakomitych twórców (Paradżanow zresztą już nie żyje), lecz o ich synów, którzy postanowili wziąć udział w projekcie zainicjowanym przez Siergieja Bodrowa, autora głośnych obrazów „Brat” i „Wojna”.
Na podobieństwo filmów „Zakochany Paryż” i „Zakochany Nowy Jork” młodzi gniewni rosyjskiego kina zdecydowali się bohaterem, a raczej bohaterką filmu, uczynić miasto – Moskwę. Personifikacja metropolii to temat nośny. A pokazać stolicę Rosji z jej wszystkimi odcieniami – to pomysł na mocny film!
Niestety, dzieło, które serwują nam Rosjanie, pokazuje, jak niewiele mają do powiedzenia o swoim mieście ikonie, kraju, o sobie samych. Nowelowe obrazy tylko krążą wokół mocnych tematów, rzadko ich dotykając w sposób autentycznie frapujący. Historia o uciekającym przez okno kochanku mogła być refleksją nad inwazyjnością rosyjskiego systemu bezpieczeństwa. Niestety, okazała się wyłącznie komediowym grepsem. Z kolei nowela opowiadająca o dziwaku wystawiającym lalkowy spektakl na ulicy Moskwy ucieka w niejasną metaforykę, zamiast opowiadać wprost o biedzie i niesprawiedliwości. Konczałowski z kolei próbuje bawić się stylistyką szalonych filmów Quentina Tarantino, jednak robi to w sposób wyjątkowo niespójny i nieudolny.
„Moskwo, kocham cię!” jest ucieczką od wolności. Twórcy sami sobie zawężają widnokrąg, portretują – nierzadko w sposób dość tandetny – wątki romansowe. Zapominają o mieście, masie i maszynie, jak by to określili ideolodzy awangardy XX wieku. Pytanie, czy ten kaganiec narzucili sobie sami, czy też może nie mieli odwagi lub nie potrafili skierować kamery na trudniejsze tematy? Ich sygnały są głęboko ukryte, być może w obawie przed formami cenzury.
Szkoda, w ten sposób pozwolono uciec powietrzu. Zgubił się temat, który mógł porwać – nie tylko Rosjan, ale i cały świat. Brakuje polityki, problemu imigrantów, masowej przestępczości, ledwie dotknięto dysproporcji między miliarderami a ludźmi żyjącymi w ubóstwie czy historycznego zawieszenia między teraźniejszością a najnowszą historią, do której odwołania mogą budzić ambiwalentne uczucia.
Seans przynosi smutną konkluzję. Kiedyś kino tworzone za naszą wschodnią granicą, nawet mimo systemowego knebla, potrafiło opowiadać o sprawach najbardziej istotnych. Młodzi twórcy albo takiej umiejętności nie posiadają, albo stracili kontakt ze światem jak sputnik, który urwał się z elektronicznej smyczy.
**_Fot. Sputnik**_
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?