Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motorem przez Indie

BAJA
Przez świat można iść na piechotę i boso ale są tez szybsze sposoby... Pomimo ze wstawanie o piątej rano nie jest moją medalową dyscypliną, dzisiaj wyjątkowo chętnie wstałam z łóżka. Naciągnęłam na siebie wszystkie najcieplejsze rzeczy jakie miałam (chociaż nie ma tego za dużo) i ochoczo wybiegłam na spotkanie z Charlesem i jego znajomymi, z którymi miałam pojechać na przejażdżkę motocyklem. Ponieważ nigdy wcześniej nie siedziałam na motorze dłużej niż pięć minut, zmagałam sie z pewnymi obawami (na pewno przeze mnie motor wpadnie w poślizg, wywrócimy się, połamiemy nogi… aaaa!!!). Jeszcze tylko podstawowe zasady jak być dobrym pasażerem (kiedy motor skręca, wychylasz sie ponad ramieniem kierowcy od strony w która skręca itd.) i ruszamy.

Moja droga do Indii

Nasza mała wyprawa liczyła piec motorów i siedem osób.  Zaczęło sie od mozolnego przeciskania sie przez zatłoczone ulice Bombaju. Nie było to specjalnie ekscytujące, wskaźnik licznika nie przekraczał 40 km/h a z każdego pojazdu wydobywał sie przeraźliwy mix dźwięków – klaksony, muzyka, przekrzykiwania… Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że to będzie wyjątkowo długi dzień. Co więcej dla hindusów widok białego człowieka zdaje sie być niezwykle szokujący, ale widok białej dziewczyny na motorze to chyba szczyt możliwości ich wyobraźni.  Niektórzy podjeżdżali tak blisko i wpatrywali sie we mnie tak intensywnie jakby chcieli sprawdzić  czy rzeczywiście istnieje. Swoją drogą, jedna z teorii jaką usłyszałam na temat tego czemu hindusi są tak zafascynowani jasną karnacją mówi, że biały człowiek wygląda dla nich jak anioł. Wiarygodność tej wersji jest jednak sporna pomimo, że przedstawił mi ją hindus. Tak więc może ludzie na ulicach byli przekonani, że Charles przeszedł na wyższy poziom zaawansowania i jeździ z własnym aniołem stróżem. Całkiem podoba mi sie ta teoria, wiec niech i tak będzie.  Nie wiem czy próbowaliście kiedyś prowadzić konwersacje podczas jazdy na motorze. Ja próbowałam. Co więcej, była to rozmowa w hinglish, który ciężko mi zrozumieć nawet kiedy stoję twarzą w twarz z rozmówcą, a wokół mnie nie szumi wiatr i nie trąbią klaksony samochodów. Jak możecie się łatwo domyślić była to dość nieudolna rozmowa.
Prawdziwa frajda zaczęła sie jednak kiedy wyjechaliśmy Bombaju. Spadla liczba samochodów, wzrosła prędkość i  wzrosła także moja ekscytacja. Nie potrafię wam do końca wytłumaczyć z czym związana jest radość jaką wywołuje jazda na motorze. Może jest to kwestia prędkości, może swobody jaką daje poruszanie sie na dwóch kółkach. Nie wiem. Wiem jednak, że jest to jedno z fajniejszych uczuć jakiego może doznać kierowca. 

Miejscem do którego jechaliśmy okazała sie Carla, niewielka miejscowość między Bombajem a Pune. Znajduje sie tam znana hinduistyczna świątynia a także wihara – buddyjska jaskinia zdobiona rzeźbami, po środku której  stoi stupa (inny rodzaj świątyni). Podczas gdy na górze na której znajduje sie świątynia ludzie modlą się i składają ofiary, na dole nieprzerwanie trwa zabawa. Głośna muzyka z bollywoodzkich filmów, ludzie grający na bębnach i towarzyszący im tancerze oraz stoiska ze słodyczami i wszelakimi kiczowatymi zabawkami sprawiają że wygląda to trochę jak nasz odpust połączony z sylwestrem. Tylko ludzi jest zdecydowanie mniej.  Nie sądzę żeby hinduistyczne świątynie w małych miejscowościach  były często odwiedzane przez zagranicznych turystów, dlatego też nie byłam zaskoczona ciekawością jaka wywoływałam wśród miejscowych ludzi. Nie wiem, czy był to wynik ekscytacji miejscem, atmosfera zabawy czy innymi czynnikami, jednak po raz pierwszy spojrzenia przechodniów nie były czysto ciekawskie. Mężczyźni patrzyli się na mnie z mieszaniną zainteresowania, podniecenia i o dziwo wstrętu. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Nie było to przyjemne uczucie, więc cieszyłam się, że nie jestem tu sama. Z reszta zupełnie odwrotnie niż mieszkańcy Carli, moi towarzysze byli dla mnie bardzo mili, wręcz nadskakiwali mi we wszelki możliwy sposób. Przy nich rzeczywiście czułam się jakbym była aniołem.
Tak wiec prawie o wszystkim decydowałam ja. Kiedy sie zatrzymać, kiedy ruszyć, na którym motorze jechać (tak, tak, pozwolili mi jechać na rożnych motorach tylko po to żebym sprawdziła na którym mi wygodniej!). Także moja ciekawość była zaspokajana praktycznie od razu. Kiedy zapytałam co to jest chikki

[1]

, cała ekipa zatrzymała się i kupiliśmy chikki tylko po to żebym mogła go spróbować.  W takim towarzystwie nie można się źle bawić. Droga powrotna minęła zdecydowanie za szybko (znacie to uczucie, kiedy  powrót trwa krócej niż połowa drogi “tam”?). Oczywiście za szybko czasowo , nie jeśli chodzi o prędkość.  Piec godzin, 180 km później byliśmy znów w Vasai, mokrzy od deszczu, zmęczeni ale szczęśliwi jak nigdy. Mogłabym włączyć przejażdżki motocyklowe do  mojego grafiku na stałe. Jedna tylko rzecz, jeśli wybieracie się w trasę po raz pierwszy koniecznie zastosujcie stary numer z wywiadówki. Dla niewtajemniczonych i szczęściarzy którzy nigdy nie zeszli poniżej czwórki w szkole – kiedy rodzice wracają z wywiadówki, wkładacie poduszkę do spodni i przewiązujecie sznurkiem. A co sie dzieje dalej to już każdy wie.

 


[1]

Chikki – hinduskie słodycze, stworzone z rożnego rodzaju orzechów, nasion itp. sklejone słodką zalewą, w konsystencji podobne do sezamków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski