Kibice pamiętają go z Hutnika, z końca lat 70. i pierwszej połowy 80. - Byłem środkowym obrońcą, czasami lewym, zdarzało mi się też grać na środku pomocy - wspomina. Swój piłkarski szczyt osiągnął w 1981 roku, gdy Hutnik zajął 2. miejsce w II lidze. - Walkę o ekstraklasę przegraliśmy o 1 punkt z Gwardią Warszawa, w której grali Dariusz Dziekanowski, Krzysztof Baran czy Marek Banaszkiewicz - wylicza Wiącek.
Urodził się w 1958 roku. Jako dziecko mieszkał na Olszy II, w tym samym bloku co starszy o cztery lata Zdzisław Kapka. - Kiedy miałem osiem lat, przeprowadziłem się do Nowej Huty. Ale przygodę z piłką zaczynałem w Prądniczance. Do Hutnika trafiłem jako13-latek.
Z Suchymi Stawami pożegnał się w 1984 roku. Trafił do Sandecji Nowy Sącz, później Wawelu. - Z poważnej gry w piłkę zrezygnowałem dość wcześnie, mając 27-28 lat. Wcześniej zaocznie ukończyłem AWF.
Ale do trenerki Zbigniewa Wiącka nie ciągnęło. A i dziś, po kilkunastu latach pracy, mówi: - Nigdy nie traktowałem tego jako równoległego zawodu. Prowadzenie drużyn po prostu mnie cieszyło - do momentu, gdy z zawodnikami było nam po drodze. Bo kiedy pojawiały się zgrzyty, niedomówienia, gdy widziałem, że piłkarze nie są w stanie sprostać moim wymaganiom, to uznawałem, że dalsza współpraca nie ma sensu i kończyło się rozstaniem.
Wróćmy do momentu, w którym uznał, że jednak wejdzie na trenerską ścieżkę...
- Podczas meczu oldbojów Hutnika w Kalwarii Zebrzydowskiej Marek Motyka rzucił pytanie, czy ktoś nie chciałby zostać grającym trenerem w Stanisławiance Stanisław Dolny - relacjonuje nasz bohater. - Powiedziałem więc, żeby podał mój numer telefonu...
Wiącek, jako grający trener, szybko awansował ze Stanisławianką z klasy A do "okręgówki".
- Właśnie ten pierwszy rok pracy w Stanisławiu Dolnym wspominam z największym sentymentem. Kiedy wiele lat później wróciłem do Stanisławianki, spotkałem w okolicznych klubach zawodników, których trenowałem wtedy, pod koniec lat 90. Mówili, że dopiero ja ich nauczyłem grać w piłkę - mówi z satysfakcją.
Praca zaczęła go szukać - już bliżej domu. Zieleńczanka, Clepardia (awans do IV ligi w 2000 roku), Karpaty Siepraw, Wieczysta, Podgórze, Grębałowianka...
- Teraz, oprócz pracy w szkole, zajmuję się też młodzieżą w Albertusie Kraków - informuje Zbigniew Wiącek.
Ale trenerką para się też w TS Węgrzce, pomagając w prowadzeniu A-klasowej drużyny synowi - Michałowi. Który w zawodzie szkoleniowca postanowił zaistnieć mocniej od ojca, bardziej znany jest z prowadzenia drużyny rezerw Cracovii.
- Michał traktuje to zdecydowanie poważniej ode mnie, szuka kontaktów, by się dokształcać, podnosi kwalifikacje, chce piąć się w górę. Oczywiście, miło mi, że wybrał taką drogę życiową. Jestem z niego dumny i trzymam za niego kciuki - podkreśla Zbigniew Wiącek.
Dodaje: - Myślę, że konkurencja w zawodzie jest w tej chwili większa niż dawniej, właśnie dlatego, że wielu młodych ludzi poważnie podchodzi do pracy trenerskiej. Kiedy ja zaczynałem, trenerów z licencjami nie było zbyt wielu, a w małych miejscowościach nierzadko pracowali ludzie przypadkowi. Teraz się to zmienia.
Za tydzień Mieczysław Będkowski, trener m.in. Hutnika
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?