Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Motylarnia w Czaplach Wielkich, czyli kolorowa biesiada przy plasterkach pomarańczy

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Biesiada motyli na plasterkach pomarańczy
Biesiada motyli na plasterkach pomarańczy Aleksander Gąciarz
Przechodząc przez zasłonę z podwójnej czarnej siatki ma się wrażenie wkroczenia do innego świata: zielonego, ciepłego i pełnego fruwających wszędzie wielobarwnych motyli. Za chwilę egzotyczne owady siadają na rękach, głowach i ubraniu. Aż trudno wierzyć, że to zaledwie trzy kilometry od ruchliwej drogi ekspresowej z Krakowa do Warszawy. Jesteśmy w Motylarni Alicji i Radka Brzezowskich w Czaplach Wielkich.

FLESZ - 5-dniowy tydzień pracy odejdzie do lamusa?

od 16 lat

Gdyby nie powiewające przy wejściu dwie flagi trudno byłoby zgadnąć, jak nietypowe miejsce skrywa jeden z rzędu domów przy drodze prowadzącej do centrum wsi.

- Mój tata pochodzi z Czapel i gdy nasza córeczka była mała, przeprowadziliśmy się tu z Krakowa. Stał tu wtedy niezamieszkały dom, który wyremontowaliśmy, a po kilku latach za domem postawiliśmy motylarnię. Najpierw chcieliśmy prześledzić cykl życia motyla, a gdy przekonaliśmy się, jak to jest piękne, postanowiliśmy się tym podzielić z innymi – opowiada Alicja Brzezowska, leśnik, etnomolog i nauczyciel.

To ostatnie jest o tyle istotne, że choć właściciele motylarni są przyrodnikami, poznali się na studiach pedagogicznych. Radek Brzezowski ukończył biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a od 16 lat pracuje w Międzynarodowej Szkole w Lusinie pod Krakowem, gdzie przygotowuje młodzież do międzynarodowej matury. Alicja założyła własną działalność edukacyjną i gdy motylarnia jest nieczynna, prowadzi klub naukowy „Stacja badawcza”.

Zaczęło się od pudła po kosiarce

Stwierdzenie „wybudowaliśmy motylarnię” wymaga jednak uściślenia. Prototypem motylarni było bowiem… kartonowe pudło po kosiarce.

- Któregoś roku na pokrzywach w okolicy znaleźliśmy bardzo dużo gąsienic rusałki pawik. Przez jakiś je karmiliśmy, a kiedy się przepoczwarzyły, rozmnożyliśmy je właśnie w pudełku po kosiarce. Taka prosta konstrukcja dla rodzimych motyli jest zupełnie wystarczająca. Wylęgło się wtedy około setki motyli, które następnie w obecności uczniów z zaprzyjaźnionej szkoły wypuściliśmy na wolność. Była to magiczna chwila – mówi Radek Brzezowski.

To był rok 2015. Dzisiaj w motylarni jest już wylęgarka sterowana komputerowo, w której wylęgają się motyle nie tylko polskie, ale też sprowadzone (za pośrednictwem internetu oczywiście) z Azji, Ameryki Południowej i Afryki. Aby jednak ją zobaczyć, najpierw należy przejść kilkunastominutowe przygotowanie teoretyczne. Pierwszym punktem dla każdej grupy odwiedzającej motylarnię jest wizyta w salce wykładowej, gdzie właściciele opowiadają o biologii motyli, a wszystko jest zilustrowane slajdami i filmami. Dociekliwi mogą nawet uzyskać szczegółowe instrukcje na temat tego, jak samemu motyle rozmnażać.

Rodzime gatunki w mniejszości

Etap drugi to sala mikroskopowa, gdzie motylom i ich gąsienicom można się dokładnie przyjrzeć. A widać o wiele więcej niż gołym okiem. Tutaj też znajduje się wylęgarnia. Wizyta w wolierze z motylami to trzeci, ostatni punkt zwiedzania. Przez chwilę można się poczuć niczym w tropikalnym lesie, a kto musi usiąść z wrażenia, znajdzie miejsce przy stoliku, na którym chmara kolorowych motyli biesiaduje na plasterkach pomarańczy. Drewniana konstrukcja pokryta płytami poliwęglanu jest mieszkaniem dla licznych gatunków, z których w oczy najbardziej rzucają się duże, błękitne morpho. Zresztą większość z żyjących tu gatunków ma tylko łacińskie nazwy. Rodzime rusałki czy pazie są w zdecydowanej mniejszości. Zainteresowani łatwo mogą je jednak znaleźć w najbliższej okolicy.
Motylarnia ze względu na ograniczenia klimatyczne jest dostępna dla zwiedzających od końca maja do sierpnia. Trafiają tu wycieczki szkolne, rodziny i indywidualne osoby, nie tylko z Małopolski, ale też Śląska, Świętokrzyskiego i Podkarpacia. Niedawno zdarzył się też gość z Poznania, a nawet grupa z... Brazylii.

- Prowadzimy akcje promocyjne i z reguły już na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu mamy zapełnione miejsca jeżeli chodzi o wycieczki. Natomiast goście indywidualni dowiadują się o nas z facebooka, z polecenia znajomych, bierzemy też udział w lokalnych wydarzeniach jak Dni Owada w Krakowie – wylicza Radek Brzezowski.

Warto też zaznaczyć, że w motylarni każdy motyl, dożywa swojej naturalnej śmierci (wyjątkiem są tylko te, które padają ofiarami pająków). Właściciele nie zajmują się ich preparowaniem, umieszczaniem w gablotach i sprzedażą.

- Tamte motyle nie padły w sposób naturalny, tylko ktoś im w tym dopomógł. Te, które same padają nie nadają się do gablot, bo ich skrzydła są w złym stanie – zaznacza Alicja Brzezowska.

W motylarni padłe owady są zbierane i służą jako pomoce naukowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski