Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Mów mi ty, przyjacielu, mów mi ty”...

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Od pacholęcia nurtowały mnie dwie zagadki: po co w spółdzielni głuchoniemych jest telefon i jak abstynenci przechodzą „na ty”. Doniosłość tej drugiej kwestii uświadomiłem sobie dopiero pracując w „Dzienniku”, gdy pewnego razu tuż przed sylwestrem redaktor Bruno Miecugow unieważnił wszystkie wypite bruderszafty, zmuszając liczne grono wielbicieli do nowych wysiłków, kosztownych - zważywszy rosnące ceny alkoholu.

Pomysł podchwycił i zmodyfikował w latach 90. dyrektor naczelny Huty Sendzimira. Na imprezie charytatywnej, wyceniwszy przejście „na ty” na tysiąc złotych wpłacany na nowohuckie dzieci specjalnej troski każdemu, kto wykupił ten zaszczyt szeptał do ucha: - Od jutra znowu jesteśmy na pan, to polecenie służbowe!

Dalekie to wszystko było od ciepełka sympatii, wionącego z arii z „Zemsty nietoperza”: - „Mów mi ty, przyjacielu, mów mi ty”... I wtedy i teraz przejście „na ty”, skąd już tylko krok do pewnej poufałości niekoniecznie było oznaką autentycznej przyjaźni, ale zawsze należało sobie na ów zaszczyt zasłużyć, stać się użyteczną, dobrą lokatą zaufania.

Bruderszafty z wielkimi tego świata, z książętami, markizami, generałami etc, etc herbowi made in Galicja zdobywali osobliwie w karnawale: nic tak nie zbliżało jak bufet w wiedeńskiej sali balowej. Legendarnym posiadaczem największej ilości wypitych bruderszaftów był nasz podkarpacki rodak szambelan Marian Rosco Bogdanowicz.

Nim w roku 1955 oddał ducha w domu opieki przy Helclów należał do największych snobów, najbardziej wytrwałych bywalców wiedeńskich pałaców, rezydencji, najelegantszych restauracji czarno-żółtej stolicy. Swe towarzyskie sukcesy zawdzięczał metodzie prostej a skutecznej: zawsze prosił do tańca najbrzydsze panienki i ich matki, po ktorych zazwyczaj trudno poznać, że były kiedyś młode. Wdzięczni błękitnokrwiści rodzaju męskiego rewanżowali się w bufecie słodkim: - Herr Bogdanowicz, proszę mi mówić ty.

W całej monarchii austro-węgierskiej obligatoryjnie „na ty” byli oficerowie równi stopniem, co ograniczało liczbę bruderszaftów cesarza Franciszka Józefa I wyłącznie do niektórych głów koronowanych (m.in. z królem Bawarii Leopoldem i pruskim cesarzem Wilhelmem).Prawo zwracania sie do cesarza per „ty” nabywali automatycznie członkowie najbliższej rodziny, w praktyce jednak, zgodnie z zasadami instynktu samozachowaczego, spontanicznie z tego prawa rezygnowali.

Wśród sporego stadka habsburskich arcyksiążąt zdarzali się jednak ryzykanci. Należał do nich sam następca tronu arcyksiążę Rudolf, stosujący w rozmowach z ojcem szczególny płodozmian,raz „Wasza wysokość”,a raz „ty”.Cesarz żle znosił synowskie tykanie: gdy pewnego razu przy śniadaniu Rudolf zapytał: - Jak się czujesz? usłyszał w odpowiedzi chłodne: - Powinieneś się domyśleć. Byłoby w gazetach (miał zapewne na myśli zawsze znakomicie poinformowany „Dziennik Polski”). Jedynymi spoza tego kręgu którym monarcha mówił „ty” byli towarzysz cesarskich dziecięcych igraszek hr. Taafe oraz ordynat łańcucki hr. Alfred Potocki, premier rządu wiedeńskiego i namiestnik Galicji.

Na znalezienie się w najbliższym kręgu cesarza (wszelako bez najmniejszych nadziei na bruderszaft) mogły liczyć jedynie osoby legitymujące się co najmniej szesnastoma szlacheckimi przodkami. Wyjątkiem absolutnym była Katarzyna Schratt, wiedeńska aktorka, faworyta (powtarzam za Rosco-Bogdanowiczem) najpierw króla Bułgarii a potem cesarza Austro-Węgier. Dużo by zresztą i o niej i o losach jej bruderszaftów opowiadać, ale komu? Komu? Profanom pijącym bruderszaft wodą nie ognistą a mineralną albo przechodzącym zbiorowo z każdą z obecnych płci na ty od razu na początku imprezy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski