Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mówią: dzielna kobieta. Przez lata potrafiła wytrzymać z tyranem

Rozmawia Jolanta Ciosek
Fot. Marek Szymański/REPORTER
Na okrągłą rocznicę swoich urodzin Beata Rybotycka zrobiła sobie prezent. Pojechała do La Scali na spektakl. Tak spełniło się jedno z marzeń krakowskiej aktorki. Są inne? –Nadal chciałabym zostać tancerką u Borisa Ejfmana – przyznaje.

–„Lepiej pływam, niż śpiewam” – czy te Pani słowa sprzed lat świadczą o skromności czy o lekkiej kokieterii?

– Lubię pływać. Miałam chłopaka, który mnie tego nauczył, i nadal pływam sprawnie.

– W takim razie lepiej Pani pływa czy restauruje stylowe meble?

– To było dawno. Z tak zwanej biedy. Miałam meble, których szkoda mi było wyrzucić ze względu na ładny kształt i fakturę. Wymyśliliśmy, meblując stary dom na Mazurach, że będziemy je odnawiać. Zdzierałam politurę papierem ściernym, stary lakier, a potem malowałam je na kolory, które lubiłam.

– Potrafiłaby Pani dziś odrestaurować stylowe biureczko?

– Tak. Pod warunkiem że nieodpłatnie.

– Czarująca, życzliwa, ciepła, krucha, o wspaniałym głosie i uśmiechu…

– O kim to?

– O Pani. Tak mówią koledzy, a co ważniejsze, również koleżanki. I jeszcze dodają: niezwykle dzielna, że wytrzymuje ze swoim mężem, reżyserem – tyranem!

– Wiedziałam, że będzie coś o mężu. A któż tak dobrze o mnie mówi? Pewnie starsi panowie, bo do ich sympatii mam szczęście.

– Nie zdradzam źródeł informacji. A „tajni szpiedzy” dodają: jest wspaniałą gospodynią na Mazurach, gdzie w tym agroturystycznym uroczysku do stołu zasiada nieraz kilkanaście osób.

– Staram się dopilnować wszystkiego. U nas bywają nie tylko goście – turyści, ale także przyjaciele i aktorzy z naszego Teatru STU.

– No to na koniec pozateatralnych zajęć i talentów dodajmy jeszcze haft.

– Tak, wyszywałam krzyżykowo. To wspaniały wypoczynek. Ale kiedy urodziła się Zosia, haftowanie poszło w odstawkę.

– Wreszcie możemy przejść do Pani najważniejszego zajęcia: aktorstwa i śpiewania, o czym tak niechętnie Pani opowiada.

– Generalnie nie lubię wywiadów, nie „bywam” tam, gdzie bywać trzeba, bankiety, rauty i ten cały medialny korowód – to nie dla mnie. No bo proszę mi powiedzieć: po co?

– Dla sławy, popularności, przypominania o gotowości do „wskoczenia” w serial…

– Gdyby to się przekładało na jakość i ilość pracy w teatrze – to jeszcze bym rozumiała.

– Bo dla Pani najważniejszym miejscem jest...

– Teatr. Szczególnie STU. Miejsce niezwykłe. Otworzył mi drzwi kariery i dał najwięcej możliwości do realizacji aktorskich ambicji.

– Przecież wcześniej była Pani w Starym Teatrze – to wielka nobilitacja dla aktorki po studiach.

– Po udanym dyplomie w „Mirandolinie” dostałam dwie propozycje angażu: do Starego i do STU. Wybrałam Stary. To był towarzysko interesujący czas, ale zawodowo nie był dla mnie atrakcyjny. Byłam młoda i mogłam więcej zagrać, ale się nie udało. Szczególny sentyment mam do Piwnicy pod Baranami – tam poznałam Piotra Skrzyneckiego, spotkałam ludzi, z którymi związałam się artystycznie.

– Zanim skończyła Pani krakowską PWST, szlify muzyczne zdobywała w domu, w rozśpiewanej rodzinie.

– Tak, bo rodzice zawsze pięknie śpiewali i nadal śpiewają: mama sopranem, tata basem. Pod chórem w kościele, a najchętniej podczas prania w domowej pralni. I to na dwa głosy. Jak rozlegał się śpiew, to wszyscy wiedzieli, że Rybotyccy piorą. Dobry głos odziedziczyłam na pewno po rodzicach. Śpiew w rodzinie śląskiej to nic nadzwyczajnego, a ja jestem z Gliwic.

– Rodowita Ślązaczka – czy potrafi Pani jeszcze mówić gwarą?

–Mama twierdzi, że w gwarze bardziej mówię, niż gadam. Uwielbiam Śląsk i do łez rozśmiesza mnie anegdota Mariana Dziędziela, także Ślązaka, który na egzaminie do szkoły teatralnej wyrecytował „Stepy akermańskie” gwarą, kończąc: „Jadymy, nikt nie woła”.

– Bycie aktorką, żoną dyrektora teatru i reżysera to trudny kawałek chleba?

– Muszę być zawsze najlepiej przygotowana. Krzysztof jest wobec mnie o wiele bardziej surowy, czasem wręcz niesprawiedliwy. Kiedy po dziesięciu latach pracy w Starym Teatrze zdecydowałam się odejść do STU, to nie obsadzał mnie przez 12 lat.

– Nie miała Pani żalu?

– Nie. Pewnie dlatego że miałam co robić. Myślę też, że nie było dla mnie repertuaru. Krzysztof nie obsadza aktorów wbrew warunkom.

– Teraz możemy oglądać Panią w najnowszej realizacji tryptyku „Wędrowanie”, którego premiera odbyła się w Święto Niepodległości…

– To świetny projekt, który zaczęliśmy przed laty. „Wędrowanie” to tryptyk z Wyspiańskiego: „Wesele”, gdzie gram Gospodynię, „Wyzwolenie”, w którym jestem Muzą, i „Akropolis” – tam wcielam się w kilka postaci.

– A przecież jest jeszcze Podstolina w „Zemście”, Winnie w „Szczęśliwych dniach” Becketta…

–Kocham grać Becketta i nienawidzę zarazem. Kocham, bo to wspaniałe, trudne wyzwanie. Nienawidzę, bo kosztuje mnie strasznie dużo wysiłku, ze sceny schodzę wykończona i nadaję się do masażysty. A do tego na widowni siedzi kat – reżyser i wciąż coś poprawia.

– Siedzi zapewne również, gdy gra Pani Marię Liebiadkin w „Biesach”, Gertrudę w „Hamlecie” i Pani ukochane spektakle śpiewające?

– Nie wiem, czy ukochane. Bardzo lubię śpiewać, ale gdybym musiała wybierać między piosenką a teatrem, zawsze wybrałabym teatr.

– Potrafiłaby Pani bez niego żyć?

–Tak. Myślę, że tak. Jednego nie poświęciłabym dla teatru nigdy: rodziny. Ale teraz bardzo się cieszę, że tak dużo gram i nadal śpiewam.

– Również Judy Garland?

– Uwielbiam ten spektakl. Tłumaczka Ela Woźniak znalazła tekst „Na końcu tęczy” i przetłumaczyła go dla mnie. Mogłam połączyć w nim swoje doświadczenia muzyczne i aktorskie. A do tego śpiewam nieco inaczej niż dotychczas, nie tak lirycznie. Reżyser cały czas czuwa, wciąż coś korygujemy.

– Niech da spokój, bo przecież właśnie za rolę Judy przypadł Pani w udziale zaszczyt odciśnięcia dłoni w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach!

– Najbardziej ucieszyła się ciocia. Przyjechała z Niemiec i zobaczyła moją rękę na deptaku.

– Szkoda, że rzadko wraca Pani do swego numeru popisowego z Piwnicy pod Baranami, czyli „Lutki Śmieszki”, która była majstersztykiem aktorskim i rozśmieszała widzów do łez.

– Zabawne były narodziny tej piosenki. Janina Garycka, która dla Piwnicy przygotowywała scenariusz programu „Z życia królewskiego Wazów”, sięgała do starych kronik. Bohaterką jednej z opowieści, do której muzykę pisał Grzegorz Turnau, była pewna „wesolutka śmieszka”.

Kartka papieru z tekstem utworu była jednak naderwana i zamiast „wesolutka śmieszka” wyszło „lutka śmieszka”. Śmieszka od razu nam się spodobała i uznaliśmy, że Lutka to jej imię. Widzowie tę postać także polubili i po każdym wykonaniu piosenki domagali się bisów. Tworząc Lutkę, wymyśliłam sobie, że będzie miała wysuniętą szczękę. Potem dowiedziałam się, że Habsburżanki miały spore problemy ze zgryzem. Przypadkowo trafiłam w dziesiątkę.

– Współpracuje Pani z córką, która ma piękny głos?

– Nie występujemy razem. Choć przepraszam, raz śpiewałyśmy kolędę u pani prezydentowej w Pałacu Prezydenckim. Zosia miała 10 lat. A tak w ogóle to śpiewa lepiej ode mnie, ma piękną barwę głosu, studiuje zarządzanie kulturą, psychologię i nie znosi, jak się o niej opowiada.

– To może będzie w przyszłości zarządzała artystycznym biznesem rodziców?

– Dałby Bóg. Na to liczę.

– Czyli o marzeniach możemy porozmawiać?

– Jedno spełniłam: na moje okrągłe urodziny przypadające w tym roku zrobiliśmy sobie prezent: pojechałam z mężem do La Scali na spektakl. Stamtąd zadzwoniłam do mojej ukochanej profesor Marty Stebnickiej, żeby się pochwalić tym wydarzeniem. Mam nadzieję, że będę miała kiedyś szczęście zobaczyć w Metropolitan Opera spektakl Mariusza Trelińskiego. A nadal marzę, by zostać tancerką u Borisa Ejfmana.
***
Aktorka, piosenkarka, absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.

Występowała w krakowskich teatrach – Starym, STU, a także w Piwnicy pod Baranami i gdyńskim Teatrze Muzycznym. Ma na koncie kilkadziesiąt ról: teatralnych, filmowych i telewizyjnych. Popularność przyniosły jej słynne benefisy transmitowane z Teatru STU. Od lat podkreśla, że największą jej miłością są koty. Oczywiście obok córki i męża. Żona Krzysztofa Jasińskiego, mama Zosi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski