MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mówią mi „Mistrzu”

Rozmawiał Jerzy Filipiuk
Michał Mistrzyk: Moje zalety? Solidność, przegląd pola, podania, wytrzymałość. Wada? Za mała szybkość
Michał Mistrzyk: Moje zalety? Solidność, przegląd pola, podania, wytrzymałość. Wada? Za mała szybkość Fot. Andrzej Wiśniewski
Rozmowa z nowym piłkarzem III-ligowej Garbarni Kraków, 24-letnim obrońcą i pomocnikiem MICHAŁEM MISTRZYKIEM, wypożyczonym do końca sezonu z II-ligowej Stali Stalowa Wola.

- Jak Pan został przyjęty w trzecioligowym klubie przez nowych kolegów?

- Mile i ciepło. Atmosfera jest bardzo dobra. Jestem zadowolony. Czekam tylko na rozpoczęcie rundy wiosennej. Chciałbym - tak jak i inni piłkarze - żeby już ruszyły ligowe rozgrywki. Sparingi - w których trzeba walczyć o miejsce w składzie - sparingami, ale najważniejsze są mecze o stawkę.

- Jak długo będzie Pan zawodnikiem Garbarni?

- Trafiłem do niej na zasadzie wypożyczenia ze Stali Stalowa Wola (na półmetku rozgrywek zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli drugiej ligi - przyp.), z którą jestem związany umową do czerwca bieżącego roku. Co będzie potem, nie wiem. Na razie nie myślę o przyszłości, skupiam się na treningach i grze.

- Wystąpił Pan w pięciu sparingach i dwóch meczach Turnieju Dawnych Mistrzów. Z reguły na prawej obronie...

- Tak. Tylko w sparingu ze Stalą Stalowa Wola w drugiej połowie grałem na lewej obronie. Jestem wszechstronnym piłkarzem. Występowałem na różnych pozycjach. Zaczynałem od ataku, potem grałem w pomocy - na prawej i lewej stronie, w Stali także na środku - a następnie na obronie. Nie byłem tylko bramkarzem i stoperem. Występowałem na obu skrzydłach defensywy i drugiej linii, choć jestem prawonożnym zawodnikiem.

- Jedną z Pana zalet - uniwersalizm - już więc znamy. A inne?

- Solidność, przegląd pola, podania, wytrzymałość. Z moją techniką na tym poziomie rozgrywek także nie jest źle, standardy zachowuję. No i kontuzje mnie omijają. Nigdy nie miałem dłuższej przerwy w grze.

- Pana piłkarskie wady?

- Muszę pracować praktycznie nad wszystkim. Szczególnie jednak nad szybkością.

- Pochodzi Pan ze sportowej rodziny?

- Nie. Mam brata i trzy siostry. Starszy ode mnie o osiem lat Rafał grał w piłkę, ale tylko amatorsko. Rodzice i rodzeństwo kibicują mi, pytają, jak mi się wiedzie na boisku. Brat i tata czasami przychodzili na moje mecze.

- Urodził się Pan - 1 stycznia 1993 roku - w Stalowej Woli, ale nie mieszka Pan w niej. Jak Pan więc trafił do Stali?

- Mieszkam we wsi Rzeczyca Okrągła, położonej w powiecie stalowolskim. W piłkę grałem od dziecka. Mając 12 lat, trafiłem do LZS Rzeczyca Długa, klubie w sąsiedniej wsi, gdzie było boisko. Teraz jest on liderem tabeli w klasie A. Wtedy grał w klasie B. W Stali znalazłem się, gdy miałem 16 lat. Na treningi w tym klubie namówił mnie mój wychowawca z Zespołu Szkół numer 2 Paweł Wtorek (były piłkarz m.in. Stali Stalowa Wola, Siarki Tarnobrzeg, Tłoków Gorzyce, Stali Rzeszów i Unii Nowa Sarzyna, a potem trener - przyp.). Przyszedłem na zajęcia, spodobały mi się i zostałem.

- Po roku został Pan wypożyczony do Unii Nowa Sarzyna. Dlaczego?

- Trenowałem z pierwszą drużyną, ale grałem głównie w zespole juniorów Stali. W meczach drugiej ligi - rozegrałem ich pięć - wchodziłem zwykle tylko na końcówki. Tylko raz zagrałem w podstawowym składzie - pół spotkania. Do Unii zostałem wypożyczony, żeby zdobyć doświadczenie, trochę się ograć. Lepiej było występować w trzeciej lidze niż siedzieć na ławce w drugiej. W drużynie z Nowej Sarzyny miałem pewne miejsce w składzie.

- Wiosną 2013 roku znowu grał Pan w drugoligowej Stali, tym razem częściej, zdobył Pan nawet gola, i to w meczu z... Garbarnią, ale potem ponownie został wypożyczony, do czwartoligowego Sokoła Nisko.

- Wcześniej, podczas wakacji, przebywałem w Szkocji, gdzie pracowałem sezonowo. Zbierałem truskawki, maliny. Coś tam zarobiłem. Do Sokoła także byłem wypożyczony. Znowu miałem pewne miejsce w drużynie. Zajęliśmy ósme miejsce w grupie podkarpackiej.

- W trzech ostatnich latach grał Pan ponownie w II-ligowej Stali. Przez dwa i pół sezonu głównie jako rezerwowy, a w ostatniej jesiennej rundzie jako podstawowy zawodnik. Efekt? 57 meczów, 3 bramki i 14 żółtych kartek, z tego połowa w tym sezonie. Ten bilans mógł być lepszy?

- Grało mi się różnie. Najlepiej w minionej rundzie, bo wystąpiłem w 18 spotkaniach i strzeliłem dwa gole. Grałem na prawej obronie i prawej pomocy. Mój najlepszy występ? Pamiętam mecz w 1/16 finału Pucharu Polski z Lechią Gdańsk, rozegrany w 2014 roku. Wygraliśmy wtedy w Stalowej Woli 2:1. Dobrze wypadłem na tle piłkarzy z ekstraklasy. Gole zdobywam rzadko. Skupiam się na grze defensywnej, piłka nie „szuka” mnie na polu karnym rywala lub w jego pobliżu. Częściej natomiast asystuję. W rundzie jesiennej zaliczyłem sześć-siedem asyst. W sparingach z Garbarnią nie strzeliłam ani jednego gola. Kartki? Do brutali nie należę. Nie zawsze kartki dostaje się zasłużenie, ale czasami rywala trzeba sfaulować. Nigdy nie otrzymałem czerwonej kartki. Jako junior - tylko raz, po dwóch żółtych.

- Pamięta Pan gola strzelonego Garbarni w maju 2013 roku na boisku w Stalowej Woli?

- Tak. Zdobyłem go dosyć łatwo, w 90 minucie. Po zagraniu kolegi tylko dołożyłem nogę i piłka wpadła do praktycznie pustej bramki. Wygraliśmy 2:0.

- Którego ze swoich szkoleniowców najmilej Pan wspomina?

- Na pewno Pawła Wtorka, który był moim trenerem przez pół rundy w Unii i ponad rok w Stali. Postępy poczyniłem także pod okiem Andrzeja Kasiaka, który szkolił mnie najpierw, gdy byłem juniorem, a potem - jako asystent Jaromira Wieprzęcia i krótko jako pierwszy trener - kiedy byłem seniorem w Stali.

- W grudniu Stal ogłosiła listę transferową, na której znalazło się czterech zawodników. Pana na niej nie było. Klub chciał Pan opuścić z powodów osobistych. „Winna” tego jest Pana dziewczyna?

- Tak. Natalia pochodzi z moich stron, a teraz mieszka w Krakowie, studiuje gospodarkę przestrzenną na Uniwersytecie Ekonomicznym. Bardzo ją kocham. Potrzebowałem życiowej stabilizacji, dlatego chciałem się przenieść do Krakowa. Natalia nie uprawia sportu, ale chodzi na siłownię, biega, a kiedyś uczęszczała do szkoły tanecznej. Oczywiście kibicuje mi, przychodzi na moje mecze.

- A skoro mowa o innych zajęciach... Ma Pan jakieś pozasportowe hobby, zainteresowania?

- Interesuję się motoryzacją. Ale najważniejsza jest piłka. Kiedyś, gdy mój tata Wojciech hodował konie - miał stadninę - zajmowałem się nimi: doglądałem ich, czyściłem, karmiłem. Było ich około dziesięciu. Nie jeździłem na nich, bo to były konie pociągowe. Ale potrafię jeździć na koniu.

- Ma Pan oryginalne przezwisko - „Mistrzu”.

- Tak mówią do mnie koledzy z boiska. Ale przezwisko nie pochodzi, niestety, od moich umiejętności piłkarskich, ale od nazwiska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski