Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może nie jeść, musi malować

Katarzyna Hołuj
Krakowianka i Wawel pojawiły się na jednej z jego ostatnich prac – w Małopolskiej Szkole Gościnności
Krakowianka i Wawel pojawiły się na jednej z jego ostatnich prac – w Małopolskiej Szkole Gościnności FOT. KATARZYNA HOŁUJ
Ludzie. KONRAD KOWAL z Myślenic uczynił z pasji swoją pracę. Mówi się o nim, że w tym co robi jest jednym z najlepszych w kraju.

Graffiti Konrada znajdziemy np. w światowej stolicy tej sztuki – Nowym Jorku. I w Caracas, stolicy Wenezueli, gdzie na zamówienie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego namalował mural w hołdzie Fryderykowi Chopinowi. To, jak dotychczas największa z jego prac.

Inna, której jest współautorem to krakowski mural Silva Rerum (przy ul. Powstańców Śląskich). Powstał on z okazji jubileuszu 750-lecia miasta. Jest też autorem muralu na kamienicy nieopodal AGH (który zaprojektowała Justyna Lubińska, pochodząca z Dobczyc, a mieszkająca w Myślenicach).

– Mogę nie jeść, nie pić, ale chcę malować – mówi Konrad Kowal (pseudonim „Mehes”), myśleniczanin, a od niedawna mieszkaniec Gdańska. Takie „zatracenie się” w pracy, które powoduje, że zapomina się o jedzeniu, przeżył nie raz. Ostatnio w rodzinnym mieście, a dokładnie w Małopolskiej Szkole Gościnności, gdzie swoimi pracami ozdobił szkolną restaurację (pracownię).

Graffiti zainteresowało go w latach 90., kiedy w ręce wpadły mu magazyny „Brain damage” i „Ślizg”. Zanim „ruszył na ściany”, jak mówi, zaczął od rysowania w zeszytach. Ołówkiem lub markerem. Nie zrażał się tym, że mało kto (właściwie to tylko osoby podróżujące po zachodniej Europie) rozumiał jego pasję i doceniał jego prace.

Swoistym poligonem doświadczalnym był też nieużywany garaż należący do jego babci. Kolejny, po zeszycie etap przygody z graffiti, która z czasem stała się nie tylko pasją, ale i sposobem na życie.

Można powiedzieć, że dzięki graffiti zdobył zawód, bo studia (architektura) były pokłosiem zainteresowania się rysunkiem odręcznym. Aktualnie nie pracuje w wyuczonym zawodzie, ale – jak przyznaje – cały czas z niego czerpie.

W malowaniu obrazów (maluje na płótnie lub desce) i w tworzeniu murali pomaga mu to, czego nauczył się na studiach. Chętnie poza tym zawiera w swoich pracach elementy architektury. To zresztą stało się jego znakiem rozpoznawczym, stylem, którym się wyróżnia.

Garaż już przestał wystarczać

Jako urbaniście zależy mu na tym, aby prace wpisywały się w kontekst otoczenia.

Zdaje sobie sprawę z tego, że nie dla wszystkich graffiti jest sztuką, a wręcz – że jest wandalizmem. Mówi: „trudno, wszystkim się nie dogodzi”, i dodaje, że 99 procent reakcji, z jakimi się spotyka jest jednak pozytywnych.

Kiedy garaż babci przestał wystarczać, Konrad zaczął szukać innych miejsc. Przyznaje, że zdarzało mu się malować nielegalnie.

Ta adrenalina, oddech policji na plecach i smak ryzyka, że może zostać złapany, jak mówi, nigdy go nie kręciła. Pozytywne emocje wolał czerpać z samego tworzenia, a temu nie sprzyja pośpiech. – Jedną z ważniejszych dla mnie „miejscówek” była właśnie dzisiejsza Małopolska Szkoła Gościnności, a dawniej „medyk”. Było to bowiem pierwsze miejsce, gdzie pozwolono mi (wspólnie z kolegą Robertem) legalnie malować – wspomina.

Innym miejscem, gdzie twórcy graffiti mogli uprawiać swoją sztukę, była ściana Szkoły Podstawowej nr 3 na osiedlu. W ich własnym slangu takie miejsce to „hall od fame”. Dziś, po ociepleniu budynku, jest ono już tylko wspomnieniem.

Jedne z pierwszych prac Konrada zachowały się jeszcze na filarach mostu na Rabie. Natomiast nowsze można oglądać na osiedlu (na murze oporowym pomiędzy blokami a basenem) i przy ul. Piłsudskiego – pod wiaduktem (tu malował z kolegą). Z inicjatywą, która zaowocowała właśnie muralem pod wiaduktem, wyszedł sam.

Przekonał gminnych urzędników, że napisy pozostawione tam przez kibiców (o treści niewartej tu cytowania) warto przykryć czym bardziej atrakcyjnym. Zgodę otrzymał – materiały, a konkretnie sponsorów na nie, miał załatwić sam. Tak to właśnie często działa. Tak było też, kiedy na bulwarach wiślanych w Krakowie (na wysokości hotelu Forum) malował smoki.

Ile kosztuje graffiti?

Na to pytanie trudno udzielić odpowiedzi bez sprecyzowania, o jakiej pracy mowa, jej wymiarów, liczby kolorów jakie mają zostać użyte, na jakiej nawierzchni powstanie (np. czy gładkiej, jak będzie „piła” farbę), wreszcie – w jakich warunkach odbywało się będzie malowanie (czy w pomieszczeniu, czy „pod chmurką”) i jak dużo jest czasu na jej wykonanie.

Cena puszki farby to ok. 16 zł. Praca o wymiarach ok. 5-6 metrów kwadratowych przy założeniu, że użytych zostanie 10 kolorów to koszt 160 zł plus zagruntowanie ściany, czyli w sumie ok. 200 zł. Za same materiały. Kiedy próbuje zliczyć ile w swojej karierze zużył już puszek z farbą wychodzi mu, że 7-8 tysięcy.

Z której ze swoich prac jest najbardziej zadowolony? On sam mówi, że ta najlepsza jest ciągle przed nim.

Na brak zleceń nie narzeka. Jego plany tylko na najbliższe dwa miesiące to praca w Czechach, Bułgarii, Chorwacji i na Teneryfie.

Nie ukrywa, że chciałby więcej i częściej pracować w Myśle­ni­cach, tym bardziej, że zna tu miejsca, które nie wyglądają najlepiej, a dzięki muralom mogłyby zyskać. Do takich zalicza choćby miejsce pod wiaduktem przy górnym jazie (w kierunku Stróży) albo kamienicę vis-a-vis dawnej centrali rybnej.

Marzy mu się za pomocą farb opowiedzieć coś o historii miasta. Niezrealizowanym projektem (który jednak ciągle czeka na swój czas i miejsce) jest mural – lipka. Duże, widoczne z daleka drzewo, oglądane z bliska miałoby prezentować znacznie więcej detali mówiących o mieście i jego historii.

CO MYŚLENICZANIE MÓWIĄ O JEGO PRACACH?

RAFAŁ ZALUBOWSKI (ARTYSTA GRAFIK): – Mnie się to podoba. Jak zresztą cały trend street art’u, czyli sztuki ulicy. To jest sztuka specyficzna, ma charakter pop-artowski, z jednej strony posługuje się prostymi technikami, ale jest też polem do rozwinięcia fantazji, wyobraźni. Rekin namalowany przy basenie jest tego przykładem. Przy okazji jest zabawny.

Moim zdaniem to fajna ingerencja kultury w przestrzeń publiczną, kapitalne wyjście w stronę społeczeństwa i młodzieży. Z jednym zastrzeżeniem, że graffiti nie wszędzie pasuje, życzyłbym sobie, aby kiedyś jedną z rozpoznawalnych marek Myślenic stały się rowery, a obok nich atrakcyjne murale.

LESZEK RAWŁO (BYŁY PREZES JEDNEJ Z OSIEDLOWYCH WSPÓLNOT MIESZKANIOWYCH): – Oglądałem prace przy basenie i pod wiaduktem i w mojej opinii chłopak ma talent i dobrą kreskę. Wydaje mi się, że dużo trudniej jest stworzyć obraz na tak dużej powierzchni, niż zwykły o normalnych rozmiarach.

Jest to efektowne i kolorowe, o niebo ładniejsze niż szare ściany, na dodatek „ozdobione” byle jakimi napisami. Od pseudograffiti ubezpieczyliśmy blok, ale przyznam, że to zupełnie co innego. Jeśli chodzi o takie prace jak te Konrada Kowala, to gdyby nie było odnowionej elewacji bloku, poważnie rozważyłbym, oczywiście za zgodą mieszkańców, umieszczenie takiego muralu na bocznej ścianie. (KAR)

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski