Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może powinienem być bardziej kontrowersyjny?

Redakcja
FOT. KONRAD POLLSESCH
FOT. KONRAD POLLSESCH
ANDRZEJ MLECZKO z okazji swego podwójnego jubileuszu rozmawia z Wacławem Krupińskim.

FOT. KONRAD POLLSESCH

- Wylądowałeś ostatnio autem, ściślej taksówką, w rowie, i co - przeleciał Ci film przed oczami z całego życia?

- Miałem już wcześniej kilka wypadków, po których przestałem jeździć samochodem. Założyłem, że korzystając z taksówek, będę bezpieczny, Opatrzność jednak cały czas przypomina mi o marności istnienia...

- Andrzej Mleczko, człowiek sukcesu, mówi o marności istnienia...

- Nie tylko mówię. To temat wielu moich rysunków.

- Napisałeś kiedyś: "Życie człowieka gówno znaczy /lecz to nie powód do rozpaczy".

- Ale ciąg dalszy tego czterowiersza wprowadza jednak odrobinę optymizmu i brzmi: "Lecz kiedy łykasz życia kęs /to każdy kęs ma zawsze sens".

- Obchodzisz w tym roku 40-lecie pracy twórczej i 30-lecie Twojej galerii przy św. Jana 14 w Krakowie...

- Nie obchodzę, tylko odnotowuję. Koledzy namawiali mnie, żebym zdecydował się na jakieś huczne jubileusze, ale ja wolę uczestniczyć w cudzych. Zasiadanie w fotelu jubilata trochę mnie krępuje, dlatego nie zdecydowałem się ani na swój benefis, ani na jakąś wielką podsumowującą wystawę. Postanowiłem wszystko odłożyć na 50-lecie pracy twórczej i 40-lecie galerii. Aczkolwiek nie wykluczam, że wówczas przesunę to o kolejne dziesięć lat.

- Widzę, że mimo przekonania, że życie to marność nad marnościami zamierzasz jeszcze trochę pożyć.

- Jest takie rosyjskie powiedzenie: wszystkich kobiet nie można zdobyć, ale trzeba się starać, parafrazując, można powiedzieć - żyć nie można wiecznie, ale trzeba się starać.

- Zbigniew Wodecki uważa, że Twoje rysunki powinny znaleźć się w polskiej konstytucji.

- Na razie problemy zawarte w polskiej konstytucji znajdują się często w moich rysunkach.

- Nie chcę podejmować z Tobą poważnej rozmowy o polityce, ale jedno mnie intryguje; powiedziałeś niedawno, że są dwie grupy polityków - pierwsza to osobnicy "o nadmiernie rozbudowanym libido", a druga, liczniejsza i bardziej nieprzewidywalna, to impotenci, którzy zastępują seks walką polityczną. Skąd Ty masz taką wiedzę?

- Bywało się tu i tam, widziało się to i owo.

- Furda polityka, pomówmy o czymś przyjemniejszym, o seksie.

- Jeżeli pan redaktor jeszcze coś z tych spraw pamięta, to możemy spróbować.

- Mistrz kiedyś powiedział: "Jestem człowiekiem z natury wstydliwym"; te erotyczne rysunki to aby nie jakaś kompensacja?

- Nie przypominam sobie, żebym coś takiego powiedział, nie pamiętam w jakim to było kontekście i w ogóle stwierdzam, że to nieprawda.

- Mnie to powiedziałeś. W 2005 roku. No to inny cytat: "Immanuel Kant stwierdził, że uprawianie seksu to zajęcie niegodne filozofa. Święty Augustyn słusznie uważał współżycie kobiety i mężczyzny za największe zło". Od razu mówię, to z Twojej książki "Tylko dla dorosłych".

- Zacytowałem tylko klasyków. Ale faktem jest, że, jak się dobrze przyjrzeć, seks jest bardzo śmieszny. Nie bez powodu połowa dowcipów i anegdot dotyczy tej niepoważnej sfery.
- Pośród ponad 40 książek wydałeś m.in. dziełko "Seks bezpieczny" - tak Ci wyszło z doświadczenia?

- Widzę, że pan redaktor ma jakąś obsesję w tej kwestii. Otóż, często bywa, że ludzie niezwykle wrażliwi i delikatni piszą krwawe kryminały, a ludzie o morderczych instynktach tworzą poezję niezwykle romantyczną. A jak ktoś się tak dobrze prowadzi, jak ja, czasem sobie pofantazjuje w rysunkach.

- Wiem, że autora i dzieła się nie utożsamia, ale to urodziwa aktorka, zresztą z Krakowa, Elżbieta Zającówna, wyznała: "Co drugą kobietę korci, aby sprawdzić, czy on jest rzeczywiście taki porządny, jak wygląda, czy taki frywolny, jak rysuje". Sprawdzają?

- Przypominam, że ten wywiad jest na temat mojego jubileuszu, a nie na temat mojego życia prywatnego.

- Już zmieniam temat. Wystawiał Mistrz w Rejkiawiku, Norymberdze, Tokio, Chile, w Kazachstanie i Nowym Jorku...

- Uzbierało się jakieś 120 wystaw indywidualnych w Polsce i ponad 30 na całym świecie.

- Zostały Ci po nich jakieś uwagi o poczuciu humoru rozmaitych nacji?

- Na przykład z wpisów do księgi pamiątkowej po wystawie w Tokio wynikało, że Japończycy niewiele z moich rysunków zrozumieli. Na szczęście to kulturalny naród i może dlatego bardzo mnie komplementowali. Dlatego staram się teraz wybierać na wystawy zagraniczne prace o tematyce uniwersalnej i zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną.

- A jak wyglądają na tym tle rodacy?

- Nie znam wszystkich Polaków. Mam kontakt z tymi, którzy przychodzą do galerii i odwiedzają mój profil na Facebooku.

- Jakieś wnioski po tych spotkaniach?

- Bardzo interesujące. Na przykład wiele kobiet, będąc w galerii, stwierdzało z lekkim uśmieszkiem, że dla nich rysunki erotyczne są o wiele bardziej seksy niż fotografie. A w przypadku facetów przypuszczam, że jest dokładnie odwrotnie. Nawet jestem tego pewien. Potwierdza to tezę, że erotyzm kobiecy jest o wiele bardziej wyrafinowany.

- Szymborska pisała: "sztuka rozśmieszania to piekielnie poważna umiejętność".

- A postrzega się ją, niestety, jako sztukę drugiej kategorii, by nie powiedzieć trzeciej. Skoro o byle powieści, bo poważna, pisze się recenzje, to myślę sobie, że należałoby czasem podejść bardziej analitycznie do tego typu twórczości i napisać coś głębszego na jej temat.

- Kiedyś sformułowałeś to dobitnie: "W naszym kraju byle dramatyczny gniot jest recenzowany, ale jak ktoś tworzy coś zabawnego, to w życiu...". Od kogo sam chciałbyś otrzymać recenzję?

- Najlepiej od Freuda, Hegla albo Bergsona. Napisali świetne książki o istocie poczucia humoru.

- Freud o Mleczce - byłoby ciekawie.

- Wolałbym Hegla. A prawdę mówiąc, mimo że recenzje są ważne, to robię rysunki przede wszystkim dla tych, którzy je oglądają, a także dla siebie. Może to forma psychoterapii, aby się pozbyć wrodzonego pesymizmu.
- Gdy przed 10 laty zapytałem, czy rysowanie wciąż Cię bawi, uznałeś, że to nie ma znaczenia, bo i tak niczego innego nie potrafisz.

- I nadal nie potrafię, w związku z tym nie mam wyjścia.

- Trzeba było skończyć architekturę.

- Skończyłem, ale nie obroniłem dyplomu, bo już wtedy drukowałem w "Szpilkach", "Polityce", "Przekroju" i uznałem, że to jest moje prawdziwe powołanie.

- Po 40 latach nie masz poczucia, że Twoja robota idzie na marne, choćby apel sprzed lat: "Obywatelu, nie pierz bez sensu!" - i co? Nie chcą traktować Mleczki jako nauczyciela, mentora...

- Daj spokój. Nigdy nie miałem zamiaru nikogo pouczać. Od nauczania jest szkoła.

- Po tylu latach uprawiania zawodu masz jakieś marzenia, pragnienia?

- Chciałbym się cofnąć w czasie i dysponować tą wiedzą i doświadczeniem, które mam teraz. Może nie popełniłbym po drodze różnych głupstw. A ponieważ to niemożliwe, to chciałbym, żeby przynajmniej ten czas trochę zwolnił. Na szczęście w Krakowie nie płynie tak szybko, jak gdzie indziej.

- Czyli Twoja sentencja "To nie ty masz czas, to czas ma ciebie" coraz bardziej Ciebie samego dotyczy.

- Dotyczy wszystkich, ale bardziej tych, co już mają z górki.

- Jak sądzisz, czym bardziej ludzi denerwujesz - śmiałymi rysunkami ze sfery seksu - jak w "Pornomiksach", "Pornografice", czy...

- Setny raz powtarzam, nie chcę nikogo prowokować, drażnić czy irytować. Chcę robić zabawne i możliwie błyskotliwe rysunki, które czasem pomagają spojrzeć na ten zwariowany świat z dystansem.

- Robisz sobie jaja z orzełka, z rozmaitych symboli... Rysujesz Najwyższego, do którego sługa boży, odebrawszy telefon, mówi: "Ktoś z Polski". - "Powiedz, że mnie nie ma". Nie atakują Cię za to?

- To już nie są lata, jak za PRL-u, kiedy byle niewinny żarcik stawiał na nogi Biuro Polityczne. W zasadzie nie spotykam się z żadnymi objawami ostracyzmu czy niechęci.

- Bywa, że tzw. prawicowi politycy lgną do Ciebie.

- Pewien skrajnie prawicowy polityk chciał się ze mną umówić na drinka i na nic było moje tłumaczenie, że gdyby któryś z moim kolegów mnie z nim zobaczył, to miałbym przechlapane.

- W ostatnich latach w albumach wydawanych przez Iskry objawiłeś też talent osoby piszącej - miniopowiadanka, aforyzmy, sentencje. Zabrakło ich w imponującym, jubileuszowym albumie - "Obywatelu, nie pieprz sensu".

- W albumie umieściłem 2000 najlepszych, moim zdaniem, rysunków, ponieważ w rysunku satyrycznym czuję się najlepiej. Ludzi zajmujących się krótką formą literacką są setki, natomiast rysowników - bardzo niewielu. Rzeczywiście, kiedyś w ramach higieny psychicznej napisałem dla zabawy parędziesiąt krótkich wierszy, kilkaset aforyzmów - później mi się znudziło. Nie będą udawał, że jestem literatem, skoro Pan Bóg do czego innego mnie stworzył.

- Lubię Twój wiersz "Ojczyzna": "Polaka potwornie boli /gdy ojczyzna jest w niewoli /nie bacząc na krew i bliznę /biegnie wyzwalać ojczyznę /a gdy kraj już wyzwolony /chodzi smutny i wkurwiony". I nigdy ze strony stad filistrów i kołtunów nie spotkała Cię reakcja?
- Dostałem kilka listów odżegnujących mnie od czci i wiary; jak na 40 lat to naprawdę niewiele. Sam nie wiem, czy się tym cieszyć, czy martwić. Z jednej strony to miłe, że nie mam wielu wrogów, ale z drugiej - wykonuję zawód, który powinien budzić również jakieś negatywne emocje. A tu nic z tych rzeczy. Może powinienem być bardziej ostry i kontrowersyjny?

- Na Twojej stronie internetowej wyczytałem: "opublikował ponad 20 tys. rysunków i ilustracji". Policzyłeś?

- Skąd, ale ponieważ często mnie o to pytają, to dla świętego spokoju podaję przybliżoną liczbę. Mogę znać ilość wydanych książek, ale nie rysunków. Poza tym, nie wiadomo, jak liczyć - tylko wydrukowane czy także te niepublikowane.

- Dużo jest takich, które się nie ukazały?

- Nie wiem, mam ich pełne szuflady. To głównie takie, które nie mają charakteru satyrycznego.

- Nie korci Cię, by je wydać.

- Korci, ale mam świadomość, że przyjęło się, że to, co robię, musi być jakoś tam zabawne. Zatem odbiorcy takiego albumu mogliby poczuć się trochę zawiedzeni. Ale pewnie kiedyś te rysunki opublikuję. Dla koneserów.

- W roku 2010 zostałeś uhonorowany m.in. Nagrodą Kisiela w kategorii publicysta. Było to dla Ciebie ważne?

- Oczywiście, tym bardziej że wcześniej nie dostałem żadnych nagród. A zaczęło się od kolacji z Wisławą Szymborską. Powiedziałem, że jej Nobel bardzo mi imponuje, bo sam nie dostałem dotąd żadnej nagrody. Pani Wisława wyraziła wówczas pewne zdziwienie: "Panie Andrzeju, należało by coś z tym zrobić...". Miesiąc później dostałem Nagrodę Miasta Krakowa, a dwa miesiące później - "Kisiela". I do dziś się zastanawiam, czy to przypadek, czy jest w tym jakiś metafizyczny udział naszej wspaniałej noblistki.

- "Kisiela" dostałeś w kategorii publicysta. Czujesz się nim?

- Nie za bardzo. Ale skoro tak jestem odbierany, nie mam nic przeciwko temu. Sam czuję się przede wszystkim skrzyżowaniem rysownika i literata. A rzadko się zdarza, by ktoś miał te dwie umiejętności naraz.

- No Topor, Mrożek.

- Ale to wyjątki.

- W Starym Teatrze grano sztukę inspirowaną Twoimi rysunkami.

- To właściwie była opera i o dziwo przez kilka lat nie schodziła z desek Nowej Sceny Starego Teatru. To głównie zasługa Staszka Radwana, który wykorzystał teksty moich rysunków, ułożył z nich libretto i dopisał, jak to on, świetną muzykę.

- Powstał inteligentny i zabawny spektakl.

- Trudno mi to oceniać, bo kiedy go oglądałem, miałem taką tremę, że niewiele pamiętam. Na szczęście recenzje, które później czytałem, były bardziej niż pozytywne.

- Masz jakąś wizję siebie na najbliższe lata? Planujesz, czy po prostu skupiasz się na codziennym rysowaniu i już.

- I już.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski