Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może zacznijcie inaczej

Redakcja
Okazało się, że można. Nic się nie zawaliło, wszystkie balangi unijne do świąt się odbędą. Starzy ministrowie poradzą sobie śpiewająco. Nowi też nie powinni dać plamy, bo kilku mówi biegle po angielsku czy francusku. Im bliżej zresztą Bożego Narodzenia, tym bardziej świąteczne będą spotkania w ramach polskiej prezydencji.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Dobrze, że powstał nowy rząd i że premier przedstawił rzeczowy, realistyczny jego program. Najbliższe tygodnie zejdą na meblowaniu gabinetów, kompletowaniu współpracowników i robieniu planów najbliższych działań. W ten sposób zaoszczędziliśmy dwa miesiące. Gdyby gabinet formowano według poprzednich planów, powstałby wtedy, kiedy nowy zacznie już pełną parą działać. Stracilibyśmy ten czas.

A czasu brakuje najbardziej. Nie wierzę w kryzys, który ogarnie nas jak tsunami i zostawi zgliszcza. Świat czeka przyspieszona przebudowa systemu finansowego, działania banków i giełd. Kończy się nieodpowiedzialne życie na kredyt państw, których rządy boją się powiedzieć prawdę swoim społeczeństwom. Nie ma już Papandreu, Berlusconiego, Zapatero. Za nimi pójdą inni. Nic nie będzie tak jak było. I całe szczęście. Gdyby dłużej potrwał festiwal głupoty i chciwości finansistów oraz szaleństw bankowo–giełdowych komputerów, byłoby nieszczęście.

Przestańmy się bać, zacznijmy działać. Potrafimy pracować w trudnych warunkach, to nasza specjalność narodowa. Od kryzysu w 2008 roku polska gospodarka wzrosła o 15 proc., średnia dlaEuropy jest ujemna. Te wskaźniki robią w świecie wrażenie. Z kimkolwiek stamtąd rozmawiam: politykiem, biznesmenem czy dziennikarzem, zaczyna od gratulacji. Przyjemnie tego słuchać.

Byle nie z założonymi rękami. Jesteśmy młodą gospodarką, niedawno dołączyliśmy do krajów z ustabilizowaną ekonomią rynkową. One mają nad nami przewagę doświadczenia, procedur, instytucji. My mamy za to entuzjazm młodych wilczków, którym niedawno otwarły się nieograniczone możliwości. Głód sukcesu sprawia, że pracujemy jak szatani, w sposób, jaki nie śni się tym sytym, ustabilizowanym. Gdybyśmy mieli wskaźniki na poziomie USA czy Holandii, ten entuzjazm nie miałby wielkiego znaczenia. Przy starcie z niskiego poziomu, decyduje o sukcesie. Na razie go odnosimy. Zadbajmy o to, żeby trwało to jak najdłużej.

W niekwestionowanych polskich osiągnięciach zdumiewa mnie samotność tych, którzy je tworzą. Politycy unikają kontaktów z biznesem jak zarazy. Obawiają się posądzenia o korupcję. W nowej Polsce my składaliśmy i nam składano tysiące wizyt oficjalnych. Żaden z naszych prezydentów, premierów, ministrów nigdy nie wyciągnął z kieszeni listy ważnych dla polskich firm problemów i nie poprosił rozmówcy, żeby to załatwił. A oni? Prawie każdą rozmowę od tego zaczynają.

W oficjalnych głosach i w opinii potocznej przedsiębiorca to złodziej. Nie ma fali powszechnego oburzenia, jeśli jakiś tępy urzędas nęka właściciela firmy. Raczej zrozumienie, że chyba ma coś za kołnierzem, skoro go się czepiają. W Belwederze sypią odznaczeniami dla polityków, urzędników, czasami zaplącze się jakiś twórca. Czy pamiętacie Państwo Order Orła Białego dla milionera? Nigdy się jeszcze nie zdarzyło.

Dziwny jest ten taniec chochołów. Gospodarka przecież nie składa się z ministerstwa i urzędników, tylko z dwóch milionów właścicieli firm, którzy harują na okrągło, a w czasie rzadkich urlopów też myślą, co by zrobić lepiej. Rząd powinien mieć setki anten, łapiących sygnały od przedsiębiorców i natychmiast na nie reagować. Na razie jest to zabawa w głuchy telefon.

Dobrze, że premier w exposé zapowiedział deregulację, czyli przetrzebienie przepisów przeszkadzających gospodarce. Takich zapowiedzi mieliśmy dotychczas mnóstwo, ze słynną komisją Palikota włącznie. Na razie skutek jest taki, że pod względem łatwości prowadzenia interesów lokujemy się nie tylko za całą Europą, ale za kilkoma krajami afrykańskimi też. Na administracyjną szamotaninę polscy biznesmeni wydają 70 mld złotych rocznie. Gdyby rozluźnić papierowe pęta, szybko zapomnielibyśmy o deficycie budżetowym, a o kryzysie (u innych) czytalibyśmy tylko w gazetach.

Nie potrzeba do tego rewolucji ani dramatycznych reform, trudnych organizacyjnie i ryzykownych politycznie. Wystarczy kilku mądrych ludzi z wizją i determinacją. W W. Brytanii załatwiła to Margaret Thatcher. My takiej nie mamy, a potrzeby są ogromne.

Może więc zacznijmy inaczej. Z nieustannie powtarzanymi ostrzeżeniami przed kryzysem może być łatwiej. Bez wielkich haseł, spokojnie, systematycznie. Usuwanie tego, co przeszkadza powinno być narodowym hobby. Nie tylko nic nie będzie kosztować, ale ogromnie na tym zarobimy. Trzeba tylko zacząć. Teraz jest świetna okazja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski