Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Multimedaliści

Redakcja
Multimedaliści

Jerzy Filipiuk

Jerzy Filipiuk

Multimedaliści

Letnie igrzyska olimpijskie miały wielu bohaterów. Wśród nich znaleźli się prawdziwi kolekcjonerzy medali.

10 największych multimedalistów stawało na olimpijskim podium łącznie aż 121 razy, w tym 81 razy na najwyższym stopniu. Przypomnijmy ich sylwetki...

Tylko raz za podium

 Rekordzistką w ilości zdobytych medali jest radziecka gimnastyczka LARYSA ŁATYNINA. W Melbourne, Rzymie i Tokio startowała w 19 konkurencjach i tylko raz bez medalu! W 1956 roku zajęła z Czeszką Anną Marejkovą ex aequo czwarte-piąte miejsce na równoważni. Imponowała wszechstronnością (sięgała po medale w każdej z pięciu konkurencji - wieloboju, ćwiczeniach wolnych, na poręczach, równoważni i skoku przez konia) oraz sportową długowiecznością (w Tokio liczyła już 30 lat; dla porównania: 12 lata później w Montrealu gimnastyczne triumfy święciła nie mająca jeszcze 15 wiosen Rumunka Nadia Comaneci). Za złoty występ w Tokio w ćwiczeniach wolnych sędziowie przyznali jej trzy noty po 9,9 pkt i dwie po 9,8 pkt, a kibice zgotowali ogromną owację.
 Łatynina była pierwszym cudownym dzieckiem gimnastyki. W tamtych czasach nie eksploatowano jeszcze młodzieńczych organizmów tak jak później. Łatynina na wielkich zawodach międzynarodowych zadebiutowała mając 20 lat - podczas mistrzostw świata w Rzymie. Zdobyła wtedy z koleżankami złoty medal drużynowo. Tak zaczęła się jej wspaniała kariera. Była prekursorką wprowadzenia do gimnastyki elementów tańca i baletu. Miała wspaniałe przygotowanie choreograficzne. To zapewniło jej sukcesy zwłaszcza w ćwiczeniach wolnych, w których trzykrotnie sięgała po olimpijskie złoto.
 Na przełomie lat 60. i 70. Łatynina była trenerką radzieckiej kadry, prowadząc swe podopieczne (na czele z Ludmiłą Turiszczewą i Olgą Korbut, które ostatecznie zrewolucjonizowały gimnastykę) do wielu sukcesów. Potem pracowała w Komitecie Olimpijskim ZSRR. Dziś prowadzi gospodarstwo pod Moskwą, które otrzymała w przeszłości. Ma tam prawdziwy zwierzyniec: konie, krowy, świnie. Jak dawniej, jest bardzo sympatyczna, towarzyska...

Pomnik za życia

 Przeciwieństwem Łatyniny był startujący trzy dekady wcześniej fiński biegacz PAAVO NURMI. Jego niechęć do rozmów i udzielania wywiadów była wprost przysłowiowa i spowodowała, że przylgnął do niego przydomek "wielki niemowa". Nurmi był jednak wielkim - może największym w historii - biegaczem, zdobywcą 12 medali olimpijskich.
 Pochodził z biednej rodziny. Syn drwala z dalekiej północy, wcześnie został sierotą (ojciec zmarł na atak serca w wieku 39 lat). Matka Nurmiego samotnie wychowywała jego i cztery córki. Był najmłodszy spośród rodzeństwa, wątły i słabowity. Bardzo lubił jednak biegać. Jego talent został odkryty w czasie służby wojskowej. Biegnąc na przełaj w pełnym rynsztunku żołnierskim wyprzedził o pół godziny cały oddział. Na igrzyskach zadebiutował w 1920 roku w Antwerpii, mając 23 lata. Wygrał wtedy bieg na 10 000 m oraz indywidualnie i drużynowo przełaj na 8000 m. W biegu na 5000 m uznał wyższość Francuza Josepha Guillemota.
 4 lata później "król bieżni" święcił wielki triumf w Paryżu. W ciągu 75 minut wygrał biegi na 1500 i 5000 m, ustanawiając dwa rekordy olimpijskie. Najpierw zwyciężył na krótszym dystansie, a potem - po godzinnej przerwie, w czasie której stanął na podium zwycięzców, pozował fotografom, rozdawał autografy, przecisnął się przez tłum kibiców i odbył masaż nóg w szatni - na dłuższym. Podobnego wyczynu dokonał trzy tygodnie wcześniej - podczas zawodów w Helsinkach także wygrał biegi na tych samych dystansach, i to w ciągu zaledwie 70 minut, bijąc przy tym dwa rekordy świata.
 Dwa dni po podwójnym triumfie Nurmi stanął do przełajowego biegu na 10 650 m, który przeszedł do historii jako "bieg śmierci". Na starcie termometr wskazywał w cieniu 35 stopni. Z 42 zawodników do mety dobiegło tylko 15! Inni wycofali się lub zniesiono ich z trasy. Karetki pogotowia odwiozły do szpitala kilkunastu olimpijczyków. Tylko Nurmi ukończył bieg z uśmiechem na ustach. On, biegacz z północy, który nigdy wcześniej nie biegł w podobnym upale.
 Mając 31 lat Nurmi wystartował w igrzyskach w Amsterdamie. Był pierwszy w biegu na 10 000 m oraz drugi w biegach na 5000 m i 3000 z przeszkodami. W 1932 roku w Los Angeles chciał wystartować w maratonie, ale został dożywotnio zdyskwalifikowany przez Międzynarodową Federację Lekkoatletyczną za naruszenie praw amatorskich.
 Do historii olimpiad i sportu Nurmi przeszedł nie tylko z powodu swych zwycięstw i rekordów (ustanowił 32 rekordy świata, z których zatwierdzono 22). Był pierwszym sportowcem, któremu za życia wystawiono pomnik (stanął on przed Stadionem Olimpijskim w Helsinkach w 1952 roku). Podczas tej imprezy dostąpił też zaszczytu zapalenia znicza olimpijskiego, co było formą rehabilitacji za oskarżenia o zawodowstwo. Był też bohaterem pierwszej na świecie... opery o tematyce sportowej, która przed kilkoma tygodniami została wystawiona w Helsinkach. Jej tytuł - "Paavo wielki. Wielki wyścig. Wielkie marzenie".
 Nurmi wywarł wielki wpływ na rozwój i popularność biegów długodystansowych. Jako pierwszy biegał ze stoperem w ręce, mierzył czas przebiegniętych odcinków, zainicjował układanie planów treningów. Na jego występy przychodziły tłumy kibiców, o jego wyczynach pisano na pierwszych stronach gazet. Startował bardzo często, bywało, że dzień po dniu, i to w odległych od siebie miastach. W tamtych latach komunikacja nie była tak rozwinięta jak dziś, a jednak Nurmi szybko przemieszczał się z miejsca na miejsce, zyskując drugi przydomek - "latający Fin".

Siedmiokrotnie złoty

 Trzecie miejsce na podium multimedalistów zajmuje amerykański pływak MARK SPITZ. Jego wyczyn w 1972 roku w Monachium uchodzi za jeden z najwspanialszych w historii igrzysk. W ciągu 8 dni zdobył 7 złotych medali! Wygrał 4 wyścigi indywidualne (100 i 200 m stylem dowolnym oraz 100 i 200 m delfinem), a także przyczynił się do 3 zwycięstw sztafet USA (4x100 i 4x200 m stylem dowolnym oraz 4x100 m stylem zmiennym). W każdej z tych konkurencji był autorem lub współautorem rekordu świata!
 4 lata wcześniej w Meksyku 18-letni Spitz 4 razy stanął na podium, w tym 2 razy na najwyższym stopniu. Nie do końca był jednak zadowolony ze swojego startu. Pilnie trenował, by poprawić swój dorobek. Początkowo marzył o pobiciu rekordu swego rodaka Dona Schollandera, który w 1964 roku w Tokio jako pierwszy pływak w historii został poczwórnym mistrzem olimpijskim. Gdy Spitz zdobył piąte, a potem szóste "złoto", myślał o... wycofaniu się z dalszej rywalizacji. Nie chciał bowiem doznać porażki w jednej z najbardziej prestiżowych konkurencji - 100 m stylem dowolnym. Wahania te podzielał jego ojciec Arnold, który uważał, że lepiej wygrać sześć z sześciu wyścigów, niż przegrać jeden z siedmiu.
 Wtedy jednak do akcji wkroczył trener Spitza, Sherm Chavoor, który przekonał go do kolejnego występu, sugerując, że w przeciwnym razie uchodziłby za sportowego tchórza. Spitz popłynął i zdobył "złoto", pewnie wygrywając ze swym rodakiem Jerrym Heidenreichem, którego wcześniej bardzo się obawiał.
 20 lat później Spitz znowu zadziwił sportowy światek. Podjął bowiem próbę zakwalifikowania się do olimpijskiej ekipy USA na igrzyska w Barcelonie. 40-latek nie zdołał wprawdzie zdobyć nominacji, ale swym uporem i ambicją zyskał wiele uznania nie tylko fanów pływania.

Przegrany bohater

 Tyle samo medali olimpijskich, co Spitz, ma w swojej kolekcji jego rodak MATT BIONDI. Ustępuje mu tylko - o jeden krążek - w ilości mistrzowskich tytułów. Biondi był jednym z bohaterów igrzysk w 1988 roku w Seulu, gdzie popłynął po 7 medali, w tym 5 złotych (50 i 100 m stylem dowolnym, a także sztafety 4x100 i 4x200 m stylem dowolnym oraz 4x100 m stylem zmiennym). W wyścigu na 100 m delfinem o jedną setną sekundy (!) lepszy od niego okazał się reprezentant... Surinamu Anthony Nesty. Był to jedyny pływak tego kraju. Zdobył on pierwszy olimpijski medal dla Surinamu. W Seulu aż sześć złotych medali na pływalni wyłowiła Niemka Kristin Otto, podejrzewana potem o stosowanie dopingu.
 W 1982 roku w Barcelonie Biondi stanął przed szansą poprawienia ogólnego dorobku Spitza, a także sięgnięcia po łącznie 10 złotych medali (miał już ich w 6 - 1 z Los Angeles i 5 z Seulu). Na jego szyi zawisły jednak "tylko" trzy krążki, w tym dwa złote. W swym pierwszym starcie, w koronnej konkurencji - na 100 m kraulem - nie stanął nawet na podium. Wyrównał więc tylko wyczyn Spitza (11 medali). Później Biondi zaczął trenować... piłkę wodną. Chciał się nawet zakwalifikować do drużyny USA w tej dyscyplinie na igrzyska w 1996 roku w Atlancie, ale ostatecznie oglądał je jako kibic.

Jak Owens i Oerter

 Podczas igrzysk kibice najpierw emocjonują się zawodami pływackimi, a potem lekkoatletycznymi. Po pływackim duecie multimedalistów pora więc na przedstawienie sylwetek dwóch kolekcjonerów krążków na bieżniach i skoczniach.
 Jeden z nich - Amerykanin CARL LEWIS - dopiero przed 4 laty zakończył wspaniałą karierę. Jego kilka osiągnięć przeszło do historii "królowej sportu" i sportu w ogóle. W 1984 roku w Los Angeles powtórzył wyczyn swego rodaka Jesse Owensa z 1936 roku w Berlinie: zwyciężył w czterech konkurencjach: na 100 i 200 m, skoku w dal i sztafecie 4x100 m. W 1996 roku w Atlancie powtórzył natomiast osiągnięcie innego rodaka, dyskobola Ala Oertera i po raz czwarty z rzędu wygrał tę samą konkurencję: skok w dal. Ponadto jako jeden z czworga olimpijczyków może się pochwalić 9 złotymi medalami. Życiowe rekordy Lewisa są imponujące: 100 m - 9,86, 200 m - 19,75, skok w dal - 8,87. W tej ostatniej konkurencji był niepokonany w latach 1983-1991.
 Olimpijski dorobek Amerykanina mógłby być jeszcze efektowniejszy, gdyby nie bojkot igrzysk - przez m.in. ekipę USA - w 1980 roku w Moskwie. 19-letni wówczas Amerykanin miałby tam okazję do potwierdzenia swojego talentu. Jako 35-latek w Atlancie skoczył po "złoto", ale nie wystartował w sztafecie 4x100 m. Z drugiej strony miał też trochę szczęścia. W Seulu na "setkę" przegrał z Kanadyjczykiem Benem Johnsonem, który jednak musiał oddać mu złoty medal, gdyż wykryto u niego środek dopingujący.
 Lewis nie był zbyt lubiany w lekkoatletycznym światku. Zarzucano mu snobizm, izolację od kolegów, chodzenie własnymi ścieżkami, szpanowanie bogactwem, stronienie od kobiet. Nie zmienia to faktu, że był fantastycznym sportowcem. Ostatnio został uznany za najlepszego lekkoatletę świata w XX wieku.

"Człowiek-guma"

 "Człowiek-guma" - to określenie przylgnęło do amerykańskiego lekkoatlety RAYMONDA C. EWRY’EGO. Specjalizował się on w skokach z miejsca. W 8 olimpijskich startach zdobył 8 złotych medali! 2-krotnie zwyciężył też w igrzyskach interwałowych, które odbyły się (jedyny raz w historii) w 1906 roku w Atenach.
 Ewry we wczesnym dzieciństwie zachorował na paraliż dziecięcy. Na początku XX wieku była to śmiertelna choroba, ale Ewry uniknął najgorszego. Konsekwencją choroby stały się jednak zniekształcone nogi i zanik mięśni. Skazany na trwałe kalectwo, na dzieciństwo bez zabaw i ruchu, Ewry mógł się załamać. Gdy lekarze zalecili mu różne ćwiczenia, zaczął je pilnie stosować. Uwierzył, że kiedyś będzie chodził. I dzięki ogromnemu, nadludzkiemu uporowi dopiął swego. Po kilkunastoletnim leżeniu w łóżku, wreszcie w wieku 20 lat stanął na nogi.
 W nowojorskim klubie atletycznym nie chciano go przyjąć, gdyż kulał i nie mógł biegać. Zaczął więc uprawiać gimnastykę i pływanie. Pewnego dnia trafił na lekkoatletyczną skocznię. Po pewnym czasie okazało się, że skoki to wymarzone dla niego konkurencje. W 1897 roku podczas zawodów spotkał kolegów, którzy rok wcześniej brali udział w igrzyskach w Atenach. Wtedy to właśnie olimpijski występ stał się jego nowym celem.
 Był bezkonkurencyjny w skoku w dal, trójskoku i skoku wzwyż - z miejsca. W 1904 roku w Paryżu - gdzie zawody lekkoatletyczne odbywały się dosłownie w... lesie - uzyskał odpowiednio 3,21, 10,58 i 1,65. 4 lata później w St. Louis skoczył 3,476 (rekord świata), 10,55 i 1,50, a po kolejnych 4 latach w Londynie - mając już 35 lat - uzyskał 3,335 i 1,575 (trójskoku już nie rozgrywano).

Perfekcyjny tercet

 W czołowej dziesiątce multimedalistów obok dwóch gimnastyczek jest trzech gimnastyków: Japończyk SAWAO KATO oraz reprezentanci ZSRR: NIKOŁAJ ADRIANOW i BORYS SZACHLIN. Kato imponował perfekcją wykonywanych ćwiczeń, miał świetne wyczucie artystyczne. Jego ulubionym przyrządem były poręcze. W najlepszej dyspozycji wystąpił w 1972 roku w Monachium, gdzie zdobył 3 złote (triumfował w wieloboju indywidualnym i drużynowym oraz na poręczach) i 2 srebrne medale. Adrianow największy triumf święcił w 1976 roku w Montrealu, gdzie 4-krotnie stawał na najwyższym podium (wielobój indywidualny, ćwiczenia wolne, skok przez konia i ćwiczenia na kółkach) oraz zdobył 2 srebrne i 1 brązowy krążek.
 Szachlin brylował w 1960 roku w Rzymie. Wygrał tam wielobój indywidualny, skok przez konia i ćwiczenia na koniu z łękami (dwie ostatnie konkurencje wspólnie z odpowiednio Japończykiem Takashi Oni i Finem Eugenem Ekmanem) oraz 2-krotnie był drugi i raz trzeci. Prezentował znakomite układy i nienaganną sylwetkę.

Piękność na poręczy

 Dziesiątkę multimedalistów zamyka czechosłowacka gimnastyczka VERA CASLAVSKA. W Rzymie zadowoliła się tylko "srebrem" w rywalizacji drużynowej, ale 4 lata później pokonała faworyzowane Rosjanki, wygrywając wielobój, ćwiczenia na równoważni i skok przez konia. Jeszcze lepiej wypadła w Meksyku, gdzie zdobyła cztery złote medale (wielobój, ćwiczenia wolne - ex aequo z Rosjanką Larysą Petrik, poręcze, równoważnia). Swe ćwiczenia wykonywała z wielkim wdziękiem i lekkością (choć trudno ją byłoby zaliczyć do filigranowych zawodniczek), zyskując uznanie sędziów i aplauz kibiców.
 W Meksyku Caslavska błysnęła nie tylko swym talentem (w tym samym roku została uznana za najlepszą sportsmenkę świata), ale i urodą, zostając królową piękności. Wydarzeniem towarzyskim igrzysk był jej ślub z czeskim biegaczem Zdenkiem Odlozilem. Z wielką pompą młoda para przejechała przez wioskę olimpijską. Nowożeńcy otrzymali wiele prezentów od innych olimpijczyków.
 W 1968 roku Caslavska zaangażowała się w wydarzenia "praskiej wiosny" i popadła w niełaskę ówczesnych przywódców kraju. Po latach znowu znalazła się "na świeczniku". W 1990 roku została przewodniczącą Komitetu Olimpijskiego Czech, a 5 lat później członkinią Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Była też doradcą prezydenta Czech Vaclava Havla.
 Dziesiątka najwspanialszych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski