Zakładam, że poza sklepami RTV znacznie intensywniej niż w innych okresach reklamowe budżety opróżniają teraz również browary i firmy produkujące śmieciowe żarcie. Ot, ironia losu: przy okazji piłkarskiej imprezy chętniej kupujemy sześciopaki, megapaki niż korkotrampki (mówi się tak w ogóle jeszcze? Korkotrampki?), piłki, bramki i pokrewne.
Takie uprawianie sportu a rebours. Przytwierdzeni na ponad miesiąc do kanap, foteli i krzeseł kibice narzucą sobie ostry trening, testując możliwości własnych organizmów. Zupełnie tak samo jak biegający po brazylijskich boiskach piłkarze, choć o nieco inną wytrzymałość na obciążenia w przypadku szarego zjadacza prażynek (mówi się tak w ogóle jeszcze? Prażynek?) chodzi. A mianowicie o obciążenia alkoholem, glutaminianem sodu i utwardzonymi tłuszczami. W tym sensie mundial – produkt, rzec można, wysokoprzetworzony – jak mało co przyczynia się do rozwoju chorób cywilizacyjnych.
Cóż, taka kultura, bynajmniej fizyczna. Ten drybling wśród archaizmów nie ma jednak na celu poruszenia sentymentalnej struny, że dawniej było jakoś inaczej. No, było mniej transmisji, nie było HD, a menu było ciut bardziej organiczne, bo kończyło się na wódce i ogórkach, ale generalnie mechanizm był podobny.
Zdaje mi się jedynie, że teraz zmieniły się akcenty: bardziej chodzi o celebrowanie konsumpcji i pięćdziesięciu cali niż o pasjonowanie się grą w gałę (mówi się tak w ogóle jeszcze? Gała?). Najważniejsze, żeby było – tak mówi się na pewno – grubo. Po mundialowym miesiącu na kanapie to słowo odzyska swoje pierwotne znaczenie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?