Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musiała porzucić pracę i swoją pasję. Zmusiła ją do tego choroba

Katarzyna Hołuj
Anna Mickiewicz w dobczyckim MGOKiS, gdzie kiedyś odbywała staż
Anna Mickiewicz w dobczyckim MGOKiS, gdzie kiedyś odbywała staż fot. Katarzyna Hołuj
Dobczyce. U 29-letniej Anny wykryto jeden z najgroźniejszych nowotworów - glejaka. Szansą dla niej jest kosztowna terapia.

O tym, że ma guza mózgu, Anna Mickiewicz dowiedziała się 10 lat temu. Miała 19 lat i ta informacja, choć wywołała jak szok, nie sprawiła, że życie przestało mieć dla niej sens. Nie dla takiej optymistki, która na dodatek zaczęła właśnie pierwszy rok studiów i miała plany, jak każda dziewczyna w jej wieku. - Myślę, że mając 19 lat nie zdawałam sobie do końca sprawy co to jest i jak będzie wyglądało leczenie - mówi. - Zawsze poza tym miałam pozytywne nastawienie, no i wsparcie rodziny i znajomych.

Dziś po 10 latach od tej diagnozy i dwóch nawrotach choroby, nie straciła wiary w to, że będzie dobrze. Choć wielu na jej miejscu pewnie by się poddało. Ale nie ona. I nie jej bliscy, a w szczególności trzy siostry i rodzice.

Choroba zmieniła jej życie

Kiedy jej starsza siostra Joanna zdradza, że Anna zawsze lubiła malować, nikt się nie dziwi. Taka pasja do niej, subtelnej i delikatnej młodej kobiety, pasuje idealnie. Druga pasja - to teatr. I znów pasuje. Bo Anna jest artystką (oprócz malowania i teatru lubi też rękodzieło) i animatorką kultury w jednym.

Kiedy siostra przypomina, że miała wystawę swoich prac na zamku z Dobczycach, Anna macha ręką mówiąc: „Stare dzieje”. Przynajmniej na razie porzuciła swoją pasję. Zmusiła ją do tego choroba, a dokładnie ograniczenia ruchowe. - Nie przekreśliłam jednak malowania. Myślę, że kiedyś do tego wrócę… - mówi Anna Mickiewicz.

Choroba zdeterminowała całe jej dorosłe życie. - Ilekroć wchodziłam w nowy etap, rozpoczynałam coś, choroba to przerywała - mówi.

Ale nie przeszkodziło to w realizacji przynajmniej niektórych planów. Paradoksalnie, w podjęciu pewnych decyzji choroba nawet pomogła. Po maturze zdanej w Zespole Szkół w Dobczycach, Anna zaczęła studiować marketing i zarządzanie. Diagnoza i rozpoczęcie leczenia spowodowały, że musiała przerwać te studia. Ale nie żałuje, bo potem dostała się na kierunek dużo bardziej zbieżny z jej zainteresowaniami.

Ataku padaczki dostała w grudniu 2005 roku. Wcześniej nie miała żadnych objawów, ani bólów głowy, ani problemów ze wzrokiem. Nic. - Atak był sygnałem, że dzieje się coś niedobrego - mówi. Szybko potwierdziło się, że padaczkę wywołał guz uciskający na nerwy. Ten guz to nowotwór złośliwy - glejak. Trafiła na stół operacyjny, gdzie częściowo go usunięto. Częściowo, bo glejak to guz naciekowy. Ponieważ u Anny jest on zlokalizowany na części mózgu odpowiedzialnej za ośrodek ruchu, po operacji wystąpił niedowład, który na szczęście cofnął się i mogła normalnie funkcjonować.

Z tego też powodu, wiele osób, nawet znających Annę nie wiedziało, że choruje. - Uważałam za zbędne mówienie o tym. Wolałam żyć normalnie - mówi.

Obronę trzeba było odłożyć

Podjęła studia. Tym razem był to wybór od początku do końca zgodny z jej zainteresowaniami - kulturoznawstwo. - Może to w dzisiejszych czasach taki „nieżyciowy” kierunek, ale przynajmniej to jest to, co lubię - mówi.

Były to studia dzienne i ukończyła je w terminie, ale już samą obronę musiała przełożyć. W 2011 roku guz zaatakował ponownie. Przeszła „chemię” i radioterapię.

Trafiła na staż do Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Dobczycach. Znała to miejsce doskonale, bo jeszcze jako uczennica przychodziła do MGOKiS na zajęcia kółka plastycznego. Teraz pomagała w prowadzeniu tych zajęć, zasiadała też w jury w różnych konkursach organizowanych przez MGOKiS. Czas spędzony tam wspomina do dziś wyłącznie pozytywnie. Podobnie, jak ludzi, z którymi pracowała.

Jako wolontariuszka pracowała m.in. w Departamencie Kultury UMWM oraz na stażu w jednej z krakowskich fundacji. W tej ostatniej miała zostać, podpisać umowę o pracę.

Strach przed paraliżem

Niestety, wiosną ubiegłego roku znów dała o sobie znać choroba. Pojawiły się bardzo uciążliwe bóle głowy i niedowład, uniemożliwiający samodzielne poruszanie się.

Możliwa byłaby operacja, ale, jak opowiadają Anna i jej siostra, lekarze nie dawali gwarancji, że nie nastąpi po niej paraliż lewej strony ciała. Radioterapia tym razem nie wchodziła w grę. Została „chemia”, którą zaczęto jej podawać, ale w październiku ubiegłego roku odstawiono, bo pojawiły się m.in. krwawienia w mózgu. - Lekarze rozkładali ręce. Możliwości leczenia, przynajmniej tego konwencjonalnego, wyczerpały się - mówi Joanna. - Szukając pomocy zarejestrowaliśmy Anię w fundacji „Krok po kroku” i natrafiliśmy na mamę Julki, dziewczynki chorej na złośliwy nowotwór mózgu, która jest w trakcie terapii immunologicznej. Od słowa do słowa nawiązałyśmy kontakt z lekarzem z Kolonii.

Tam właśnie, w Kolonii, stosuje się terapię, która ma za zadanie pobudzić układ odpornościowy chorego do walki z nowotworem. - Wszystko zaczyna się od pobrania krwi. Z niej powstaje szczepionka, po podaniu której organizm zaczyna odróżniać komórki zdrowe od chorych i „postrzegać” te drugie jako złe - objaśnia Joanna.

Prośba o mały, ale ważny gest

Terapia jest indywidualnie dobrana do konkretnego pacjenta. Jest nadzieją dla Anny. O tym, jak wielką , świadczy fakt, że wreszcie sama zdecydowała się napisać na portalu społecznościowym o swojej chorobie. I prosić o 1 procent podatku. „Mały gest, a może wiele” - napisała. Wpis udostępniło kilkaset osób. Pojawiły się komentarze ze słowami wsparcia. Ania wydaje się być tym speszona, ale jest wdzięczna, tak samo, jak za już okazaną pomoc finansową.

Sama konsultacja w klinice w Kolonii, kosztowała 2500 euro. Tę niemałą sumę udało się zebrać w ciągu tygodnia, dzięki dużemu wsparciu mieszkańców Dobczyc. W czasie niedawnych koncertów, zorganizowanych w dobczyckim Regionalnym Centrum Oświatowo-Sportowym przeprowadzono dwie spontaniczne zbiorki. Zebrano w sumie 5315 zł 55 gr i 15 euro.

Ta pomoc bardzo wzruszyła Annę, która nie spodziewała się takiego odzewu. - Bardzo wszystkim dziękuję, przyjaciołom i mieszkańcom Dobczyc, także tym, których nie znam, a którzy okazali mi pomoc - mówi.

Julka zdrowieje i daje nadzieję

W środę Annie pobrano krew. „Na podstawie wyników badań lekarze opracują szczepionkę i indywidualną terapię. Wyniki będą za dwa tygodnie” - pisały nam jeszcze z Niemiec siostry. I dorzuciły jeszcze jedną pełną nadziei informację. „W klinice spotkałyśmy Julkę z rodziną. Przekazali nam bardzo dobre wieści - terapia działa, guz maleje.”

Żeby Anna mogła zostać poddana takiej terapii, potrzebna będzie dalsza pomoc, bo kosztuje ona 30-40 tys. euro, czyli między 135 tys. zł, a 180 tys. zł. - Nie ukrywam, że te koszty przekraczają nasze możliwości - mówi Joanna. Trzy siostry Ani mobilizują wszystkie siły. - Jak mogłybyśmy nie zrobić wszystkiego dla naszej najmłodszej siostry? - pyta retorycznie Joanna. I apeluje. - Proszę trzymać kciuki.

Jak można pomóc Annie Mickiewicz?
Po pierwsze - można przekazać jej 1 proc. swojego podatku. Żeby to zrobić, wystarczy w formularzu wpisać KRS fundacji „Krok po Kroku”: 0000394013. Konieczny jest też dopisek w rubryce cel szczegółowy: „Darowizna na leczenie i rehabilitację Anny Mickiewicz”. Po drugie - można wpłacić darowiznę na konto fundacji „Krok po kroku”: 37 9585 0007 0010 0022 0220 0001, koniecznie z dopiskiem „Darowizna na leczenie oraz rehabilitację Anny Mickiewicz”.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski