Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muszą uciec z zamkniętego pokoju. Do pomocy mają tylko swój umysł

Aleksandra Gieracka
Natalia i Peter – twórcy gry, która organizowana jest przy ul. Kochanowskiego
Natalia i Peter – twórcy gry, która organizowana jest przy ul. Kochanowskiego Fot. ANNA KACZMARZ
Rozrywka. Mają tylko godzinę na wydostanie się na zewnątrz. Po drodze trzeba znaleźć ukryte wskazówki, rozwiązać zagadki i złamać kilka szyfrów. The escape room – intrygująca gra, która bije rekordy popularności na Węgrzech i niedawno dotarła do Krakowa.

Kamienica pod numerem 30 na rogu ulicy Kochanowskiego i alei Mickiewicza nie wyróżnia się niczym szczególnym. Na parterze znajduje się niepozorny lokal użytkowy, jakich w Krakowie wiele. Za to w jego podziemiach... toczy się gra.

Kilka osób wchodzi do środka. Nie mają pojęcia, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Przez najbliższą godzinę będą zdani tylko na siebie. Mają 60 minut na odnalezienie klucza i wydostanie się na zewnątrz. Po drodze muszą znaleźć podpowiedzi, złamać kody i rozwiązać szereg łamigłówek. Jedyne narzędzie, którym dysponują to własny umysł.

Na tropie klucza

Gra zaczyna się w chwili, gdy obsługa zatrzaskuje drzwi. W środku nieład. Mebli niewiele, za to masa gadżetów. Są mapy, stare gazety, wiekowe fotografie, pocztówki z odległych zakątków. Sporo skrzyń i pudełek. Ilość bibelotów przytłacza. Jedno z pomieszczeń wygląda jak salon starszej kobiety, żywcem wzięty z filmów.

W drugim umieszczono dziwne konstrukcje i sprzęty o nieznanym przeznaczeniu. Pora zacząć przeszukanie. Tylko czego szukać? Jak odróżnić rekwizyt mający znaczenie od dekoracji? Wskazówki mogą być wszędzie. „Czy podołasz? Wyjdziesz na zewnątrz jako zwycięzca?” – to napis czerwonym sprayem na jednej ze ścian. Czas ucieka.

– Plansza składa się z czterech połączonych ze sobą pomieszczeń. Ekipa musi przejść przez wszystkie, jeśli chce się wydostać. Gracze odnajdują słowa, a następnie przekładają je w specjalnym dekoderze na cyfrowy kod, który umożliwia otworzenie drzwi – tłumaczy Peter Nowacki, twórca gry z ul. Kochanowskiego.

Nowacki zastrzega, że plansza w jego lokalu różni się od tych, które można spotkać w innych miejscach.

– Wszystkie lokale w Polsce mają jeden albo dwa pokoje. Są to osobne i niezależne pomieszczenia. Wchodzi się więc albo do jednego, albo do drugiego. My zdecydowaliśmy się na ekonomicznie mniej opłacalną wersję, ale naszym zdaniem ciekawszą – opowiada Peter.

Sama idea escape game została zaczerpnięta z gier komputerowych. Do Polski przywędrowała z Węgier, gdzie zdobyła rzesze spragnionych wrażeń fanów. W samym Budapeszcie działa obecnie kilkadziesiąt miejsc oferujących tego typu rozrywkę i ciągle powstają nowe. W naszym mieście istnieją na razie co najmniej trzy adresy, spod których można się uwolnić po odnalezieniu klucza.

Peter Nowacki z pochodzenia jest Węgrem. Escape games obserwował w swojej ojczyźnie, choć sam nigdy wcześniej nie podjął wyzwania. Pomysł przekucia pasji do łamigłówek w biznes pojawił się na wiosnę tego roku. – Byliśmy ciekawi, jak Polacy zareagują na taką rozrywkę. Gdy zaczynaliśmy prace, escape games w Krakowie jeszcze nie było – wspomina Peter.

Jednak, jak się okazało, gra przy ul. Kochanowskiego nie była pierwszą w Krakowie. Petera wyprzedziła Olga Rybacka, pomysłodawczyni gry w lokalu znajdującym się przy ul. Wiślnej 4, gdzie w escape games można bawi ć się od początku lipca.

Olga zdecydowała się na zaprojektowanie dwóch niepowiązanych ze sobą pokoi tematycznych. Pierwszy z nich zaaranżowano na schron wojskowy. Znalazły się w nim przede wszystkim wykonane z metalu meble. Jest tutaj też maska gazowa.

Z kolei w drugim pomieszczeniu można sięgnąć wspomnieniami do młodości, bowiem w sali odtworzono szkolną klasę. Tutaj mamy biurko nauczyciela, ławki, tablicę i szereg rekwizytów, takich jak globus, plecak czy lupa. W obu poukrywano zagadki. Rozwiązanie doprowadzi do odnalezienia klucza, tym razem w formie tradycyjnej.

Powrót do dzieciństwa

Olga już w liceum marzyła o stworzeniu miejsca, w którym dorośli będą mogli bawić się przez rozwiązywanie łamigłówek. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że ktoś już wpadł na taki pomysł.

– Początkowo nie wierzyłam, że takie miejsca mogą powstać w Polsce. Ale uczestnicząc w grze we Wrocławiu, sama poczułam się jak dziecko – wspomina Olga.
Jej zdaniem najlepsze w escape games jest to, że dają właśnie możliwość odtworzenia zabawy z czasów dzieciństwa. – Nie jestem w stanie sobie wyobrazić innego rodzaju gry, w którym można by poczuć ten stopień zanurzenia się w wykreowanym świecie – przekonuje.

Gracze po wejściu do pomieszczenia nie mają właściwie żadnych ograniczeń, z wyjątkiem stosowania rozwiązań siłowych. Mogą wszystkiego dotknąć, a sposób dojścia do rozwiązania zależy wyłącznie od nich samych.

Gry typu escape room stają się alternatywą na ciekawe spędzenie wolnego czasu w gronie znajomych, którzy nie zadowalają się już kolejnym wypadem do kina czy na kręgle. – To okazja, żeby zrobić coś razem i poczuć z tego wspólną satysfakcję. Bo ile można siedzieć w barze przy piwie – dodaje z uśmiechem Olga.

W zależności od miejsca, w grze uczestniczy od dwóch do pięciu osób. Niektóre escape games można rozpracować także w pojedynkę. Gracze powinni mieć ukończone 16 lat. Osoby młodsze są wpuszczane, ale tylko gdy towarzyszy im dorosły.

Pokoje różnią się też stopniem trudności. Zadania polegają na połączeniu ze sobą słów, rozszyfrowaniu znaków, dopasowaniu do siebie elementów. Zdarzają się proste rebusy matematyczne na poziomie szkoły podstawowej.

– U nas chodzi o skojarzenia, bardzo uważne czytanie, analizowanie tekstu, a minimalnie – szukanie. Nie chcieliśmy, żeby to wyglądało jak gry online, gdzie trzeba przeklikać całą planszę, żeby cokolwiek znaleźć – wyjaśnia zasady gry Peter Nowacki.

W pomieszczeniach umie­szczono też fałszywe wskazówki, które utrudniają wykonanie następnego kroku. W zabawie wymyślonej przez Petera gracze natrafią również na kilka zadań sprawnościowych, wymagających ścisłej współpracy między uczestnikami.

Olga i Peter zauważają, że tuż przed wejściem do pokoju uczestnicy są albo bardzo podekscytowani, albo trochę wystraszeni. Jednak w ciągu godziny można zaobserwować, jak zmieniają się ich emocje: od zagubienia, przez radość po sporą nerwowość.

– Nie wiedzą, czego się spodziewać. Początkowo są nieśmiali, z niepokojem rozglądają się po pokoju, ale nagle coś znajdują i zabawa zaczyna się na dobre – tłumaczy Olga.

Liczy się spryt

Nie ma gwarancji, że w wyznaczonym czasie gracze znajdą sposób na wyjście. Około 60–70 procent ekip samodzielnie uwalnia się z pokoju. Gdy grupa utyka w martwym punkcie, może liczyć na drobną wskazówkę.

Niezwykle istotne jest kontrolowanie czasu. Będąc w grze uczestnicy mają wrażenie, że biegnie on wyjątkowo szybko.

Liczy się spryt, abstrakcyjne myślenie, wnikliwa obserwacja i zdolność szybkiego kojarzenia faktów. – Tak naprawdę te pierwsze wskazówki nie są głęboko ukryte, ale ludzie ich nie zauważają. Czasami sami sobie komplikują grę, niepotrzebnie przekładając przedmioty – opowiada Peter.

Kluczem jest dobra komunikacja między członkami ekipy. Jednak paradoksalnie zgranie może niekiedy przeszkadzać. – Widać to, gdy przychodzą bardzo bliscy sobie ludzie. Wtedy ich tok myślenia jest podobny i mogą nie wyłapać niektórych elementów – zauważa Olga Rybacka.

Zarówno Olga, jak i Peter sami wymyślili wszystkie łamigłówki. Dla Petera najtrudniejsze było umieszczenie ich na planszy. – Każde zadanie wynika z poprzedniego. Trzeba było ułożyć je tak, by grupa najpierw nie znalazła końcowej wskazówki, bo wtedy bez sensu są te pierwsze. To było wyzwanie – wspomina.

Z kolei Olga, zanim uzyskała odpowiedni efekt, przeprowadzała liczne testy. – Coś co dla mnie wydawało się jasne, dla innych wcale nie było takie oczywiste. A z drugiej strony coś, co dla mnie wydawało się skomplikowane, okazywało się proste – wyjaśnia.

Żeby wziąć udział w grze typu escape room, nie trzeba dysponować specjalną wiedzą ani umiejętnościami. Na razie w pokojach zamykają się przede wszystkim pasjonaci gier planszowych i ludzie młodzi. Zabawą interesują się firmy szukające pomysłu na spotkania integracyjne dla pracowników. Olga organizuje też od czasu do czasu wieczory panieńskie i kawalerskie.

Aranżacje pomieszczeń zostaną za jakiś czas zastąpione nowymi. Ekipy, które już rozwiązały łamigłówki, nie mogą doczekać się kolejnych. Zapowiadają, że wrócą.

W Krakowie za godzinę gry trzeba zapłacić od 75 do 100 złotych. Koszt jest stały bez względu to, ile osób znajduje się w grupie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski