Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyczne podsumowanie

Redakcja
Monika Brodka - Fot. Magda Wunsche
Monika Brodka - Fot. Magda Wunsche
Koniec roku jak zwykle skłania do podsumowań. We wszystkich magazynach muzycznych i portalach internetowych ukazują się listy najważniejszych płyt opublikowanych w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Zapoznaliśmy się z nimi i wybraliśmy dla naszych Czytelników po pięć najczęściej powtarzających się tytułów we wszystkich tych zestawieniach. Czy my również uznamy te albumy za najciekawsze? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

Monika Brodka - Fot. Magda Wunsche

Płyty zagraniczne

1.  **Arcade Fire „The Suburbs” Universal **

Pomysł nagrania concept-albumu o życiu na przedmieściach był dosyć ryzykowny. Zarówno warstwa tekstowa i muzyczna mogła obsunąć się w stronę banału. Nie w przypadku tego zespołu jednak – kanadyjska grupa już swymi wcześniejszymi wydawnictwami udowodniła, że oryginalność jest jej najważniejszą cechą. Tym razem Arcade Fire w udany sposób połączyli punkową zadziorność z amerykańską tradycją muzyczną. W efekcie piosenki z płyty nie tracąc swego pazura, zamieniły się w rockowe hymny w stylu Bruce`a Springsteena. Szkoda, że grupa jest u nas nadal mało znana. Może wizyta na którymś z letnich festiwali zmieniłaby tę sytuację?

2.  **Kanye West „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” Universal **

Trudno lubić tego czarnoskórego rapera – podkłady jego pychy i egoizmu są niezgłębione, czemu dawał świadectwo w swych licznych wypowiedziach dla mediów. Ale z drugiej strony nie można mu odmówić talentu. Dowodem na to jego najnowsza płyta, która miała być „Thrillerem” naszych czasów. West zaproponował na niej przebogatą strukturę dźwiękową, złożoną z cytatów z klasyki muzyki popowej i rockowej („choćby „Iron Man” Black Sabbath!), występów znakomitych gości (Elton John pogrywa na fortepianie) i swych nonszalanckich rymów, opowiadających o jego drodze na szczyt show-binzesu. Zachodni krytycy oszaleli na punkcie tej płyty – w wielu notowaniach to album roku.

3.  **LCD Soundsystem „This Is Happening” EMI **

 Formacja prowadzona przez nowojorskiego producenta to jeden z najważniejszych zespołów minionej dekady. To właśnie John Murphy reanimował muzykę dance-punk, czyniąc z niej sztandarowe brzmienie ówczesnej generacji dwudziestolatków. Dziś muzyk żegna się ze swą grupą albumem, który idealnie podsumowuje jego dotychczasowe dokonania. Murphy łączy bowiem ze sobą taneczną elektronikę i garażowy punk, tworząc bogato zaaranżowane nagrania, w których odbijają się wszystkie frustracje mieszkańca wielkiej metropolii. Muzyczni erudyci znajdą tu odwołania do dawnych eksperymentów Davida Bowie i Briana Eno, a młodzi słuchacze - będą się cieszyć klubową energię większości nagrań.

 

4.**The Klaxons „Surfing The Void” Universal **

  Wszystko wskazywało na to, że ten album będzie totalną klapą. Młodzi Anglicy po wielkim sukcesie swego debiutu, zaczęli niemiłosiernie grzebać się z nowym materiałem, odreagowując stres narkotycznymi eksperymentami. Kiedy media doniosły, że pierwsza wersja albumu wylądowała w koszu, nikt nie wierzył, że The Klaxons poradzą sobie z syndromem drugiej płyty. Tymczasem „Surfing The Void” to krążek ze wszech miar udany – z jednej strony dziki, rozbuchany i szalony, a z drugiej precyzyjny, dokładny i zdyscyplinowany. Punkowa hałaśliwość, prog-rockowe aranże, ekspresyjne brzmienie – a do tego psychodeliczne teksty wieszczące koniec świata.

 5.  Pantha Du Prince „Black Noise” Sonic

Początkowo bardzo dalekie od siebie światy indie-rocka i techno w ostatnich miesiącach zaczęły się wyraźnie zbliżać. A to właśnie dzięki takim producentom, jak Hendrik Weber alias Pantha Du Prince, którzy w swej muzyce postanowili dać dojść do głosu młodzieńczym fascynacjom muzyką gitarową. „Black Noise” przynosi zachwycającą syntezę shoegaze`owego hałasu, ambientowych pasaży i rytmiki deep techno. Efekt jest wspaniały – monolityczny album, który spodobał się zarówno fanom, jak i krytykom. Jesienią Pantha Du Prince zagrał w Krakowie – i był to jeden z najważniejszych koncertów roku w naszym mieście.

Płyty polskie

1.**Kryzys „Kryzys komunizmu” Songood House**

  Wiele osób czekało na to wydawnictwo aż trzydzieści lat! Pionierzy polskiego punku dowodzeni przez Roberta Brylewskiego i Macieja Góralskiego zrobili w Peerelu czasów schyłkowego Gierka muzyczną rewolucję – śpiewali niegrzeczne piosenki, prowokowali samą nazwą, a nawet wydali płytę we Francji, dając prztyczka w nos rodzimym monopolistom fonograficznym. Mimo, iż działali tylko trzy lata, nie poszli w niepamięć. Fani niepokornej muzyki domagali się ich powrotu od dawna. Dlatego powstał „Kryzys komunizmu” – zestaw nagranych na nowo piosenek Brylewskiego i Góralskiego, pokazujący, jaki był wczesny polski punk: przebojowy, melodyjny, inteligentny i dowcipny. Dziś ta muzyka działa tak samo ożywczo, jak trzydzieści lat wstecz.

 

2.**Niwea „01” Qulturap **

Ta płyta była jak cios w żołądek dla polskiego środowiska hip-hopowego. Nikt wcześniej nie miał u nas tak zaskakującej wizji hip-hopu, jak raper Wojtek Bąkowski i producent Dawid Szczęsny. Wolno cedzone rymy (trochę w stylu Kalibra 44) niosły abstrakcyjne podkłady rytmiczne uzupełnione zaszumianą elektroniką i nowofalowymi gitarami. A do tego surrealistyczne rymy opisujące koszmar życia na wielkim osiedlu. Czy to jeszcze hip-hop? Czy może polski grime? Koncerty duetu potwierdziły, że jego niełatwa muzyka może liczyć na dobry odbiór – ale raczej nie hip-hopowców, tylko środowiska alternatywnego.

 

3.**Mitch & Mitch „XXII Century Sound Pioneers” Lado ABC **

  Załoga warszawskich muzyków pod wodzą Macio Morettiego zyskała sobie opinię niepoprawnych ekscentryków. Tym większym zaskoczeniem okazał się dla wszystkich nowy album ich projektu. Mitch & Mitch zaserwowali bowiem słuchaczom bajkową podróż w lata 50. i 60. tworząc ciepłą, organiczną i szalenie przystępną muzykę o relaksacyjnym charakterze. Wytrawny odbiorca znajdzie tu jednak wiele erudycyjnych smaczków – nawiązania do filmowych soundtracków Henry`ego Manciniego, koktajlowego easy-listeningu, a nawet kosmicznego jazzu Sun Ra Orchestry. Płyta potwierdza, że Mitch & Mitch to niepowtarzalne zjawisko na polskiej scenie alternatywnej.

4.**Brodka „Granda” Sony **

Młoda góralka rzuciła swym nowym albumem na kolana dojrzałych krytyków i młodych fanów. Co zadziałało? Nowe brzmienie jej piosenek? Czy może filuteryjny urok pięknej dziewczyny? Pewnie jedno i drugie. Faktem jednak jest, że Monika Brodka nagrała świetny album, pokazujący, że nowoczesny pop nie musi być obciachem. Trochę to jednak praca zbiorowa – bo zgrabne połączenie folku i elektroniki wymyślił Bartek Dziedzic, a najciekawsze teksty napisali Jacek Szymkiewicz z Pogodno i Radek Łukaszewicz z Pustek. Ale wyszło świeżo i barwnie – a spora w tym zasługa również samej Brodki. W końcu to ona zaśpiewała we wszystkich piosenkach.

 

5.**Star Guard Muffin „Szanuj” Rockers **

Telewizja to potęga – gdyby nie udział Kamila Bednarka w „Mam talent”, pewnie większość dzisiejszych fanów (a raczej fanek) jego zespołu nie wiedziałaby nawet, że on istnieje. A tak – Star Guard Muffin stali się wielką sensacją minionej jesieni, w ciągu kilku tygodni zdobywając za swój debiut „złotą płytę”. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z narodzinami wielkiego talentu? „Szanuj” to tylko sympatyczna płyta nagrana przez dzieciaków pełnych energii i radości, momentami porywająca swą żywiołowością, a momentami wywołująca politowanie swą naiwnością (lans marihuany. Jak na razie mamy znacznie lepsze ekipy dancehallowe – choćby Vavamuffin czy East West Rockers. „Szacunek” to dobry początek, zobaczymy, co dalej.

 

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski