MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka była mi pisana

Redakcja
Ewa Uryga śpiewa dla Stwórcy Fot. archiwum prywatne
Ewa Uryga śpiewa dla Stwórcy Fot. archiwum prywatne
Ewa Uryga da koncert w niedawno otwartej ponownie Uciesze, przedstawiając m.in. ballady Elli Fitzgerald. Z tej okazji poprosiliśmy znakomitą wokalistkę o rozmowę.

Ewa Uryga śpiewa dla Stwórcy Fot. archiwum prywatne

Niedziela, 24 maja, godz. 19, Kinoteatr Uciecha

Występowała Pani z jazzowymi zespołami, big bandami, z Spirituals Singers Band i amerykańskim chórem The Jackson Singers, brała Pani udział w oratoriach, występowała w musicalach - w "Chicago" wcielając się w główną rolę Velmy Kally. Co Pani najbliższe, który gatunek?
- Najbliższa jest mi chyba muzyka gospel; od niej wszystko wychodzi, to muzyka duszy, a przecież jesteśmy istotami duchowymi. Ale nie chciałam się zamykać w jednym gatunku, podobnie, jak długo nie umiałam znaleźć swojej drogi w życiu, szamocąc się mię-dzy muzyką a sportem.
Nawet chciała Pani studiować w AWF...
- Jako 5-latka zafascynowałam się oglądaną po nocach w telewizji jazdą figurową na lodzie; płakałam, że też tak chcę. Uprawiałam jazdę figurową z powodzeniem dość długo; może i dlatego, że łączyła sport, muzykę i taniec. Do dziś pomykam z radością na salę baletową, żartując w duchu, że szkoda, że nikt nie proponuje mi "Tańca z gwiazdami". Dlatego tak cieszyłam się ze wspomnianej roli Velmy Kally w Teatrze Muzycznym w Gliwicach, bo mogłam się trochę wytańczyć. Musical to też moje dawne marzenie; pa- miętam, jak Janusz Józefowicz otwierał w Chorzowie Teatr Music Hall, miałam tam chodzić na zajęcia... Pewnie dlatego też tak lubię gospel, bo taniec jest bardzo bliski tej muzyce.
Ostatecznie wybrała Pani muzykę i studia na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Akademii Muzycznej w Katowicach.
- Ale już w czasie studiów wróciłam do trenowania koszykówki, również pływałam sportowo. Sport długo mnie kusił, ale widać muzyka była mi pisana przez Opatrzność.
Wiara jest w Pani życiu czymś tak ważnym?
- Bez niej nie dałabym sobie rady; Bóg wielokrotnie mnie podnosił, dając mi siłę, bo nadwrażliwość nie idzie w parze z odpornością na zmaganie się z życiem. Przyznam, że codziennie staram się porozmawiać z moim Stwórcą. W tych zabieganych czasach taki moment zatrzymania się, medytacji daje niezwykle wiele.
Słuchałem Pani w oratorium niepołomickim Zbigniewa Wodeckiego "Amabilis"; byłem jedną z wielu zachwyconych Panią osób i zarazem wyrażających żal, że jest Pani artystą zbyt mało znanym.
- W ostatnich dwóch-trzech latach tak często słyszę takie komentarze, że sama zaczynam się nad tym zastanawiać. Cóż, nie umiem się pchać rękami i nogami; raczej wycofuję się, schylam pokornie głowę i mówię "Boże, widocznie tak ma być". Acz czasami jest mi bardzo przykro, jak widzę, co się dzieje na rynku muzycznym.
A może jest tak i dlatego, że porusza się Pani w tylu rozmaitych gatunkach, co sprawia, że nie jest kojarzona z jednym dominującym...
- Może... Pewnie i wpływ ma to, że nie miałam nigdy żadnego polskiego przeboju, piosenki, z którą by mnie kojarzono. I nie miałam szczęścia trafić na świetnego menedżera. Wreszcie trafiłam pod opiekę Grażyny Miśkiewicz z firmy Grami, teraz pomagającej mi w najnowszym projekcie. Kiedyś śpiewałam love songs z repertuaru Whitney Whouston, Stevie Wondera, Roberty Flack - piękne piosenki, nawet namawiano mnie, bym je nagrała, zatem uznałam, że zrobię to teraz, dysponując piosenkami głównie polskimi. Zaprosiłam do nich m.in. wspaniałego Zbyszka Wodeckiego, Andrzeja Lamperta i Janusza Szroma. Całość jest oparta na autentycznej historii pary, która raniąc się nawzajem i przechodząc trudną próbę życiową, ostatecznie ratuje swój związek...
"...robię tylko to, w co wierzę. Ostatnio wiele myślę o tym, żeby sama zacząć pisać i komponować. Inspiracją do tworzenia jest przecież życie, a ja trochę już przeżyłam" - powiedziała Pani przed laty.
- I to wielu, i dopiero do wspomnianego projektu napisałam w całości cztery piosenki. Może uda się zrealizować tę płytę.
Dołączyłaby do sześciu autorskich, w tym dwóch zrealizowanych w Nowym Jorku ze znanym amerykańskim pianistą jazzowym, Markiem Soskinem. Pierwszą była "Ballads for Ella" z 1998 r., z której piosenki przypomni Pani teraz w Krakowie...
- Są tak piękne, że wciąż z przyjemnością je śpiewam, a sama Ella Fitzgerald jest mi bardzo bliska; kończąc studia pisałam pracę o niej. Te ballady to jedna z piękniejszych płyt, jakie nagrałam, szkoda, że nie wypromowana. Nagrywałam ją w nowojorskim studio Power Station, obecnie Avatar Studios, gdzie dokonuje nagrań Pat Metheny.
Na płycie towarzyszyli Pani m.in. także Harvie Swartz i Piotr Wojtasik oraz katowicka Orkiestra Kameralna WOSPRiTV pod dyr. Michała Nesterowicza, a teraz - w Krakowie?
- Będzie to sekcja rytmiczna w składzie, czyli Piotr Wrombel - fortepian, Dariusz Ziółek - gitara basowa i Grzegorz Poliszak - perkusja oraz kwartet smyczkowy.
Będą jedynie ballady wielkiej Elli?
- Także inne standardy jazzowe, ale i dawny utwór Stevie Wondera, i gospel - by wieczór był trochę zróżnicowany. Serdecznie zapraszam.
ROZMAWIAŁ: WACŁAW KRUPIŃSKI
Bilety - 60 i 55 zł. Rezerwacje - 012-426-80-05. Recital to kolejna odsłona V Festiwalu "Ogrody Muzyką Malowane" organizowanego przez Fundację Kultury im. Ignacego Jana Paderewskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski