Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka z całego serca

Redakcja
- Jest Pan absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej. Jak to się stało, że został Pan koncertmistrzem Filharmoników Berlińskich?

Rozmowa z DANIELEM STABRAWĄ, skrzypkiem, koncertmistrzem Filharmoników Berlińskich

- Miałem szczęście. Kiedy kończyłem studia w Krakowie, na mój koncert dyplomowy przyszli przedstawiciele znanej wówczas krakowskiej Orkiestry Radiowej. Spodobałem im się i od razu przyjęli mnie na koncertmistrza. To był dla mnie ogromny zaszczyt - zaraz po studiach zostać koncertmistrzem u boku Wiesława Kwaśnego! Przez pięć lat grałem w tej orkiestrze i dużo się nauczyłem, grywałem także w Capelli Cracoviensis. Pewnego dnia postanowiłem wyjechać do innego zespołu. Początkowo myślałem o Filharmonii Narodowej w Warszawie, ale dowiedziałem się, że jest miejsce u Filharmoników Berlińskich. Postanowiłem zdawać egzamin. Wysłałem zgłoszenie i zaproszono mnie. Miałem trudności z wyjazdem, jednak w końcu pojechałem i zdałem egzamin. Przyjęli mnie do orkiestry.
- Od razu zasiadł Pan za pierwszym pulpitem?
- Nawet wtedy o tym nie myślałem. Byłem w tutti pierwszych skrzypiec. Miejsce koncertmistrza zwolniło się dopiero po trzech latach mojej pracy. Postanowiłem spróbować.
- Ile osób starało się o tę posadę?
- Bardzo dużo. Na egzamin przyjechali skrzypkowie z całego świata. Z orkiestry Filharmoników Berlińskich startowało nas dwóch. Za pierwszym razem się nie dostałem. Pamiętam, zagrałem wtedy koncert Prokofiewa. Koledzy z orkiestry powiedzieli mi po egzaminie: zagraj tak Beethovena, jak zagrałeś Prokofiewa, to dostaniesz to miejsce. Jeszcze raz przystąpiłem do przesłuchań. Wtedy już zagrałem Beethovena.
- Ile lat jest już Pan koncertmistrzem?
- W tym roku minie trzynaście.
- Filharmonicy Berlińscy są orkiestrą szczególną, bowiem wszystkie decyzje w zespole zapadają w sposób demokratyczny. Na czym polega system rządzenia orkiestrą?
- System można porównać do parlamentu. Orkiestra powołała swoich przedstawicieli, czyli tzw. radę pięciu, która ma wpływ na dobór solistów, dyrygentów, a także programów, jakie wykonujemy. Rada akceptuje bowiem to, co ustali intendent - człowiek, który kieruje całą orkiestrą jako firmą. To on utrzymuje kontakty z solistami, dyrygentami i układa program, który jest konsultowany z radą orkiestry.
- Co się stanie, gdy muzycy nie zaakceptują programu intendenta?
- Intendent ma prawo weta i może przeforsować swój program, ale tak naprawdę nigdy nikt nie zrobił niczego wbrew muzykom.
- Czy można zatem powiedzieć, że to muzycy decydują, z jakim dyrygentem wystąpią i co zagrają?
- Pośrednio tak.
- Jakie więc znaczenie ma szef orkiestry - dawniej Herbert von Karajan, a teraz Claudio Abbado?
- Szef orkiestry ma największy wpływ na program, chociażby przez to, że on też ma prawo weta. To on ustala artystyczną linię orkiestry.
- Czy muzycy mają zagwarantowaną posadę w zespole dożywotnio?
- Każdy, kogo muzycy przyjmują do orkiestry, musi przejść przez roczny okres próbny. Jeżeli się sprawdzi, otrzymuje posadę dożywotnio. Pod warunkiem oczywiście, że będzie spełniał wszystkie wymagania związane z tą pracą. Poziom gry każdego z nas jest kontrolowany.
- W jaki sposób?
- Muzycy kontrolują się nawzajem. Jeżeli zauważą, że ktoś gra gorzej, może to stać się przyczyną usunięcia z orkiestry. Oczywiście, cały system funkcjonowania zespołu został tak urządzony, że pomaga się słabszym, jednak gdy nie ma rezultatów, muzyk musi odejść.
- Czy inne orkiestry niemieckie mają podobny system zarządzania?
- Tak, jest to typowy niemiecki sposób zarządzania orkiestrą. Tylko, że nasz zespół jest najmocniejszy i pewnie dlatego my, muzycy, mamy tak duży wpływ na kierowanie nim.
- Kto finansuje orkiestrę?
- Senat miasta Berlina. Jesteśmy orkiestrą miejską.
- Jak określiłby Pan sposób brzmienia orkiestry?
- To orkiestra grająca z całego serca - pełnym, olbrzymim dźwiękiem. Dla nas bardzo ważne są emocje.
- Czy jest jakiś repertuar, którego Filharmonicy Berlińscy nie chcą grać?
- Nie. Gramy wszystko.
- Jakie są plany orkiestry?
- Jeździmy niemal bez przerwy do Ameryki i Japonii, regularnie koncertujemy w Europie, m.in. w Salzburgu - zawsze na Wielkanoc oraz w Paryżu i Londynie. Prosto z Krakowa jedziemy na tournée po Niemczech; zaczynamy od Lipska, kończymy na Hamburgu.
- Kilka lat temu wystąpił Pan w Krakowie jako solista. Wraz z "radiówką" wykonał Pan wtedy koncert Mozarta. Czy przy tak wielu wyjazdach ma Pan jeszcze czas na granie solowe?
- Oczywiście, że tak. Najczęściej występuję z kwartetem Filharmoników Berlińskich - gramy do 30 - 40 koncertów rocznie. Jako solista gram pięć razy do roku - to jest dla mnie rozrywka. Dużo natomiast występuję z Capellą Bydgosiensis, której jestem szefem i dyrygentem.
- Ile trzeba włożyć wysiłku w ćwiczenia, aby utrzymać formę?
- Wystarczy trzy dni nie grać i już można stracić formę - dlatego trzeba grać jak najwięcej.
- Kiedy ponownie usłyszymy Pana w Polsce?
- Za rok, w maju wystąpię z Filharmonią Krakowską. Będę grał Brahmsa.
Rozmawiała: AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski