Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH
Przez wiele lat największą trudnością, pokonywaną na co dzień przez dziennikarzy, było szukanie sposobu, jak nie napisać, żeby napisać – czyli jak sprawić, żeby obejść zapisy cenzorskie (oraz doraźne dyrektywy kierowane do redakcji) i sprawić, żeby tekst pojawił się na łamach gazety. Skala trudności była różna, w zależności od tematyki podejmowanej przez dziennikarza, ale – ogólnie rzecz biorąc – twórcy zapisów cenzorskich dbali o to, żeby nikt się nie nudził.
Majstersztykiem w temacie „jak nie napisać, żeby napisać” był artykuł Jurka Steinhaufa, określający nowe baterie koksownicze w Hucie im. Lenina jako baterie wymierzone w miasto i obszernie to uzasadniający.
Awantura wybuchła dopiero po wydrukowaniu tekstu. Wcześniej nie mogła, ponieważ – jak wyraził się jeden z cenzorskich prawodawców – nie było zapisu prze- widującego tak bezprzykładną bezczelność dziennikarza. Jurek Steinhauf w „Dzienniku” pozostał – do tragicznej, do dziś nie wyjaśnionej śmierci.
Coraz mniej ludzi go pamięta. Nasze publikacje żyją jak sama gazeta – jeden dzień. A dziennikarze? Tak długo, jak publikują. Gdyby nie nasze gabaryty, można by poetycko powiedzieć, że jesteśmy jak motyle...
Cenzura była dolegliwością powszechną, ale zewnętrzną i – jak pokazała historia – przemijającą. Natomiast tym, co dolega bez względu na czas i zdaje się być stare jak sam zawód, jest skołowanie.
Skołowanie to nieeleganckie, ale dokładne określenie stanu, jaki dopada człowieka, który – po wielu godzinach ganiania (fizycznego, telefonicznego, mailowego) za danymi do artykułu – musi skupić się, żeby zebranym informacjom nadać formalny kształt i zdążyć z napisaniem tekstu do bieżącego numeru. Rekord w tej dziedzinie ustanowił na długo redaktor Adam Dziok, świetny w swoim czasie publicysta ekonomiczny, który – oderwany od pracy dzwonieniem telefonu – wybiegł na korytarz z okrzykiem: – Gdzie jest Dziok?! Ma telefon!
Skołowanie jest dolegliwym stanem, który dotyka wszystkich. Przykłady długo by mnożyć. I tak nie sprosta się oczekiwaniom. Zadający pytania oczekują odpowiedzi, że największą trudnością jest nowoczesność. Śmieszne o tyle, że najtrudniej to miał pierwszy korespondent, który telegrafem (kropka – kreska – kropka) wystukał wiadomość dla swojej gazety. To, co później – to już bułka z masłem, zresztą spożywana w pomocnej grupie.
Tylko dwaj „Dziennikowi” seniorzy – Władysław Cybulski i Bruno Miecugow – konsekwentnie odmawiali kontaktów z komputerem, wyliczywszy, że zaliczyli 200 procent nowości przewidzianych dla pokolenia.
Bruno Miecugow – przekonywany do tego nowego narzędzia – spojrzał komputerowi prosto w ekran i wyznał: – Nawet niegłupi jesteś, ale wódki nie da się z tobą napić. I to była niewątpliwa prawda.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?