Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myślenice. Historie z dawnego życia wzięte

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Od lewej: Barbara Jasek, Jakub Jasek i Paulina Serocka z myślenickiego hufca ZHP
Od lewej: Barbara Jasek, Jakub Jasek i Paulina Serocka z myślenickiego hufca ZHP Fot. Katarzyna Hołuj
Ciekawa inicjatywa. Harcerze dostrzegli, że młodzi ludzie, w tym także oni sami, coraz mniej wiedzą o historii swojego miasta. Postanowili temu zaradzić, tworząc Harcerskie Archiwum Społeczne. Mają nadzieję, że myśleniczanie będą je wzbogacali wspomnieniami

Właśnie wydali książkę pt. „Myślenice we wspomnieniach mieszkańców”. Jest ona zapisem rozmów, jakie przeprowadzili z myśleniczanami pamiętającymi miasto nawet jeszcze z czasów międzywojnia, kiedy obok Polaków żyło tu mnóstwo Żydów. Z czasów wojny, kiedy nagle ta żydowska część miejskiej społeczności z dnia na dzień zniknęła. Z czasów powojennych, kiedy panowała bieda, a wielu myśleniczan, ryzykując więzieniem trudniło się kuśnierstwem lub wyrobem skórzanych butów. Wreszcie z czasów późniejszego PRL, kiedy myślenickie kino pękało w szwach, a Zarabie było popularnym letniskiem nie tylko wśród krakowian, ale również Ślązaków.

- Ta wspaniała książka przybliży młodemu pokoleniu te Myślenice, których większość młodych nie pamięta, a które pamiętają nasi dziadkowie. To bardzo cenna inicjatywa - mówi Agnieszka Kazanecka-Bylica, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Myślenicach. To tam odbyła się w czwartek premiera publikacji.

Pomysłodawcą Harcerskiego Archiwum Społecznego jest należący do myślenickiego hufca ZHP podharcmistrz Jakub Jasek. - Celem HAS było pokazanie młodym ludziom historii, której nie ma w podręcznikach, bo jest to historia życia codziennego myśleniczan i miasta, które jest ich domem. Zauważyliśmy, że my młodzi coraz mniej wiemy na temat tego co nas otacza, charakterystycznych dla Myślenic miejsc, nie wiemy w jakich okolicznościach powstały i skąd wzięły się w ich nazwy, z czym się wiążą. Chcieliśmy też w tym projekcie zwrócić uwagę na problem braku integracji międzypokoleniowej z racji tego, że jesteśmy cały czas zabiegani, nie mamy czasu, aby siąść z dziadkami albo rodzicami i porozmawiać z nimi na temat tego, co było, usłyszeć od nich ciekawe historie.

Kilka lat temu, przy okazji 100-lecia harcerstwa w Myślenicach zaczęli myśleć o tym, aby „pogrzebać” w historii miasta i jego mieszkańców. Wtedy skupili się na historii harcerstwa, a teraz postanowili popatrzeć na dzieje miasta w szerszej perspektywie.

Phm. Paulina Serocka, komendantka myślenickiego Hufca ZHP mówi, że po raz kolejny dzięki jego pomysłowi harcerstwo wyszło z harcówki, z lasu, ze szkoły i weszło pomiędzy myśleniczan, do ich domów. I tak dosłownie tu wyglądało.

- Projekt dojrzewał przez około cztery lata. Tyle zajęło nam zdobycie pieniędzy na jego realizację - mówi phm. Jakub Jasek. Zdobyli je z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Udało się za czwartym podejściem. Do tego dołożyli wkład własny i udało się, także z pomocą - choć już niefinansową - takich instytucji jak Muzeum Niepodległości (a wcześniej Muzeum Regionalne „Dom Grecki”), Miejska Biblioteka Publiczna oraz Urzędu Miasta i Gminy w Myślenicach.

Bardzo ważna była rola wolontariuszy, którzy podjęli się przeprowadzenia wywiadów.

- Wymyśliliśmy, że rozmowy będą toczyły się wokół zdjęć, które pozyskaliśmy dzięki uprzejmości Muzeum Niepodległości. Nasi rozmówcy mówili o tym, co znajduje się na tych fotografiach i - co jeszcze bardziej istotne - jakie wspomnienia i historie się z tymi zdjęciami wiążą - mówi Jakub Jasek. - Naszą pierwszą rozmówczynią była moja babcia, a rozmowę przeprowadził mój brat Szymon.

Potem znaleźli innych rozmówców. Cel został osiągnięty. Młode pokolenie spotkało się ze starszym i usłyszało historie, które ich nie tylko zaciekawiły, ale zaskoczyły, wzruszyły, rozśmieszyły…

Oto fragmenty niektórych:

Andrzej Liszkiewicz: „Dobrze, że ten Sokół w ogóle wrócił, bo kiedyś mieścił się tam Dalin. A potem wyrzucili go stamtąd - granda była nieprzeciętna! (śmiech) (…) Także teraz to tam i Sokół, i harcerstwo macie. Dalej była pralnia i łaźnia publiczna. Te budynki są teraz połączone. Ludzie chodzili się kąpać, bo w domach nie było nic takiego. Ja się tam pod prysznicem jako mały brzdąc myłem. Ze szkoły nas brali i wio! Generalne mycie. Później zaadaptowali pomieszczenia na wielką salę zabaw i drugą salę gimnastyczną”.

Marta i Jacek Hołujowie: „Naszym dziadkiem, który w latach międzywojennych tutaj żył w Myślenicach, był Wacław Konder, ojciec naszej mamy, który dzierżawił od księcia Lubomirskiego dwór. W tej chwili znajduje się tam zakład fotograficzny i biblioteka pedagogiczna, a naprzeciwko jest szkoła dwójka. W tym miejscu były stajnie i stodoły dworskie księcia Kazimierza Lubomirskiego. (…) Pamiętam ten dwór, gdzieśmy przychodzili jako dzieci. Był bardzo ładny, XVII-wieczny. W 1946 roku, po zakończeniu wojny, kiedy władza została przejęta przez komunistów, naszego dziadka wygnano z dworu i tam zrobiono wytwórnię, skup skór. Dwór podupadał w następnych latach po wojnie, popadał w ruinę”.

Marta Hołuj: „Na Zarabiu, w parku był dwór państwa Kokowskich, a ich wnukiem był znany poeta, fraszkopisarz Jan Sztaudynger. Przyjeżdżał do Myślenic na wakacje zawsze do swojej babki Kokowskiej, moja mama się z nim bawiła w piasku i on napisał potem bardzo piękną książkę o Myślenicach „Szczęście z datą wczorajszą”. Opisał w niej lata trzydzieste. (...) Pan Kokowski był radcą u cesarza Franciszka Józefa”.

Aleksandra Mikołajczyk: „To było miasto kuśnierzy i szewców. Ciężko powiedzieć, czy te zawody były opłacalne, po prostu z dziada pradziada ludzie podejmowali taką pracę jak ich rodzice. (…) Wtedy nie było takiego dostępu do nauki. Później dopiero otworzono technikum samochodowe”.

Kazimiera Majda: „Nawet ci, którzy przyjeżdżali tutaj z Warszawy chętnie kupowali kożuchy i futra i do Warszawy przewozili. To było zaraz po wojnie. Ale wszystkiego później zaczęli zabraniać, nie wolno było pracować ze skórami. Mój tata parę razy siedział w więzieniu przez to, że robił ludziom kożuchy (…) Butów też nie wolno było później robić. Teść wyprawiał skóry na buty, też po kryjomu”.

Teresa Wilkołek: „Targ wtedy odbywał się na Rynku. Stały tam takie budy… Na targu można było zdobyć wszystko. A tu, pod kościołem, gdzie teraz jest Koński Rynek, sprzedawano bydło i konie”.

Teresa Święch: „W Myślenicach było dwóch albo trzech lekarzy. Jeśli ktoś zachorował, to prywatnie szedł do lekarza albo lekarz przychodził do domu. Szpitala nie było. Jak ktoś zachorował, a miał być operowany, to go wieźli furmanką do Krakowa. A często nie dowieźli.(…) Z leczeniem to tak było, że ludzi domowymi sposobami raczej się leczyli. Nie było leków na jakieś poważniejsze choroby”.

Józef Bałuk: „Pamiętam jak było kino w Sokole. Ja też jeszcze do niego chodziłem, to musiało być... Może 1935 rok? Jak pokazali pociąg, który jechał do przodu, to ludzie uciekali z kina (śmiech). A w tym kinie jeszcze jedna rzecz była ciekawa: siedziała tam pani i grała na fortepianie, bo to było jeszcze kino nieme. Po prostu widoki były, sam obraz, a ona grała na fortepianie”.

Marian Marzec: „Rynek był bardzo zaludniony, było bardzo dużo ludzi. W nocy można było spotkać wielu przechodniów, zwłaszcza, że było jeszcze kino. Grali głównie rosyjskie firmy z polskim tłumaczeniem, rzadziej z napisami. Czasem amerykańskie westerny. Wiele było od osiemnastu lat, kombinowało się, żeby wejść. Jak brałem legitymacje brata i zasłaniałem zdjęcie palcem”.

Andrzej Liszkiewicz: „W niedziele to były autobusy wynajęte, tak zwana zielona linia, i przywoziły letników z Krakowa. Rano przywoziły, a wieczorem odwoziły z powrotem. Raba była oblężona. Ludź na ludziu był. Rzeka była wtedy czysta! A tam gdzie był POSTiW (Państwowy Ośrodek Sportu, Turystyki i Wypoczynku), tam jest teraz wybudowana hala sportowa. Warto było tam iść. Zespoły grały super i dla dzieci organizowano świetne zabawy(…) I pokazy gimnastyczne, i śpiew, i kabarety, i występowali piosenkarze. To było świetne miejsce”.

Józef Błachut: Pamiętam, że tutaj występował nawet Mieczysław Fogg. Był natomiast problem, gdy padał duży deszcz. Przerywano koncert, zwijano cały sprzęt, wszyscy szliśmy do strażnicy na Zarabiu i pół godziny później impreza trwała dalej. Obecnie jest tam parking.

Krystyna Wygona: „Tam, gdzie obecnie jest pole campingowe, już tak na końcu, jest taki łuk rzeki, który nazywa się Luteranka. Natomiast tutaj, obok tartaku, idąc ulicą Mickiewicza, można dotrzeć na Babskie”.

Józef Błachut: „To jest współcześnie budynek starostwa, a jeszcze w latach siedemdziesiątych był miejscem partii(…) W czasie stanu wojennego jeden z myśleniczan przyniósł świece i zapalił przed tym budynkiem, na chodniku, Szybko ją ugaszono, ale był to symbol końca tej instytucji, która w tym budynku miała siedzibę”.

Andrzej Skowroński: „A wiecie co było w budynku tam, jak się idzie dalej? (…) Mija się starostwo, idziemy dalej Kazimierza Wielkiego. Mija się rondo i jeszcze trzy czy cztery domy, a potem jest taki olbrzymi budynek. To był budynek Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Pamiętam, jak byłem małym dzieckiem nieraz chodziliśmy tamtędy z mamą. (…) Większość ludzi przechodziła przed budynkiem UB na drugą stronę ulicy. Obchodzili go i dopiero wracali jak mieli sprawę do załatwienia po tej stronie”

***

Młodzi wiele się nauczyli. Bartłomiej Bierówka, jeden z harcerzy przeprowadzających wywiady przyznaje, że zaskoczyło go to, że wiele sklepów i zakładów mieszczących się w rynku należało do myśleniczan pochodzenia żydowskiego. - Moi rozmówcy mówili o dobrych, przyjaznych stosunkach jakie między nimi panowały. To smutne, że później po wojnie i teraz nikt o tym nie pamięta, że żyła tu społeczność żydowska, nie mówiąc już o tym, że nie pamięta się o tamtych przyjaźniach.

Joanna przyznała z kolei, że choć wychowała się w Myślenicach i od swojego dziadka nieraz słyszała różne historie, ale nie zdawała sobie sprawy jak nazywały się poszczególne dzielnice miasta.

- Dziś tych nazw już się nie używa - mówi i dodaje: - Pozytywnie zaskoczyły mnie historie związane ze spędzaniem czasu wolnego, pierwszym kinem…

Główny inicjator HAS ma nadzieję, że będzie ono żyło, dzięki zaangażowaniu w niego mieszkańców. - Pomysł był taki, aby było ono jak najbardziej dostępne, obecne w każdym domu za pośrednictwem internetu. Ma ono być zbiorem wszelakich rzeczy związanych z historią naszego miasta: wywiadów, zdjęć, pamiątek… Wszystko to ma być dostępne za pomocą jednego kliknięcia. Zależy nam, aby to trwało i było powiększane, żeby idea HAS wraz z wydaniem tej książki nie umarła - mówi Jakub Jasek.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 10

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski