Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na boisku trzeba być rodziną!

Redakcja
Kapitan polskiej reprezentacji Halina Iwaniec (pierwsza z lewej) na podium mistrzostw Europy koszykarek w Banja Luce w 1980 Fot. archiwum
Kapitan polskiej reprezentacji Halina Iwaniec (pierwsza z lewej) na podium mistrzostw Europy koszykarek w Banja Luce w 1980 Fot. archiwum
Przy okazji różnych plebiscytów i dyskusji bardzo wielu ekspertów sportowych wskazuje, że najlepszą koszykarką wszech czasów Wisły - a więc zarazem Krakowa - jest Halina Iwaniec, co stawia ją w gronie czołowych zawodniczek całej polskiej koszykówki. Samanta jak w serialu

Kapitan polskiej reprezentacji Halina Iwaniec (pierwsza z lewej) na podium mistrzostw Europy koszykarek w Banja Luce w 1980 Fot. archiwum

LEGENDY KRAKOWSKIEGO SPORTU. Halina Iwaniec 247 razy zagrała w drużynie narodowej, z którą - jako kapitan zespołu - zdobyła dwa srebrne medale mistrzostw Europy. Była filarem "Białej Gwiazdy" i kadry.

Dorobek sportowy byłej koszykarki "Białej Gwiazdy" jest okazały. 247 razy zagrała w drużynie narodowej, z którą - jako kapitan zespołu - zdobyła dwa srebrne medale mistrzostw Europy - w Banja Luce w 1980 roku oraz rok później w Anconie. W mistrzostwach świata w 1983 r. w Brazylii z naszą kadrą zajęła 7. miejsce. 8-krotnie z Wisłą wywalczyła mistrzostwo Polski. Była filarem klubu i kadry, grała na pozycji rozgrywającej, pełniąc rolę "mózgu" drużyny.

Halina Iwaniec, z domu Wyka, urodziła się w 1953 roku, mieszkała z rodziną w Stalowej Woli. Do tego miasta jej rodzina przeniosła się jeszcze przed wojną z Rudnika. Stalowa Wola była wówczas budowanym miastem przemysłowym, czołowym przedsięwzięciem w ramach COP-u. Mieczysław Wyka, tata przyszłej koszykarki, pracował w hucie, był blacharzem, mama Maria prowadziła kiosk z grami liczbowymi. Rodzinne związki ze sportem zapoczątkowała najstarsza siostra Haliny - Elżbieta, która wybrała koszykówkę, grał też młodszy brat Waldemar. Halina dołączyła do siostry, z tym że po drodze miała jeszcze przygodę z piłką ręczną. Starsza siostra opowiadała młodszej, jak fajnie jest w zespole koszykarek, co Halinę dodatkowo motywowało. Nauczycielka wf. Grażyna Janik posłała zdolną dziewczynę na treningi do nauczyciela wf. w Technikum Mechanicznym pana Wiśniowskiego. Dziewczyny trenowały i grały w hali tego technikum. Zespół ze Stalowej Woli systematyczne awansował z klasy A do II ligi. W Stali Halina była od 1967 roku, zaczynała jako jedna z najmłodszych w zespole. Koleżanki nazwały ją "Samanta", to był wpływ wyświetlanego wtedy w telewizji serialu. W klasie maturalnej już otrzymała powołanie do kadry seniorek od trenera Wincentego Wawry. Zadebiutowała na towarzyskim turnieju w Halle, czyli na terenie ówczesnej NRD. Tam mieszkała w hotelowym pokoju razem wiślaczką Elżbietą Biesiekierską, która wiele opowiadał o krakowskim klubie. Obraz był zachęcający.

Sentyment do Krakowa

- Moja mama też była... koszykarką - uśmiecha się Halina Iwaniec. - Tak nam opowiadała. Dorabiała kiedyś, wyrabiając z wikliny rozmaite rzeczy, ale może nie najwięcej koszy, tylko innych przedmiotów domowych jak uchwyty na szklanki. Rudnik słynie z wikliny.

Halina Wykówna dobrze zaprezentowała się na koszykarskich boiskach, więc zwróciła uwagę różnych klubów ekstraklasy. Przenosiny okazały więc nieuchronne, zwłaszcza że młoda koszykarka wybierała się na studia. Marzyła o uczelni sportowej, jej otoczenie sądziło, że wyjedzie do Warszawy, tam była AWF. - Krakowska uczelnia sportowa nie miała jeszcze statusu akademii - wspomina zawodniczka. - Jednak niebawem ją uzyskała, a ja wybrałam może ku zaskoczeniu wielu osób właśnie Kraków, bo od pierwszych wizyt w tym mieście poczułam do niego sentyment. I związałam się z tym miastem do dziś.

Trafiła do opromienionego wielką sławą zespołu Wisły, wielokrotnego mistrza Polski. Grały w niej wybitne zawodniczki jak Janina Wojtal, Barbara Wiśniewska, Zdzisława Ogłozińska, trenerem był wielki autorytet koszykówki Ludwik Miętta-Mikołajewicz. Pierwszy sezon był wspinaniem do czołowej piątki. Przybyła do drużyny ze Stalowej Woli młoda koszykarka nie była w tej mierze osamotniona. W Wiśle w tym czasie pojawiła się Halina Kaluta z Bolesławca, z pobliskiej Korony przyszła Lucyna Berniak-Januszkiewicz. I ten tercet szybko zdominował na wiele lat grę "Białej Gwiazdy", a dwie Haliny utworzyły znakomity duet rozgrywających klubu i potem reprezentacji.
- Tak los sprawił, że z Kalutką razem pokonywałyśmy rozmaite etapy życiowe - przypomina Halina Iwaniec. - Razem mieszkałyśmy w hotelu w hali sportowej Wisły, razem trenowałyśmy, studiowałyśmy w jednej grupie, spędzałyśmy wspólnie wolny czas. Nazywano nas papużkami-nierozłączkami.

- W Wiśle przyjęto nas dobrze - dopowiada koszykarka. - Trener mówił, że kariera przed nami, wiele jednak od nas samych zależy. A my chciałyśmy grać, nie zrażały nas ciężkie treningi, koszykówka sprawiała nam radość.

I ten nastrój radości udzielał się trybunom, wiślaczki grały jak z nut, zdobywały seryjnie tytuły mistrzyń Polski, Oczywiście były sezony przerwy, na przykład po triumfach w latach 1975-77, przyszło dopiero czwarte miejsce w ekstraklasie. Ale tu Halina Iwaniec jest usprawiedliwiona, akurat wtedy przebywała na urlopie macierzyńskim. Urodził się syn Tomasz, a po kilku latach małżonkowie cieszyli się córką Izabelą, dziś studentką Uniwersytetu Pedagogicznego, też grającą w koszykówkę w zespole akademickim.

Na milicyjnym etacie

Mężem koszykarki został koszykarz - Ryszard Iwaniec, który występował w klubach krakowskich i w Rzeszowie. Stanowili sportowe małżeństwo, z wszystkimi jego blaskami i cieniami. Cieniami, bo nieraz widywali się w krótko. Halina wracała z turnieju, a mąż właśnie wychodził na kolejne wyjazdowe spotkanie, w drzwiach się mijali. Dziś mąż nie zajmuje się sportem, synowi pomaga prowadzić sklep wędkarski, wędkarstwo bowiem to ich wielka pasja.

Szczyt sportowej kariery Haliny Iwaniec przypadł na lata 70. i 80. Czy w Wiśle była zawodowcem? - Trudno tak to określić - odpowiada dawna zawodniczka. - Dostawałyśmy stypendia, niewielkie pieniądze, była też forma dożywiania. Za mecze nam nie płacono, za mistrzostwo Polski symboliczną gotówkę i kosmetyki w prezencie.

Takie była realia nie tylko w tej drużynie, ale i całym kraju. Dopiero po kilku latach zawodniczkom zaproponowano etaty milicyjne, klub bowiem należał do resortu spraw wewnętrznych.

Halina Iwaniec rozegrała tyle meczów w Wiśle, że trudno je zliczyć. Jakie były najtrudniejsze? Podobno "najtrudniejszy pierwszy krok", ale swego debiutu koszykarka nie pamięta. Za to przywołuje mecz w Gdańsku ze Spójnią: - Gospodynie znajdowały się nisko w tabeli, a nam zwycięstwo dawało mistrzostwo Polski, jednak do przerwy grałyśmy na wstecznym biegu, nic się nie udawało, ani w ataku, ani w obronie. W przerwie nasz trener, znany ze spokoju, użył bardzo ostrych słów i jeszcze pięścią uderzył w szafkę, robiąc w drzwiach dziurę. To zadziałało mobilizująco [śmiech]. Po zmianie stron boiska Wisła znów była sobą i wygrałyśmy. Nie jeden był taki mecz, kiedy do przerwy przegrywałyśmy wysoko, a po mobilizacji ze strony trenera, stanowiłyśmy inny zespół.

Na podbój Europy

Kapitanem mistrzowskiej drużyny Wisły Halina Iwaniec była długo, podobny zaszczyt spotkał ją w reprezentacji. Kiedy Polska otrzymała na 1978 rok prawo organizacji mistrzostw Europy, kibice w kraju mocno wierzyli w medal. Oczywiście ówczesny Związek Radziecki z słynną olbrzymią Siemionową (216 cm wzrostu) był poza zasięgiem, a my jeszcze nie mieliśmy Małgorzaty Dydek, to jednak wierzono w kolejne miejsce na podium. Tymczasem Polki na parkiecie w Poznaniu nie sprostały ambicjom, zajęły dopiero 5. miejsce. Halina Iwaniec grała wtedy tuż po powrocie z urlopu macierzyńskiego.
- Pewnie za krótki miałam czas na trening, wiec kryzys u mnie wystąpił podczas mistrzostw - rozpamiętuje Halina Iwaniec. - Niemniej kadra składa się z wielu zawodniczek. Może z kolei moje koleżanki były przetrenowane, w dodatku trener kadry Zygmunt Olesiewicz inaczej układał skład i taktykę niż podczas przygotowań. Preferowane np. były koszykarki pochodzące z Poznania, tymczasem o grze powinna decydować forma.

Dwa lata później mistrzostwa kontynentu urządzała Jugosławia, mecze rozgrywano w Banja Luce. Koszykarki wyjechały tam w ciszy, kibice tym razem nie mówili do medalu. Jednak z Banja Luki przyszły wspaniałe wieści. Polki pokonały bardzo silną ekipę Jugosławii i w całym turnieju zajęły drugie miejsce za ZSRR. Halina Iwaniec jako kapitan stanęła na podium. Trener Ludwik Miętta-Mikołajewicz, który prowadził Wisłę i reprezentację, przyznaje, że była to jedna z jego najradośniejszych chwil w życiu. Za rok odbywały się kolejne mistrzostwa, we włoskiej Anconie. Polki jechały jako jedne z faworytek, ale na starcie niespodziewanie przegrały z RFN. Trener i drużyna jednak się nie poddali, zaczęła się seria zwycięstw, uwieńczona kolejnym srebrnym medalem.

- Przed wyjazdem do Jugosławii znów marzyłyśmy o miejscu w pierwszej trójce - wspomina Halina Iwaniec. - Wygrałyśmy turniej kwalifikacyjny i potem nam szło, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mimo strasznego dopingu miejscowy kibiców w meczu z Jugosławią wszystko się nam udało. Z kolei w Anconie grałyśmy pod większym obciążeniem, jako obrończynie wicemistrzostwa. Wpadka z Niemkami jednak podziałała uskrzydlająco.

Jeden cel

Halina Iwaniec umiała łączyć sport z nauką, została magistrem wychowania fizycznego, trenerem II klasy. Trenowała w Wiśle młodzież do 1993 roku. Potem praca zawodowa została przestawiona nowe tory. Jako zawodniczka miała etat resortu spraw wewnętrznych. Na początku lat 90. w nowym ustroju weryfikowano kadry. Trzeba było się zdecydować, czy wybrać policję. - Podjęłam decyzję wstąpienia do tej służby - mówi Halina Iwaniec. - Na pewno zaważył na tym dotychczasowy staż, jak i perspektywy finansowe, na taki sam wybór zdecydowało się sporo koszykarek. Na początek byłam przerażona, czy sobie poradzę. Najpierw zatrudniono mnie w sekretariacie komendy Stare Miasto. Następnie znalazłam się w dochodzeniówce. Tam policjantki głównie zajmowały się trudnymi sprawami rodzinnymi. Ukończyłam też wtedy Wyższą Szkołę Policji w Szczytnie, zostałam podkomisarzem. Kolejny etap to była Komenda Wojewódzka i wydział ochrony informacji niejawnych. Doczekałam się emerytury policyjnej, wtedy zaczęłam pracować jako nauczycielka wf. w szkole, a później znów wróciłam do policji. Mimo emerytury chcę pracować, a nie siedzieć w domu.

Całe lata gwiazda "Białej Gwiazdy" oklaskiwała grę swych następczyń. W minionym sezonie już jednak mniej chodziła na mecze Wisły Can-Pack. Czasy się zmieniły.
- Dawniej, kiedy dryblowałam z piłką, odgłos odbijania jej od parkietu rozchodził po całej hali - mówi koszykarka. - Obecnie przy szczelnie wypełnionej hali i tumulcie na trybunach zawodniczki nawet nie słyszą siebie. To nie tak, że wolałabym puste hale, ale obrazek, że życie się zmienia. Nie zawsze w pożądanym kierunku. Polityka klubów i sponsorów, szukających sukcesów natychmiast, pozbawia możliwości rozwoju polskich koszykarek. Sprowadzane są zawodniczki z zagranicy, a nasze młode wiecznie siedzą na ławkach. Mało grają, nie mogą się rozwijać, stąd problemy reprezentacji, do której powoływane są zawodniczki, które w lidze pojawiają się rzadko. I jak nasza koszykówka ma błyszczeć w Europie? To samo dotyczy męskiej koszykówki.

Dlaczego za czasów Haliny Iwaniec były medale? - Bo grałyśmy w klubach dużo, a ponadto wszystkie stanowiłyśmy jakby rodzinę - w klubie i w kadrze narodowej - mówi była kapitan zespołu. - Grałyśmy zespołowo i wszystkie miałyśmy jeden cel - dobro drużyny. Nie można koszykówki sprowadzać do schematów, a na parkiecie i poza nim zawodniczki muszą tworzyć rodzinę, rozumiejący się kolektyw. Tego życzę kolejnym pokoleniom koszykarek, a obecnej polskiej reprezentacji, aby na zaczynających się mistrzostwach Europy podtrzymała nasze najlepsze tradycje sportowe.

Jan Otałęga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski