Niektóre nazwiska się pokrywają, ale nie wszystkie. Prezydent Barack Obama podpisał dekret, zgodnie z którym sankcjami zostało objętych siedmiu wysokiej rangi urzędników rosyjskich i czterech ukraińskich. Na czarnej liście znaleźli się dwaj doradcy Putina, Władisław Surkow i Siergiej Głazjew, wicepremier Dmitrij Rogozin, który nadzoruje rosyjski przemysł zbrojeniowy, przewodniczący komisji ds. WNP w Dumie (niższej izbie parlamentu) Leonid Słucki, przewodniczący komisji konstytucyjnej Rady Federacji (wyższej izby parlamentu) Andriej Kliszas oraz szefowa Rady Federacji Walentina Matwijenko i deputowana Jelena Mizulina.
Dlaczego akurat te osoby? Anonimowe źródła w amerykańskiej administracji przekonują, że „każda z nich odgrywała kluczową rolę jako ideolog lub architekt referendum na Krymie”.
Sikorski: Sankcje gospodarcze? Jeszcze nie
Lista unijna, zatwierdzona wczoraj w Brukseli przez ministrów spraw zagranicznych wspólnoty, jest dłuższa. Wśród dwudziestu jeden osób, dla których Unia wprowadziła zakaz wizowy oraz zamrożenie majątków, jest dziesięciu urzędników rosyjskich (m.in. Kliszas i Słucki, ale także Nikołaj Ryżkow, premier jeszcze z czasów ZSRR), ośmiu separatystów krymskich (m.in. Siergiej Aksjonow, samozwańczy premier Krymu, jego zastępca Rustam Temirgalijew i Władimir Konstantinow, przewodniczący samozwańczego krymskiego parlamentu) oraz trzech przedstawicieli rosyjskiego personelu wojskowego.
Według nieoficjalnych informacji, Polska starała się o to, aby lista była jeszcze dłuższa, przynajmniej o pięć osób.
Czy to koniec? – Sankcje gospodarcze są obecnie rozważane jako opcja w fazie trzeciej, tzn. takiej, w której Rosja wkracza wojskowo na wschodnią i południową Ukrainę – mówił wczoraj w Brukseli szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Jego brytyjski odpowiednik, William Hague tłumaczy z kolei, że ministrowie zaczęli dyskusję „o potrzebie zmniejszenia europejskiej zależności od rosyjskiej energii na następnych wiele lat”.
Wspólna reakcja dyplomatów unijnych i amerykańskich to bezpośredni efekt niedzielnego plebiscytu na Krymie. Władze tej autonomicznej republiki, należącej formalnie do Ukrainy, poinformowały, że w przeważającej większości, ponad 96 proc., głosujący opowiedzieli się za przyłączeniem Krymu do Rosji.
Wyniki głosowania nie są jednak uznawane niemal przez nikogo, poza Rosją. – Za często w polskich mediach mówi się o referendum. To był dziki plebiscyt – mówił wprost w TVN24 Paweł Kowal, europoseł Polski Razem i specjalista od polityki wschodniej. – Ukraina dalej uważa półwysep za swoje terytorium – przekonywał szef ukraińskiego rządu Arsenij Jaceniuk.
Sytuację na Krymie opisuje najczęściej jednym słowem: farsa. Szczególnie po tym, jak okazało się, że frekwencja w Sewastopolu przekroczyła nawet standardy wypracowane przez Koreę Płn. i wyniosła... 123 proc.
Putin: Krym to suwerenne państwo
Rosja jednak najwyraźniej zdecydowała się, aby nie zważać na nic i iść na wymianę – cios za cios. Wczorajsze decyzje były bowiem natychmiastowe. Wieczorem agencja Ria-Nowosti poinformowała, że Putin podpisał dekret o uznaniu Krymu za suwerenne i niepodległe państwo.
A wcześniej:
- Rada Najwyższa Krymu zdecydowała, że rubel zostanie tam oficjalną walutą (ukraińska hrywna będzie honorowana równolegle tylko do 1 stycznia 2016),
- nazwa Autonomicznej Republiki Krymu została zmieniona na Republikę Krymu,
- lokalny parlament uchwalił nacjonalizację znajdujących się tam ukraińskich spółek sektora naftowo-gazowego. Ponadto, od 30 marca na półwyspie ma obowiązywać czas moskiewski (przesunięcie zegarków o jedną godzinę do przodu w stosunku do czasu ukraińskiego).
To wszystko oznacza, że mimo ciągłych nawoływań ze strony europejskich polityków „do dialogu”, Putin nie ma zamiaru cofać się ani o krok. Po przejęciu Krymu zasadnicze pytanie brzmi teraz, w jaki sposób będzie chciał wpływać na sytuację we wschodniej Ukrainie. Wiele wskazuje na to, że jego celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której Ukraina stałaby się krajem pogrążonym w chaosie, gdzie co rusz wybuchają niepokoje społeczne i łatwiej jest sprawować kontrolę nad częścią południową i wschodnią. A przede wszystkim blokować w ten sposób zachodni kierunek, jawnie obrany przez nowe władze w Kijowie.
Temu miały również służyć wczorajsze „propozycje” (a w rzeczywistości niemal żądania) rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych do państw zachodnich, m.in. „natychmiastowego przekonania Rady Najwyższej, aby zmieniła konstytucję Ukrainy”. Według Rosjan powinna ona stać się federacją i przyznać większą autonomię regionom.
Najcelniej zareagował na to szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt. – Propozycja dotycząca rozwiązania kryzysu na Ukrainie wygląda poniekąd tak, jakby Rosja śniła o powtórzeniu porozumień w sprawie Polski z lutego 1945 roku, zawartych w Jałcie.
Przy okazji Putin zyskał jednak nieoczekiwanego sojusznika. Günther Verheugen, były komisarz UE ds. rozszerzenia powiedział w niemieckim radiu, że „na Ukrainie działa pierwszy w XXI w. rząd, w którym zasiadają faszyści” i że „za wszelką cenę trzeba powstrzymać eskalację sankcji przeciwko Rosji”.
Napisz do autora:
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?