Na katastrofę rządy pracowały przez lata

Ale doszło do katastrofy i dziś w wielu regionach kraju ludzie nie mają w ogóle dostępu do niektórych specjalistów. Dlaczego? Bo na rynku pracy ich po prostu nie ma.

Czy zatem w tej sytuacji nie należałoby zmodyfikować zasad nostryfikacji dyplomów, wprowadzając, przykładowo, nostryfikację dwustopniową? Po zaliczeniu pierwszego etapu cudzoziemiec mógłby w szpitalu wykonywać prostsze czynności i równocześnie przygotowywać się do kolejnego egzaminu.

Tym bardziej, że kryteria złagodzili już np. Niemcy i może się okazać, że kiedy u nas zapadnie podobna decyzja, chętni do pracy medycy ze wschodu będą już gdzie indziej. Poza wszystkim trudno oprzeć się wrażeniu, że utrzymywanie wysokich wymagań leży w interesie polskich medyków, którzy wobec braku jakiejkolwiek konkurencji mogą stawiać kolejne żądania.

Winne obecnej sytuacji są wszystkie ekipy rządzące. Samorząd lekarski wiele lat temu apelował o pilną zmianę polityki w zakresie kształcenia kadr medycznych. Dr Jerzy Friediger, obecny dyrektor szpitala im St. Żeromskiego w Krakowie dwie dekady temu przestrzegał przed katastrofą. Ale nikt go nie słuchał i jego prognozy właśnie się spełniają.

Sytuacji znacząco poprawić nie sposób, bo na wypełnienie luki pokoleniowej potrzeba lat. Istnieją jednak metody poprawy efektywności pracy tych, którzy jeszcze są i tym samym zmniejszyć kolejki. Można też, wprowadzić np. poradę aptekarską i pielęgniarską, odciążając lekarzy i poprawić do nich dostęp. Niestety, choć koncepcje te znane są rządzącym, to od lat znajdują się w fazie nieustającej dyskusji i testowania.

WIDEO: Trzy Szybkie. Prof. Jarosław Flis: Opozycja zrobiła wiele, by umożliwić sukces wyborczy PiS