Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na konto Polski pokonał Karpowa

Redakcja
Michał Krasenkow (urodzony w 1963 roku) jest arcymistrzem szachowym od 1989 roku. W 1992 roku wyjechał z Rosji i osiedlił się w Polsce. W 1996 roku przyjął polskie obywatelstwo. Dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski (2000 i 2002), pięć razy reprezentował nasz kraj na olimpiadach szachowych i wygrał wiele turniejów międzynarodowych. Fot. Sylwia Rudolf
Michał Krasenkow (urodzony w 1963 roku) jest arcymistrzem szachowym od 1989 roku. W 1992 roku wyjechał z Rosji i osiedlił się w Polsce. W 1996 roku przyjął polskie obywatelstwo. Dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski (2000 i 2002), pięć razy reprezentował nasz kraj na olimpiadach szachowych i wygrał wiele turniejów międzynarodowych. Fot. Sylwia Rudolf
ROZMOWA. - Patronami szachów w Rosji są wysocy urzędnicy, jak wicepremier Aleksander Żukow czy doradca prezydenta Arkadij Dworkowicz - mówi arcymistrz MICHAŁ KRASENKOW

Michał Krasenkow (urodzony w 1963 roku) jest arcymistrzem szachowym od 1989 roku. W 1992 roku wyjechał z Rosji i osiedlił się w Polsce. W 1996 roku przyjął polskie obywatelstwo. Dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski (2000 i 2002), pięć razy reprezentował nasz kraj na olimpiadach szachowych i wygrał wiele turniejów międzynarodowych. Fot. Sylwia Rudolf

Powiedział Pan niedawno, że osiedlenie się w Polsce korzystnie wpłynęło na Pana karierę szachową.

- W Rosji miałbym większe trudności z przebiciem się, bo tamtejsza konkurencja jest bardzo silna. Poza tym, kiedy decydowałem się na przeprowadzkę, Rosjanie mieli ograniczone możliwości podróżowania. Nawiasem mówiąc, problem ten zniknął tylko częściowo. Przyjazd do Polski pozwolił mi włączyć się do europejskiego życia szachowego.

- Dlaczego rosyjscy szachiści nadal mają problemy wyjazdowe?

- Po pierwsze, szachista musi sfinansować swój wyjazd. Po drugie, w wielu krajach napotyka na ograniczenia wizowe.

- Jakie były Pana najważniejsze sukcesy po przyjeździe do Polski?

- Największym było dotarcie do ćwierćfinału na mistrzostwach świata w Groeningen w 1997 roku. Później, przez krótki czas, byłem w pierwszej dziesiątce światowej listy rankingowej.

- Każde Pana osiągnięcie jest wrzucane do koszyka z napisem "sukcesy Polaków". Co pan sądzi o tej terminologii?

- Bardzo się cieszę, że właśnie taka "terminologia" jest w użyciu. Mówimy o sukcesach, które osiągnąłem w barwach Polski, i dlatego idą one na konto Polski. Osiągając te sukcesy, przyczyniłem się do rozwoju polskich szachów. Mieszkam w Gorzowie. Po moim występie w Groeningen dom kultury, w którym były organizowane turnieje dla dzieci i młodzieży, zaczął pękać w szwach. Rozwój naszej dyscypliny wymaga lokomotyw i przez pewien czas miałem przyjemność odgrywać tę rolę.

- Podsumowując wyniki olimpiady w Rosji (wrzesień-październik 2010 roku) sugerował Pan, że podobną rolę mógłby dziś odgrywać Radosław Wojtaszek, nowy lider polskich szachów. Czy sądzi Pan, że ma szanse na mistrzostwo świata?

- Na pewno już dziś jest to szachista wybitny. Kilka jego partii na olimpiadzie wręcz zachwycało. Czy zostanie mistrzem świata, trudno powiedzieć. Zaletą Radka jest to, że lubi pracować nad szachami i rozumie, że postępy nie przychodzą same. Życzę mu wielkich sukcesów, które pomogłyby wszystkim polskim szachistom. Nasze szachy rozwijają się w takim samym tempie, jak w innych krajach, ale czołówka jest przed nami i dlatego musimy przyspieszyć. Niestety, media i politycy zdają się tę dyscyplinę ignorować. Żeby przełamać tę barierę potrzebny jest wielki sukces.

- Zna pan dobrze realia Rosji. Tamtejsi politycy mocniej popierają szachy?

- Zdecydowanie tak. Patronami szachów są wysocy urzędnicy, jak wicepremier Aleksander Żukow czy doradca prezydenta Arkadij Dworkowicz, syn słynnego sędziego szachowego. Muszę też dodać, że w Rosji decyzje, a nawet gusty tamtejszych polityków, miewają bezpośredni wpływ na perspektywy rozmaitych dyscyplin. Tego w Polsce nie będzie; dziwi mnie jednak to, że polscy politycy, którzy grywają w szachy, sprawiają czasem wrażenie, jakby się tego wstydzili. Do wyjątków należy Wojciech Bartelski, burmistrz warszawskiego Śródmieścia. Od niego otrzymujemy wiele pomocy.

- Garri Kasparow i Anatolij Karpow odeszli na sportowe emerytury, ale ich sława nie przeminęła. Grał Pan z oboma. Jakie wywarli wrażenie?
- Z Kasparowem grałem tylko raz - na olimpiadzie w Bledzie w 2002 roku. Niestety, zostałem zmieciony z szachownicy... W pewnym stopniu był to efekt tremy. Kasparow był graczem ekspansywnym, potrafił przygnieść psychikę oponenta za pomocą niesamowitej ekspresji. Poza tym... wykonywał też silne ruchy (śmiech).

- Z Karpowem szło Panu lepiej.

- Owszem - mam z nim bilans 1-1. Wygrałem na turnieju w Polanicy w 1998 roku, a przegrałem w Wijk aan Zee w 2003 roku. W przypadku Karpowa wielkie wrażenie robiła umiejętność subtelnego manewrowania. Spokojnie przestawiał figury, a przeciwnik nawet nie zauważał momentu, kiedy dostawał złą pozycję.

- Wróćmy jeszcze do Kasparowa. Odszedł od wyczynowych szachów w 2005 roku w pełni sił, mimo że była to jego wielka pasja.

- Doskonale go rozumiem. Osiągnął absolutnie wszystko, co było do osiągnięcia, więc zostało mu tylko wchodzenie do tej samej rzeki. Znalazł też nową pasję, jaką jest walka o demokratyzację Rosji. Jest to walka bez reguł, więc idzie mu średnio.

- Jak Pan ocenia polityczne zaangażowanie Kasparowa?

- Zgadzam się z jego liberalnymi poglądami i podoba mi się cel, jakim jest demokracja. Z drugiej strony rażą mnie niektóre elementy jego taktyki. Mam na myśli współdziałanie z siłami skrajnymi w rodzaju narodowych bolszewików. To gaszenie pożaru za pomocą benzyny.

- Podczas szachowej olimpiady w Rosji był Pan niegrającym kapitanem Polski. Na sali gry widziano pana z książką o KGB...

- Było to rosyjskie wydanie książki "KGB gra w szachy".

- Jeden z polskich portali internetowych podał informację, że w Rosji jest ona zakazana, a Pan "wzbudził sensację".

- Wzbudziłem sensację jedynie w oczach autora tej informacji (śmiech). Ta książka nie jest szczególnie popularyzowana, ale jest całkowicie legalna; kupiłem ją w kiosku. W Rosji można kupić najrozmaitsze książki, więc pod tym względem panuje tam pluralizm.

- Czego Pan oczekiwał po wizycie w Polsce prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa?

- Przede wszystkim byłoby lepiej, gdyby takie wizyty - w relacjach między sąsiadami - miały charakter rutynowy, a nie "historyczny", czy "przełomowy". Poza tym bezpośrednie kontakty między ludźmi są ważniejsze niż wizyty polityków. Politycy mogą te kontakty ułatwiać i oczekuję, że będą to robić. Kluczowa sprawa dla Rosjan to zniesienie wiz. Taki krok przyczyniłby się do demokratyzacji Rosji i zbliżyłby ją do Europy. Trzeba jednak zauważyć, że decyzja w tym zakresie należy do całej Unii Europejskiej, a nie do Polski. Niezależnie od tego, chciałbym, żeby wizyta prezydenta Miedwiediewa przyniosła postęp, jeśli chodzi o załatwianie różnych spraw spornych, takich jak te, które dotyczą zbrodni katyńskiej czy śledztwa smoleńskiego. To oczywiście skrót moich oczekiwań, bo o stosunkach polsko-rosyjskich można byłoby rozmawiać godzinami.

- Kilka lat temu złożył Pan doniesienie do prokuratury na osoby obrażające Rosjan na forach internetowych. Jaki był finał tej sprawy?
- Postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców, mimo że były to osoby, które nadal pisały na forach internetowych i nawet używały tych samych nicków. Być może zaniechanie ścigania wiązało się z jakimś tabu, które istniało w Polsce. Postanowiłem wstrzymać się od drążenia tej sprawy, bo uznałem, że moje doniesienie spełniło już swoją rolę: zwróciłem uwagę na problem, ogłosiłem swój osobisty sprzeciw względem obraźliwych wypowiedzi i wywołałem na ten temat dyskusję.

Rozmawiał Piotr Kaim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski