Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na koparkę nas nie stać

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Waldemar Wołek
Waldemar Wołek Fot. Aleksander gąciarz
Rozmowa. WALDEMAR WOŁEK, prezes spółki Wodociągi Proszowickie, która od 1 kwietnia odpowiada za jakość wody dostarczanej mieszkańcom gminy - opowiada nam o „potężnych stratach, które przekraczają 50 procent” i o podwyżkach cen.

- Sześć tygodni to chyba wystarczający okres, aby zapoznać się ze stanem infrastruktury, którą Pan objął. Jak on w Pana ocenie wygląda?

- Podstawowym problemem jest stan sieci kanalizacyjnej i wodociągowej oraz stan stacji uzdatniania wody. Stacja została oddana do użytku w 1968 roku i jak na tamte czasy była nowoczesna. Niestety, w późniejszych latach nastąpiła jej degradacja. Stosowane na obiekcie procesy pochodzą z lat 60. Z uwagi na ciągłe zagrożenie wprowadzanymi ściekami bytowymi przez mieszkańców dorzecza potoku Ścieklec operatorzy na stacji uzdatniania wody na podstawie badań zapachu próbek wody wstępnie oceniają jej przydatność do dalszego procesu uzdatniania bądź wstrzymania produkcji. Jest to oczywiście metoda bardzo niedoskonała, która wymaga modyfikacji poprzez wprowadzenie sond, automatycznej armatury odcinającej i zdecydowanych działań w zakresie ochrony sanitarnej wód potoku.

- A sama sieć?

- O jej stanie najlepiej świadczą potężne straty, które przekraczają 50 procent wpompowanej wody. Według danych pozyskanych jeszcze ze ZWiK, miesięcznie możemy liczyć na sprzedaż około 37,5 tysiąca metrów sześciennych wody. Tymczasem w kwietniu musieliśmy podać około 86 tysięcy m sześc. To znaczy, że około 50 tysięcy poszło w grunt albo zniknęło w obrocie pozalicznikowym. Niestety, część odbiorców stara się różnymi metodami zaniżyć wskazania wodomierzy.

- Nawet jeżeli tak jest, to na pewno nie tłumaczy skali ubytków. To są ogromne ilości.

- Staramy się dojść do przyczyn tego zjawiska. W dłuższej perspektywie będziemy musieli zakupić urządzenia do elektroakustycznej lokalizacji wycieków i wprowadzić nowe wodomierze zabezpieczone przez ingerencją w ich wskazania. To wymaga czasu i pieniędzy, ale musimy to zrobić, gdyż jest to kwestia przetrwania.

- W porównaniu ze ZWiK i tak jesteście w komfortowej sytuacji, bo radni zgodzili się na podwyżkę cen wody.

- Ja nie nazwałbym tego podwyżką. To po prostu urealnienie kosztów. Według moich wyliczeń zweryfikowanych przez profesjonalne biuro wzrost ceny miał wynieść 1,09 zł, rada zgodziła się na 0,52 zł.

- Dla odbiorców to jest podwyżka.

- Dla odbiorców tak, ale ona nie pokrywa całkowitych kosztów ponoszonych przez zakład. Zwłaszcza przy tak dużych stratach wody. Wzrost ceny miał również zapewnić część środków na modernizację stacji uzdatniania wody.

- No to firma ma doping, by te straty zminimalizować.

- Doping jest bardzo silny, ale lokalizacja wycieków jest trudna. Według fachowej literatury wyciek trwa około 100 dni zanim woda pojawi się na powierzchni. W terenach podmokłych może być w ogóle niewidoczny. W czasach kryzysu część kształtek do połączeń na sieci była wykonywana ze spawanych kawałków rur stalowych, które nie były zabezpieczone przed korozją. Teraz dochodzi tam do wycieków. Na niektórych odcinkach może to wręcz wymagać przebudowy sieci, a to będzie generowało spore koszty.

- Odbiorców wody bardziej niż straty drażnią ciągłe problemy z jej jakością. W tej chwili zdaniem Sanepidu woda z ujęcia w Opatkowicach znów nie nadaje się do spożycia. Ma Pan jakiś pomysł jak temu zaradzić?

- Działania powinny być dwukierunkowe. Pierwsze to ochrona strefy ujęcia przed wprowadzaniem ścieków sanitarnych i gnojowicy do Ścieklca. To jest duży problem, bo mamy niestety sporo przypadków wylewania do potoku ścieków pod osłoną nocy albo w czasie opadów. Poza tym do naszej gminy należy tylko około 4 kilometrów przebiegu Ścieklca. Druga grupa działań jest związana z modernizacją stacji uzdatniania. Jeszcze przed Światowymi Dniami Młodzieży chcielibyśmy wymienić chlorator, który jest bardzo leciwy, oraz lampę UV na większą. Ta, którą mamy jest zbyt małej mocy w stosunku do przepływów i co za tym idzie - jest mało skuteczna.

- Ma Pan na to środki?

- Część dostaniemy z gminy. W pozostałym zakresie liczymy na leasing operacyjny, który jest dla nas jedynym rozwiązaniem, bo jako spółka nie dysponujemy na tyle dużymi środkami.

- Czy to wystarczy, by nie powtarzały się skażenia bakteriologiczne?

- Na pewno nie. Mamy pełną wizję tego, co należałoby zrobić, ale to są wydatki rzędu co najmniej setek tysięcy złotych, a żeby to było zrobione przyszłościowo, nawet kilku milionów złotych. W tej chwili nawiązaliśmy współpracę z Politechniką Krakowską. Z jej pomocą chcemy poprawić koagulację, czyli wstępny proces oczyszczania wody. W tej chwili dozowanie środka koagulującego odbywa się ręcznie. Tymczasem należy to robić automatycznie, z uwzględnieniem ilości i mętności przepływającej wody, która w tego typu potoku potrafi bardzo szybko zmieniać się w dużym zakresie. Inaczej jest w przypadku dużego zbiornika retencyjnego, w którym właściwości wody są bardziej stabilne. Poprawa koagulacji byłaby kolejnym etapem naszych działań.

- Odważy się Pan podać termin, w którym znikną problemy z zanieczyszczeniem wody bakteriami?

- Jeżeli byłyby pieniądze, można byłoby to zrobić w ciągu kilku miesięcy. Do końca roku problem można byłoby załatwić. Jednak takich środków na razie nie będzie. W ramach dodatkowych działań od dwóch tygodni nasze laboratorium dokonuje codziennych badań bakteriologicznych - nasze testy nie wykazały skażenia.

- Może w związku ze Światowymi Dniami Młodzieży uda się zdobyć jakieś środki zewnętrzne. W razie problemów z wodą trzeba byłoby się rumienić nie tylko przed swoimi mieszkańcami, ale też przed gośćmi.

- Wiem, że gmina stara się u wojewody o pozyskanie takich pieniędzy. Natomiast nie wiem, jakie będą tego efekty, bo wiele miejscowości też zgłasza potrzeby. Na razie nie mamy żadnej gwarancji, że otrzymamy jakąkolwiek pomoc w tym zakresie.

- Ujęcie na Ścieklcu jest dobre na dzisiejsze czasy? Mam na myśli nie stan infrastruktury, bo to sprawa oczywista, ale sposób pozyskiwania wody bezpośrednio z rzeki. Może warto się zastanowić nad budową ujęcia głębinowego?

- Pracujemy na możliwością pozyskiwania wody ze źródeł głębinowych, ale jako ujęcia uzupełniającego. Oczywiście ujęcie powierzchniowe ma swoje wady. Są one związane z prowadzeniem zawiesiny i narażeniu na zanieczyszczenia. Jednak według mnie nasze ujęcie trzeba utrzymać - choćby ze względów strategicznych - ale jednocześnie prowadzić prace nad pozyskaniem własnych studni głębinowych.

Chcieliśmy uruchomić takie studnie na terenie dawnej przetwórni w Szreniawie, przeprowadzić próbne pompowanie. Niestety, są one już na prywatnym terenie i nie mamy możliwości korzystania z nich. To są trzy studnie, dość płytkie, które nie gwarantowałyby dużej ilości wody, ale mogłyby stanowić jakąś alternatywę. Gdyby to było na terenie gminnym, pewnie byśmy próbowali. W obecnej sytuacji jest to niecelowe. Poza tym, ujęcia głębinowe też mają swoje ograniczenia. Choćby na skutek zanieczyszczenia filtrów lub wyczerpania złoża może dojść do spadku wydajności.

- Czy proszowicka oczyszczalnia ścieków rzeczywiście jest w tak fatalnym stanie, jak ją niektórzy malują?

- Myślę, że nie jest aż tak tragicznie. Ona oczywiście wymaga prac remontowych, wynikających z upływu czasu. Obiekt ma 20 lat i część urządzeń wymaga wymiany. Powinien też powstać punkt zlewny, w którym byłyby rejestrowane automatycznie parametry dowożonych ścieków. Mam nadzieję, że uda nam się to zrobić w tym, a najpóźniej w przyszłym roku.

Pilną sprawą jest rozbudowa tej części oczyszczalni, która zajmuje się oczyszczaniem ścieków dowożonych beczkowozami. Kiedyś projektant założył, że prawie wszystkie ścieki będą dcierały siecią kanalizacyjną. Tak się nie stało.

- Był zapewne optymistą... Jesteście spółką, która zaczyna właściwie od zera. Macie w ogóle czym pracować?

- Dostaliśmy na start 400 tys. zł jako kapitał założycielski. Kupiliśmy dwa samochody dostawcze. Jeden służy ekipie remontowej, drugi został wyposażony w urządzenie do ciśnieniowego czyszczenia kanalizacji. Musieliśmy to zrobić, bo kanalizacja z uwagi na swój stan bardzo często staje się niedrożna więc urządzenie czyszczące jest niezbędne .

Zakupiliśmy również trochę drobnego sprzętu i narzędzi, biuro zostało wyposażone w podstawowy sprzęt komputerowy, inkasencki i specjalistyczne oprogramowanie.

Jakaś koparka?

- Na koparkę nas nie stać. Korzystamy z usług podwykonawców. W dalszej perspektywie pewnie będziemy chcieli mieć własną, ale najpierw musimy zabezpieczyć to, co jest konieczne.

Rozmawiał Aleksander Gąciarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski