Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na krakowskich Kujawach przetrwała pamięć o cudownym ocaleniu lotnika

Piotr Subik
Uroczystość poświęcenia tablicy i krzyża na Kujawach, wrzesień 2009 r.
Uroczystość poświęcenia tablicy i krzyża na Kujawach, wrzesień 2009 r. Fot. archiwum Waldemara Cyganika
Historia. Katastrofa wydarzyła się podczas lotu ćwiczebnego ze Lwowa do Krakowa. Awarii uległ silnik, samolot zahaczył o drzewa, a na ziemi spłonął. Pilot, późniejszy kapitan Władysław Polesiński do końca życia uznawał to za cud. Stał się przez to „człowiekiem mocnym Bogiem”.

Historię starego krzyża na Kujawach Waldemar Cyganik znał od dzieciństwa. Opowiadali mu ją rodzice, a przypomniał kilka lat wstecz Franciszek Wójcik, nieżyjący już mieszkaniec tej części Nowej Huty. Był znajomym ojca pana Waldemara i zadbał o to, by drewniany krzyż zastąpiono swego czasu betonowym.

Powodem były ciągłe wylewy Wisły. Ten z 1997 r. bardzo mocno nadwątlił symbol Męki Pańskiej, przypominający wydarzenie, które zapisało ważną kartę w dziejach Kujaw.

Krzyż bardzo trudno odnaleźć. Stoi pomiędzy wałem a rzeką, pomiędzy końcem ul. Popielnik a śluzą przy stopniu wodnym „Przewóz”. Nie, nikt z ludzi nie wybrał tak nieprzystępnego miejsca dla jego osadzenia. To miejsce wybrał sam Bóg…

Pod koniec lipca 1930 r. właśnie tam spadł wojskowy samolot, którym ze Lwowa do Krakowa wracał późniejszy kapitan, a wtedy podporucznik – pilot i obserwator – Władysław Polesiń­ski. Pechowy lotnik nie odniósł najmniejszego szwanku, dlatego do końca swego niezbyt długiego życia uważał to za cud.

W ogóle mówiło się o nim, że stał się odtąd „człowiekiem mocnym Bogiem”. Dał tego dowód, będąc założycielem Rycerskiego Zakonu Krzyża i Miecza oraz prekursorem Apelu Jasnogórskiego.

Jezu, ratuj!

Pochodził z Żelechowa, miasteczka pod Garwolinem na Mazowszu, gdzie urodził się 8 września 1906 r. Miał 12 lat, gdy zmarła matka Paulina; wychowywał go ojciec Jan, który utrzymywał rodzinę, mając w ręku fach stolarza.

Nastoletni Władek zdecydował się na naukę w Korpusie Kadetów nr 2 w Modlinie, szkole kładącej duży nacisk na szkolenie wojskowe. Nic więc dziwnego, że następnym krokiem w edukacji Polesińskiego była Oficerska Szkoła Lotnictwa w Dęblinie.

Po jej ukończeniu – w lutym 1928 r., już w stopniu podporucznika ze starszeństwem, skierowany został do służby w 2. Pułku Lotniczym. I tak znalazł się w Krakowie, na lotnisku Rako­wice-Czyżyny. Przełomowym momentem w życiu Władysława Polesińskiego był lot ćwiczebny na trasie Lwów–Kraków. Samolot już podchodził do lądowania, kiedy nad Kujawami awarii uległ silnik. Podczas niekontrolowanego zniżania maszyna zahaczyła o drzewa.

Popularny „Ilustrowany Kurier Codzienny” podawał 25 lipca 1930 r., że wypadek „nie pociągnął za sobą ofiar w ludziach, spowodował jednak zupełne zniszczenie samolotu, który całkowicie spłonął”. Samolotem tym był breguet XIX, a na jego pokładzie znajdował się też ppor. obserwator Zygfryd Stępień.

Polesiński opowiadał potem, że w chwili katastrofy wezwał na pomoc Jezusa („Jezu, ratuj!”), a z palącego się wraku wydostał się, słuchając poleceń wewnętrznego głosu… Później od żony Janiny usłyszał, że właśnie o godz. 21 polecała go Matce Bożej („Żyjesz, bo przecież bardzo o Ciebie się modliłam”). Polesiński miał się wtedy zameldować Maryi jako dowódcy, od którego otrzymał rozkaz: „Zniż lot, ląduj!”.

Wydarzenie to przypomina również mały dwupłatowy (jak breuget) samolocik z biało-czerwonymi szachownicami, który można zobaczyć wśród wotów dziękczynnych, obok cudownego krzyża w klasztorze Ojców Cystersów w Mogile.

Przez lata nawet rodzina kpt. Polesińskiego była przekonana, że katastrofa zdarzyła się w 1931 r. Taka data widnieje też na krzyżu na Kujawach. Pamiątkową tablicę we wrześniu 2009 r. zawieszono tam dzięki staraniom Waldemara Cyganika, przy wsparciu syna lotnika, Władysława Gerarda Polesiń­skiego i w obecności m.in. proboszcza Pleszowa ks. Stanisława Wajdzi­ka i opata z Mogiły Piotra Choj­nackiego.
Do ustalenia właściwej daty katastrofy, czyli roku 1930, dopiero później przyczyniła się „załoga” portalu „Niebieska Eskadra”, która w sieci dokumentuje miejsca pamięci związane z polskimi lotnikami. To miłośnicy historii odnaleźli informację o zdarzeniu opublikowaną w „IKC-u”.

Pięć lat po katastrofie Władysław Polesiński opuścił Kraków. Został słuchaczem Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie, a potem pracował w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Cudowne ocalenie miało ogromy wpływ na jego życie.

Założył katolicką organizację dla wojskowych Rycerski Zakon Krzyża i Miecza, krzewił ideę „mocnego człowieka”, zdolnego do ofiary dla Boga i ojczyzny. Był też orędownikiem ideału żołnierza-rycerza, pisał o tym artykuły w „Polsce Zbrojnej”, głosił pogadanki w Polskim Radiu.

Tysiące osób słuchały go przez głośniki na ulicach nie tylko Warszawy, ale też Gdyni, Katowic i Wilna. Nie podobało się to władzom wojskowym, ale kpt. Polesiński nie zrażał się.

A przede wszystkim każdego dnia, punktualnie o godz. 21, dokonywał podsumowania dnia w modlitwie. Podobnie robiła podczas okupacji akademicka młodzież w Warszawie, a potem – codziennie od 8 grudnia 1953 r. paulini na Jasnej Górze. Tak powstał Apel Jasnogórski, którego propagatorem był prymas Stefan Wyszyński.

Kpt. Polesiński nie doczekał tego dnia. Po wybuchu wojny skierowano go do służby w Dowództwie Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej Armii „Mod­lin”. Codziennie przemawiał w radiu zaraz po prezydencie Stefanie Starzyńskim. 16 września 1939 r. wykonywał lot łącznikowy na R-XIII/D „Lublin” z por. Ludwikiem Kózką.

Nie dolecieli z Mokotowa do Brześcia nad Bugiem. Nie­opodal Augustowa zestrzelili ich Niemcy. Lotnicy dostali się do niewoli, Polesiński zmarł w lazarecie. Nie wiadomo dokładnie, gdzie – ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Dlatego na cmentarzu Wilamowskim w Warszawie ma jedynie symboliczny grób.

Gdy wybuchła wojna, syn lotnika Władysław Gerard Polesiń­ski miał 3 lata. „Mama wspominała, że Ojciec mój kochał mnie tak bardzo, iż rozstając się z nami w obliczu wojny, nie miał dość siły, by mógł się ze mną pożegnać. Żegnając się zaś z mamą, powiedział: »Janusiu najdroższa, wybacz! Ojczyzna jest pierwsza. Dopiero po niej jest Rodzina«” – pisał po latach.

Pierwszy krzyż na Kujawach ustawiono w 1935 r. To było wielkie wydarzenie w życiu parafii Pleszów. Kolejną znaczącą uroczystością było poświęcenie krzyża z nową tablicą – pięć lat temu. Obecni byli duchowni, mieszkańcy, ułani z krakowskiego szwadronu im. Marszałka Piłsudskiego. Był też Polesiński junior. Podobne spotkanie odbędzie się przy krzyżu na Kujawach dzisiaj (godz. 12) – dla upamiętnienia 75. rocznicy śmierci kapitana Po­lesińskiego.

Lotnik czeka w Krakowie na ulicę swego imienia. W 2009 r. na wniosek mieszkańców Rada Dzielnicy XVIII zdecydowała, że chciałaby, aby jego imię nosił któryś z fragmentów nowego odcinka drogi ekspresowej S7, np. most na Wiśle.

Przechować pamięć

Jeszcze kilka lat temu Waldemar Cyganik zadawał sam sobie, ale też innym mieszkańcom Kujaw i Pleszowa – pytanie: „Czy uda nam się przekazać pamięć o tym miejscu następnym pokoleniom?”. Przecież w listopadzie 1935 r. tygodnik krakowskiej kurii „Dzwon Niedzielny”, opisując uroczystość poświęcenia krzyża, w imieniu ich dziadów, pradziadów i rodziców obiecywał: „(…)A my, Kujawi­anie, będziemy przechowywać pamięć tego wydarzenia między sobą i opowiadać naszym dzieciom i wnukom”.

Teraz już Waldemar Cyganik nie ma wątpliwości, że pamięć o cudownym ocaleniu kpt. Po­­lesińskiego przetrwa. I że nic nie grozi krzyżowi, stojącemu nie­opodal brzegu Wisły. Solidny jest, woda szybko go nie porwie.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski