Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na ogranie Niemców sposobu nie znalazł nawet Kazimierz Górski

Hubert Zdankiewicz
W 2011 r. w Gdańsku było 2:2
W 2011 r. w Gdańsku było 2:2 Fot. Wacław Klag
Piłka nożna. Ogrywaliśmy Włochów, Anglików, nawet Brazylijczyków, ale z Niemcami nigdy nie udało nam się wygrać. Czy kadra Adama Nawałki przełamie 11 października złą passę?

Z RFN (NRD ogrywaliśmy) nie radziliśmy sobie nawet w czasach, gdy byliśmy piłkarską potęgą i zdobywaliśmy medale na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata. Były mecze, w których brakowało dosłownie odrobiny szczęścia. Znacznie częściej nie mieliśmy jednak zbyt wiele do powiedzenia. Wybraliśmy kilka – naszym zdaniem – najbardziej pamiętnych.

Koszmar debiutanta
10 października 1971 r. _– Pół Polski chciało mnie po __tym meczu powiesić, drugie pół deportować _– wspominał po latach debiutujący w tamtym meczu (w eliminacjach ME) w reprezentacji Jan Tomaszewski.

Mecz zakończył się dla niego katastrofą. – Miał bronić Piotr Czaja, ale chyba z nerwów dostał rozstroju żołądka i nie nadawał się do grania _– opowiadał Tomaszewski. – _Napięcie było ogromne, bo czasy były takie, że Polacy traktowali ten mecz jak rewanż za wojnę. Na Stadion Dziesięciolecia przyszło 90 tysięcy ludzi. Prowadziliśmy po golu Roberta Gadochy, ale szybko na ziemię sprowadził nas Gerd Mueller. Trafił dwa razy, a potem jeszcze poprawił Juergen Grabowski. Przegraliśmy 1:3, za głównego winowajcę uznano mnie, choć na moje konto można było zapisać tylko trzeciego gola.

Gdyby nie padało...
Stawką meczu z RFN podczas mundialu w 1974 r. był finał. Rywalom w drugiej fazie grupowej wystarczał remis (mieli lepszy bilans bramkowy). Po ulewie, w anormalnych warunkach podopieczni Kazimierza Górskiego nie mogli w pełni wykorzystać swych atutów: szybkiego ataku skrzydłami Grzegorza Laty i Roberta Gadochy. W polskiej bramce szalał Tomaszewski, który obronił w 53 min karnego Uliego Hoenessa. W 76 min był już jednak bezradny – wystarczyło, że nasza obrona raz nie upilnowała Muellera...

Łzy Boruca
Podczas mundialu w 2006 r. remis byłby z kolei uznany za sukces, choć w ostatecznym rozrachunku nic Polakom nie dawał. Kadra Pawła Janasa skompromitowała się w pierwszym meczu, przegrywając 0:2 z Ekwadorem i tylko zwycięstwo pozwalało jej zachować szanse na awans do fazy pucharowej.

W Dortmundzie było blisko, Polacy walczyli, skutecznie się bronili. Fantastycznie spisywał się w bramce Artur Boruc. Dwa razy, po strzałach Miroslava Klosego i Michaela Ballacka, uratowała nas poprzeczka. A kwadrans przed końcem czerwoną kartkę (druga żółta) zobaczył Radosław Sobolewski. Polacy długo się bronili. W doliczonym czasie gry Dariusz Dudka nie dogonił jednak szarżującego prawą stroną Davida Odonkora, a Oliver Neuville urwał się polskim stoperom.

Z tamtego meczu zapamiętaliśmy jeszcze leżącego na trawie i płaczącego po ostatnim gwizdku sędziego Boruca. – Mundial jest raz na cztery lata, a my go kompletnie spieprzyliśmy – powiedział później bramkarz.

Znów ostatnia akcja
Blisko historycznego sukcesu byliśmy we wrześniu 2011 r. Polacy prowadzili w Gdańsku 2:1, po golach Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego (dla Niemców z karnego trafił Toni Kroos). W ostatniej akcji meczu pomylił się Jakub Wawrzyniak. Poślizgnął się i upadł w polu karnym, wbiegł w nie Thomas Mueller, podał do środka i Cacau uciszył kibiców...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski