Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Podhalu prawo budowlane wciąż się jakosik nie przyjęło, hej!

Piotr Subik
Na tak zwanych „schodach Majchra” na Krupówkach potykają się nie tylko turyści,  ale też nadzór budowlany
Na tak zwanych „schodach Majchra” na Krupówkach potykają się nie tylko turyści, ale też nadzór budowlany Fot. Piotr Subik
„Przesunięte, podwyższone, powiększone” – tak od lat buduje się pod Tatrami. Przykładów podać można bez liku – Krupówki, Antałówka, Małe Żywczańskie. Problem rozpełzł się poza Zakopane, także m.in. na Poronin czy Kościelisko. Bo samowole budowlane są jak gangrena.

Na mosiężnej tabliczce, która widnieje na frontowej ścianie wielorodzinnego budynku mieszkalnego przy ul. Nowotarskiej 4a w Zakopanem, napisano: „Zaprojektował i wybudował Ireneusz Olszewski A.D. 1994”.

Tyle że nie wspomniano przy okazji, że wybudował niezgodnie z prawem. Inwestor miał pozwolenie ówczesnego Urzędu Gminy Tatrzańskiej na parter i kondygnację, a wystawił kolosa – budynek o dwa piętra za wysoki. Owszem, następca prawny gminy, burmistrz miasta Zakopanego wydał nakaz rozbiórki dwóch nadplanowych poziomów, ale w decyzji zapomniał napisać, że należałoby też rozebrać i odbudować poniżej dach. Niby mały szczegół, lecz dla dewelopera sprawa była prosta. Nie wykona rozbiórki, bo dach nie może przecież wisieć w powietrzu…

Trzy lata temu, w 2011 r., przy okazji 50. urodzin inwestora, przy ulicy Nowotarskiej miała się nawet odbyć (ale nikt nie przyszedł) impreza dla mieszkańców pod nazwą „17 lat największej nielegalnej budowli w Zakopanem”. Budowli, która stoi w samym centrum miasta: rzut kamieniem od Krupówek, na tyłach kościoła pw. Najświętszej Rodziny. I w bardzo bliskim sąsiedztwie jednego z najstarszych budynków w Zakopanem, pochodzącej z 1891 r. stylowej willi mieszczącej pierwszy Hotel pod Giewontem.

Znacznie mniejszy budynek wystawił na Antałówce Grzegorz Majcher, syn burmistrza Zakopanego Janusza Majchra. Mniejszy niż ten na Nowotarskiej, ale większy, niż stał w tym miejscu poprzednio. To najgłośniejsza ostatnio samowola pod Tatrami. I dlatego przelała czarę goryczy.

Gdy pojawiły się informacje, że może zostać zalegalizowana – kosztem 50 tys. złotych, na Podhalu zaczęto przypominać sobie kolejne przysłowia – że „Ręka rękę myje”, „Kruk krukowi oka nie wykole” i że „Ryba psuje się od głowy”. Ale też odwieczne mądrości ludowe, choćby tę, że „Gazda na zagrodzie równy wojewodzie, a urzędnikowi nic do tego”. Aż wreszcie padło podtatrzańskie „Non possumus”.

To „Nie pozwalamy” to list, jaki do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Zakopanem Jana Kęska przed tygodniem wystosowali działacze m.in. Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, Tatrzańskiej Izby Gospodarczej i Stowarzyszenia Zakopiańskie Perspektywy. Piszą, odnosząc się do inwestycji na Antałówce, że „wydawanie tak niefortunnych i szkodliwych społecznie decyzji [jak ewentualna zgoda na legalizację – przyp. red] utrudnia walkę z tym patologicznym zjawiskiem”. I apelują do inspektora nadzoru budowlanego, aby „niewłaściwą decyzją nie otwierał furtki dla dalszych nadużyć” i „osobom, które łamią prawo, nie dawał przekonania, że pozostaną bezkarne”.

– Jesteśmy ludźmi kulturalnymi, dlatego postępujemy bardzo grzecznie, mimo emocji, które nami targają. Nie jest to żądanie, ale apel o rozsądną decyzję, której skutki będą nieodwracalne. Jeśli będzie to zła decyzja, złe będą także jej konsekwencje – mówi wprost prezes Oddziału Podhalańskiego im. Stanisława Witkiewicza Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Zakopanem Agata Nowakowska-Wolak. I dodaje, że chodzi o to, by inspektor Kęsek nie czuł się osamotniony, wydając „niepopularne decyzje” o rozbiórkach samowoli.

ANTAŁÓWKA i KRUPÓWKI
Antałówka to część Zakopanego, leży na wysokości pomiędzy 900 a 1000 metrów n.p.m. Z tego powodu to świetny punkt widokowy, m.in. na samo miasto, Tatry, Podhale i Gorce. Panorama cudna.

Agata Nowakowska-Wolak, na co dzień kierownik działu konserwacji Muzeum Tatrzańskiego, zna okolicę świetnie – bo mieszka na Antałówce. Podkreśla, że to nie jej prywatne interesy, ale interes Zakopanego legł u podstaw protestu przeciw prawdopodobnej legalizacji domu „syna znanej osoby w mieście” – jak napisano w liście do inspektora.

Jeszcze cztery lata temu na Antałówce stał drewniany „bieda domek”; mały, całkiem niewidoczny, nawet bez drogi dojazdowej z prawdziwego zdarzenia. Zbudowany prawdopodobnie kiedyś po wojnie. Od pierwotnych właścicieli kupił go Grzegorz Majcher, starszy syn rządzącego Zakopanem od 2006 r. Janusza Majchra. Ale zanim nowy właściciel zdążył go zagospodarować, budynek spłonął. Z niewyjaśnionych przyczyn…

Odbudowa ruszyła bardzo szybko; szybko również okazało się, że na Antałówce powstaje budynek murowany, dwukondygnacyjny, który nie ma nic wspólnego z domkiem sprzed pożaru. A wysłani tam inspektorzy nadzoru usłyszeli od murarzy, że… ci nie wiedzą, dla kogo pracują. Przydybany jednak ostatecznie na samowoli inwestor tłumaczył potem, że to tylko remont budynku, więc pozwolenia na budowę nie potrzebował. I że powiększył dom o 30 mkw., co dopuszcza obowiązujący na Antałówce miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

– Jeśli samowola na Antałówce zostanie zalegalizowana, to nikt nie będzie już przestrzegał prawa. Przykład idzie z góry, więc ludzie zaczną budować, co się tylko da, nie oglądając się na przepisy. Dlatego należy to ukrócić w sposób pokazowy – nie ukrywa Agata Nowakowska-Wolak.

W liście do szefa Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego (PINB) w Zakopanem społecznicy napisali też m.in.: „Poczucie bezkarności skutkuje w wielu dziedzinach, a bezkarność w budownictwie wyrażona została w popularnym i niechlubnym powiedzeniu, że »na Podhalu prawo budowlane nie przyjęło się«. Stwierdzenie takie powinno być dla nas powodem do wstydu oraz mobilizacją do działania, aby położyć kres tego rodzaju praktykom”.

Skąd się wzięło przytoczone w liście powiedzenie? Z życia. Inspektor Kęsek pamięta anegdotę, którą opowiadali mu starsi stażem koledzy, gdy kilkanaście lat temu zaczynał pracę w Zakopanem. Zbliża się zaostrzenie prawa budowlanego, trwa narada w dawnym województwie, czyli w Nowym Sączu. Ktoś z ministerstwa referuje zmiany. – A wtedy wstaje przedstawiciel Zakopanego i mówi: „Eeee, na Podhalu te przepisy się nie przyjmą” – przytacza opowieść Jan Kęsek.

Ale od razu zaznacza: – Nie jesteśmy wyjątkiem w regule. Prawo budowlane łamane jest wszędzie w Polsce. Tyle że atrakcyjność terenu w Zakopanem powoduje, iż samowolami interesują się wszyscy.

Skutek postawy inwestorów na Podhalu jest taki, że nadzór z Zakopanego potyka się nawet o… schody. Te, które na Krupówkach, wbrew prawu, wraz z budynkiem sklepu odzieżowego (ostatnio wynajmowane są tu także apartamenty dla turystów) zbudował nie kto inny, jak… Grzegorz Majcher (ze wspólnikami). Podjazd dla niepełnosprawnych i stopnie, na których lubią przysiąść turyści, powstały w pasie drogowym należącym do miasta. I pewnie byłyby z nich pożytek też inny, np. punkt widokowy – gdyby nie to, że w patrzeniu stąd na Giewont przeszkadza skutecznie budynek hotelu Litwor.

Problem ze „schodami Majchra” polega na tym, że nie do końca wiadomo, czy samowolą są tylko one czy z ich powodu cała kamienica. Musi to rozstrzygnąć nadzór. Tymczasem inwestor wynajmuje niezalegalizowany budynek, a do tego nie płaci miastu za zajęcie pasa drogowego. Tylko od lutego 2011 r. do lutego 2012 r. uzbierało się tego 724 tys. zł. A mamy lipiec 2014 r.

BANGLADESZ NA BANGLADESZU
Każdego roku do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Zakopanem trafia około tysiąca spraw, z czego średnio co trzecia dotyczy sprawdzenia samowoli budowlanej. Przeważają zgłoszenia ze stolicy Tatr. – Prawie 90 proc. z nich pochodzi od osób z bliskiego sąsiedztwa – widzą, co się dzieje na działce obok, przeszkadza im to, więc proszą o interwencję. Czasem zdarzają się także donosy w rodzinie – opowiada inspektor Jan Kęsek.

Inspektorzy borykają się wciąż ze sprawami, które gminy z Podhala przekazały im w 1999 r., po powołaniu urzędu nadzoru budowlanego na szczeblu powiatów. To nie tylko sprawa budynku przy ul. Nowotarskiej, ale np. zabudowanej niezgodnie z prawem całej ulicy (30–40 domów), która w latach 60. i 70. XX stulecia powstała w jednej ze wsi gminy Biały Dunajec. Legalizacja zabudowy możliwa była dopiero po uchwaleniu planu zagospodarowania.

Największy problem Podhala to pawilony handlowe, niewielkie drewniane budki, które stawia się na sezon turystyczny, a nie rozbiera nigdy. To z ich powodu popularnym określeniem na okolice Wielkiej Krokwi czy Gubałówkę stał się… Bangladesz. Choć co poniektórzy nazwą kraju w Azji Południowej zwykli też określać Krupówki czy całe Zakopane. Bo tu najłatwiej znaleźć dowody na to, że „na Podhalu prawo budowlane jakosik się nie przyjęło” i, co od lat powtarzają górale, a za nimi media: „Buduj, jako fces, ka fces i kiedy fces. Jak stanie, to jus bydzie stoło”.

Problem równorzędny to domy rozbudowane pod pretekstem remontu. Nie tylko w Zakopanem, ale też m.in. w Poroninie czy Kościelisku (w tym ostatnim, na Hawryłówce, przydarzyło się to nawet pani inspektor ds. budownictwa miejscowego Urzędu Gminy). „Przesunięte, podwyższone, powiększone” – tak się buduje pod Tatrami. Czasem inwestor wie, że tak będzie już w chwili, gdy stara się o pozwolenie na budowę. Czasem wygląda, jakby nie miał kombinować, a kombinuje.
– Ludzie na Podhalu coraz lepiej „znają” prawo budowlane. Są nawet projektanci, niekoniecznie architekci, którzy – oczywiście nie za darmo – podpowiadają, jak je obejść. I efekt widzimy wszyscy – zwraca uwagę Stanisław Dawidek, naczelnik Wydziału Budownictwa i Architektury w Starostwie Powiatowym w Zakopanem. Przykłady? Bez liku. – Plan dopuszcza budynek jednorodzinny, a więc z dwoma mieszkaniami, a buduje się obiekt o dużo większej kubaturze, bo przecież ma służyć także pod wynajem.

Podobne spostrzeżenia ma inspektor Jan Kęsek: – Jak każdy w Polsce zna się na motoryzacji, tak na Podhalu każdy zna się na prawie budowlanym. Pod warunkiem że nie dotyczy ono jego…

Obecne przepisy za priorytet mają doprowadzenie budowli to stanu zgodnego z prawem. Rozbiórka to ostateczność. To nie czasy, gdy Zakopanem rządził naczelnik Lech Bafia, późniejszy wojewoda nowosądecki. Do dziś krążą legendy, że osoby z jego nakazu zaangażowane w rozbiórkę sześciu, siedmiu domów w mieście umierały potem w dziwnych okolicznościach. Jakby z powodu jakiegoś fatum. Bo dom – legalnie zbudowany czy nie – to dla górala świętość.

ZŁE DOBRE SĄSIEDZTWO
Kiedy nazwisko Lecha Bafii słyszy Maria Gruszkowa, szefowa Stowarzyszenia Obrony Praw Mieszkańców Powiatu Tatrzańskiego, od razu w jej oczach pojawiają się łzy. Przez okno izby na parterze swego domu pokazuje barak: murowany, z płaskim dachem krytym papą i przekrzywionym kominem. To w nim mieszkała 20 lat z rodziną, mężem i dziećmi, gdy Bafia nakazał rozburzyć ich dom budowany na Skibówkach.

Murował go jej mąż, projekt był, pozwolenie też – zapewnia Gruszkowa. Ale pewnego dnia, w 1972 r., męża zamknęła milicja, przyjechały spychacze i w ciągu kilku godzin budynek zniknął z powierzchni ziemi. Zniknęły też pieniądze, które na spłatę kredytu z banku zaciągniętego na budowę odkładali w kominie nowej budowli. – My byli pewni, że z papierami wszyćko w porządku. A tu nagle wojna światowa się robi. Tyle było mundurowych, obstawy, ciężarówek, wywrotek. Ludzie mnie zawołali, bom była z dziećmi na Furmanowej. Jezus Maria, straszna to była krzywda! – wspomina z płaczem Maria Gruszkowa.

Nic nie wskórała interwencjami na MO, w prokuraturze, w sądzie – usłyszała tylko, że za plecami naczelnika Zakopanego stoi jego brat, pierwszy prezes Sądu Najwyższego, a później minister sprawiedliwości Jerzy Bafia. A walka z samowolami odbyła się z nakazu i z poparciem partii.

Tymczasem Agata Nowakowska-Wolak mówi tak: – W obliczu tego, co się obecnie dzieje w Zakopanem, wspominamy Bafię z wielkim sentymentem… Potrafił w ludziach wzbudzić szacunek wobec prawa. I respekt wobec władzy.

Podobnie uważa Stanisław Dawidek: – Rzeczywiście, Lech Bafia nie zapisał się w historii jako budowniczy Zakopanego. Ale gdyby nie on, samowole budowlane powstawałyby jak grzyby po deszczu.

Tyle że zdaje się, iż i tak ich nie brakuje. Wedle szacunków sygnatariuszy listu do PINB tylko w Zakopanem znajduje się ok. 3 tys. nielegalnych budów. A gdzie Kościelisko, Poronin, Biały Dunajec, Bukowina Tatrzańska – pozostałe gminy powiatu tatrzańskiego?

Zdaniem Agaty Nowakowskiej-Wolak na wyglądzie Zakopanego i okolic piętno odcisnęło ostatnich 10 lat. Nowa ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym w 2004 r. zniosła obowiązujące plany zagospodarowania, a do czasu uchwalenia nowych budowano na zasadzie „dobrego sąsiedztwa”. To znaczy tam gdzie nie było jeszcze nowego planu, urzędnik gminny wydawał zgodę na budowę obiektu podobnego do stojących na sąsiednich działkach… A to nie zawsze były perły architektury. Teraz jest już lepiej, bo w ocenie Stanisława Dawidka plany ma znaczna część stolicy Tatr i mniej więcej w połowie Kościelisko i Poronin. Problem jest z pozostałymi gminami pod Tatrami, bo zostały z tyłu – przez koszty opracowania planów.

Z tym, co w budownictwie na Podhalu pozostało po ostatniej dekadzie, walczy się bardzo trudno. Inwestorzy w obronie wartych niekiedy wiele milionów budynków uciekają się do wszystkiego – nie odbierają wezwań z urzędów, odwołują się od decyzji nadzoru itd. Sprawy krążą między nadzorem a sądami administracyjnym obu instancji. Decyzje są utrzymywane w mocy lub uchylane. Tak jest np. z inną słynną samowolą w Zakopanem; domem wzniesionym przez „panią z Warszawy” na Małym Żywczańskim. Pierwszy nakaz rozbiórki PINB wydał w 2004 r.

Inna sprawa, że gdyby nawet PINB udało się doprowadzić do prawomocności nakaz rozbiórki, mogłoby nie być na to pieniędzy. Koszt zburzenia domu rodzinnego to ok. 300– 400 tys. zł. Takie środki ciężko znaleźć. Znajdują się jednak na likwidację mniejszych samowoli. Od 2012 r. na Podhalu rozebrano lub zmuszono do rozbiórki właścicieli 18 nielegalnych budowli, m.in. garaży czy pawilonów handlowych. To efekt zatrudnienia w zakopiańskim inspektoracie prawnika. Mówi się o nim wprost: „egzekutor”, ma za zadanie doprowadzić do końca sprawy, w których nakazy rozbiórki nabrały mocy prawnej.

Wcześniej udało się to tylko w 2008 r. na Gubałówce. Chociaż doszło wówczas do regularnej bitwy między właścicielami budek i straganów a policją i strażą miejską. Krzyczano: „Gestapo!”.

Równocześnie zdarzyło się, że inwestorzy płacili 250 tys. zł za zalegalizowanie wyciągu narciarskiego czy 320 tys. zł – za obiekt przemysłowy. Nie opłacało się im rozbierać budynków, a wszystko pewnie było i tak wkalkulowane w biznes. Na Podhalu więc słychać nierzadko: „Bezkarność można sobie kupić za pieniądze”. I wszystko dzieje się zgodnie z prawem.

Kiedy na to wszystko patrzy Maria Gruszkowa, związana także z Grupą Lokalną Przeciw Korupcji, stwierdza tak: – Kto ma pieniądze, może wybudować w Zakopanem wszystko, a górale muszą latami walczyć o pozwolenia. To patologia!

Społecznicy m.in. z TOnZ nie odpuszczą w walce z nielegalnym zabudowywaniem Zakopanego. Mimo że nie pomagają apele do Janusza Majchra o powołanie stanowiska architekta miejskiego z „dużymi prerogatywami i dużą dozą decyzyjności”. I mimo że jak krew z nosa idzie praca nad ustanowieniem parku kulturowego na Krupówkach. A to mogłoby sprawić, że przestaną być Bangladeszem.

Problem rozpełzł się poza Zakopane, bo – jak podkreśla Agata Nowakowska-Wolak – samowole są jak gangrena. Na przykład na Siwej Polanie, u wylotu Doliny Chochołowskiej, raz po razie wyrastają bez zgody nowoczesne bacówki, tzn. domki letniskowe. Podobnie nad Kirową Wodą – gdzie przerabia się stare szałasy na nowe. Był plan nadzoru budowlanego, by za ich właścicielami wysyłać międzynarodowe listy gończe – bo część z nich mieszka na co dzień w USA. Obeszło się bez tego. Są szanse, że uda się doprowadzić do rozbiórki przynajmniej niektórych z nich. Do tego Dolina Chochołowska obrasta nielegalnymi parkingami. Auta niszczą krokusy, wchodzą w szkodę zarządzającej terenem Wspólnocie Ośmiu Uprawnionych Wsi w Witowie. Nadzór szuka na nie sposobu. I chyba go właśnie znalazł.

Gdy roku temu sprawę opisywał „Dziennik Polski”, przyjęte było, że plac wysypany żwirem to nie obiekt budowlany. Ale interpretacja przepisów zmieniła się. Teraz samo postawienie znaku z literką „P” wymaga pozwolenia na budowę. Są więc podstawy do interwencji i rozbiórki.

Na razie nie zostało przesądzone, jaki będzie los budowli Grzegorza Majchra. Sprawa schodów na Krupówkach pewnie będzie się ciągnęła jeszcze kilka lat. A budynek przy ul. Nowotarskiej ma po 20 latach szansę na legalizację. Tylko że jego budowniczy uważa, iż powinni dołożyć się do tego mieszkańcy, a mieszkańcy – że zapłacić ma inwestor. Nadzór budowlany znów jest bezradny.

Fragment listu otwartego działaczy społecznych z Zakopanego:
„(…) W Zakopanem, mieście niespełna 28-tysięcznym, mamy około 3 tys. nielegalnych budów. Poczucie bezkarności skutkuje w wielu dziedzinach, a bezkarność w budownictwie wyrażona została w popularnym i niechlubnym powiedzeniu, że »na Podhalu prawo budowlane nie przyjęło się«. Stwierdzenie takie powinno być dla nas powodem do wstydu oraz mobilizacją do działania, aby położyć kres tego rodzaju praktykom.

Legalizacja tej [chodzi o dom na Antałówce – przyp. red] i innych nielegalnych budów oznacza, że w Zakopanem za 50 tys. złotych można kupić »licencję na nielegalne budowanie«, że w majestacie prawa można dopuszczać się bezprawia. To przykład i przyzwolenie dla innych, jak można omijać przepisy prawa. Musimy sobie również zdawać sprawę z tego, że wydawanie tak niefortunnych i szkodliwych społecznie decyzji utrudnia walkę z tym patologicznym zjawiskiem. I tak zaczyna się urbanizacja terenów rolniczych – zielonych, widokowych, mimo że plan zagospodarowania przestrzennego tego nie przewiduje, a na straży tych terenów i wartości stać powinni właśnie urzędnicy”.

Grzegorz Majcher, inwestor z Zakopanego:
– Na Antałówce nie wybudowałem domu na łące czy działce, na której nie można było nic robić. Plan przewiduje tam rozbudowę, odbudowę i przebudowę budynków. Mój jedyny błąd to to, że byłem wtedy młody i w gorącej wodzie kąpany, i zacząłem prace za szybko, bez pozwolenia. Wszystkie potrzebne dokumenty zostały uzupełnione. To nie jest więc tak, że zapłacę karę i będę sobie mógł robić, co chcę. Choć nie spodziewam się, żeby decyzja w tej sprawie wydana została szybko.

Jeśli chodzi o budynek przy Krupówkach, został popełniony błąd w sztuce, nie chcę oceniać gdzie i przez kogo. Powstały schody, które w moim zamyśle nie miały powstać. Ale zapewniam, że to są schody zupełnie legalne. Jeden z najemców budynku ma zgodę Urzędu Miasta na zajęcie pasa drogowego, a opłaty za to będą wnoszone, jeśli otrzymamy prawomocną decyzję. Na razie sprawa jest w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. A wyrok sądu mówi, że schody nie mogą być traktowane jako część budynku, dlatego on też nie jest samowolą budowlaną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski