Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na razie nie pójdziemy do fryzjera i centrum handlowego. Rząd opóźnia obiecane branży odzieżowej, obuwniczej i meblarskiej otwarcie galerii

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
W poniedziałek pomaszerujemy w maseczkach do parków i lasów, ale – nie na plac zabaw i nie do galerii handlowych. Nie skorzystamy także na razie z usług fryzjera czy kosmetyczki. Rząd odkłada obiecane branży odzieżowej, obuwniczej i meblarskiej „odmrożenie” wielkich sklepów. Jeszcze później odblokowane mają być usługi wymagające bezpośredniego kontaktu z klientem. Kiedy? W przeciwieństwie do Czech i Austrii - nie wiadomo. Krakowscy i małopolscy przedsiębiorcy są tym rozczarowani. Większość uważa, że „rozsądne otwarcie biznesu” mogłoby nastąpić już dziś. Wielu nie ma od ponad miesiąca żadnych przychodów, a pomoc państwa wciąż do nich nie dotarła. Szybki powrót do pracy to dla nich jedyna szansa na uratowanie firm i miejsc pracy.

FLESZ - To będą wakacje inne niż wszystkie

od 16 lat

- We wtorek po wypowiedziach znanych przedstawicieli władzy gruchnęła wieść, że centra handlowe i zakłady usługowe mogą być otwarte już w najbliższy poniedziałek. Telefony od klientów zaczęły się dosłownie urywać. Nic dziwnego: wszyscy siedzą w domach zarośnięci lub z odrostami. A my jesteśmy gotowi. Wrócilibyśmy do pracy już dziś, oczywiście z zachowaniem wymogów bezpieczeństwa – deklaruje Ewa Kurczab, właścicielka popularnego krakowskiego salonu fryzjerskiego Eric Stipa, ulokowanego w centrum handlowym M1.

Przyznaje, że trudno jej sobie wyobrazić zachowanie dwumetrowego dystansu, albo strzyżenie, farbowanie, mycie czy modelowanie włosów osób noszących maseczki, ale… - Wszystkie trudności da się jednak jakoś przezwyciężyć. Właściwe procedury, dezynfekcja, maseczki, rękawice, przyłbice dla personelu, limit osób przebywających w salonie… Możemy ruszać – przekonuje pani Ewa.

Zatrudniająca 16 osób (plus trzech uczniów) firma jest zamknięta od miesiąca, podobnie jak wszystkie punkty usługowe i sklepy w galeriach (z wyjątkiem spożywczych, chemicznych oraz aptek). - Nie mamy przychodów, za to prawie nie zmieniły się koszty, przede wszystkim płac. Trwam wydając oszczędności oraz dzięki zrozumieniu dostawców szamponów i farb, którzy wydłużyli terminy zapłaty – wyjaśnia Ewa Kurczab.

Bez przychodów, bez pomocy państwa, za to z obowiązkiem zapłacenia ZUS...

Mała firma Ewy Kurczab okazała się zbyt duża, by otrzymać pomoc z pierwszej tarczy antykryzysowej. Nie mogła więc skorzystać ze zwolnienia ze składek ZUS, a to jest bardzo duży koszt. O drugiej tarczy pani Ewa dużo słyszała, ale rząd nie przedstawił dotąd żadnych konkretów. Tymczasem zbliża się termin zapłaty ZUS za kolejny miesiąc…

- Jak tak dalej pójdzie, to w maju będę musiała zwolnić część ludzi. Podobnie jest w zdecydowanej większości zakładów usługowych u sklepów w zamkniętych galeriach. Jedynym ratunkiem dla wszystkich jest w tej sytuacji odmrożenie naszej działalności przez rząd. Musimy zacząć zarabiać! – mówi pani Ewa.

Jej załoga chce wrócić do pracy. Ludzie nie tylko martwią się o finanse i przyszłość firmy, ale też coraz gorzej znoszą bezczynne siedzenie w domach. Z drugiej strony jest mnóstwo klientów, którzy już-już chcieliby skorzystać usług.

To samo mówi Kinga Kaczmarzyk, żona Szymona, właściciela innego popularnego w Krakowie salonu fryzjerskiego. Ta firma jest mniejsza, zatrudnia trzy osoby, ale swoje przetrwanie zawdzięcza także oszczędnościom przedsiębiorcy. Choć od miesiąca jest zamknięta i nie ma przychodów, wciąż czeka na decyzję o zwolnieniu z ZUS. Nie uzyskała jak dotąd ani złotówki pomocy. Zamierza wystąpić o wsparcie ze środków unijnych załatwionych w Brukseli przez zarząd województwa, bo procedury i warunki wydają się tu prostsze niż w przypadku 170-stronicowej tarczy stworzonej przez rząd, "której nie ogarnia nawet prawnik, a co dopiero mały przedsiębiorca". Większość urzędników też gubi się w przepisach tarczy, więc nie bardzo mogą pomóc w wypełnianiu wniosków.

- Chcemy jak najszybciej wrócić do pracy, ale z drugiej strony rozumiemy, że trzeba tu zachować zdrowy rozsądek i może faktycznie warto poczekać tydzień, by się przekonać, czy nie ma wzrostu zachorowań po świętach – przyznaje pani Kinga. Obawia się przy tym, że przedłużanie „zamrożenia” o kolejne tygodnie zniszczy setki mikrofirm, które już teraz „jadą na oparach”.

Galerie handlowe szybko nie wrócą do normalności

Jeszcze mniej optymistyczni są właściciele i pracownicy ulokowanych w galeriach salonów odzieżowych i obuwniczych. - Liczba zachorowań i zgonów nadal w Polsce rośnie. W dużych miastach, jak Kraków, gdzie jest najwięcej galerii handlowych, wykryto jednocześnie najwięcej zakażeń. Mieszkańcy nie wychodzą z domów, bo się boją. To kto mi przyjdzie pracować w sklepie? I kto przyjdzie kupować ciuchy? Albo buty? – pyta pan Władysław, właściciel pięciu sklepów ulokowanych w galeriach w trzech miastach Małopolski. Jego zdaniem w początkowej fazie „odmrażania”, czyli przez nawet kilka miesięcy, klientów może być bardzo mało i sklepy na siebie nie zarobią. Niezbędna jest więc pomoc państwa. I to od zaraz, bo za dwa - trzy tygodnie nie będzie komu pomagać.

Młodsza koleżanka Władysława, franszyzobiorczyni znanej sieci (prowadzi osiem sklepów galeriach), wyjaśnia. – Odzieżówka to piekarnia. Tu się przymierza, tu się doradza klientowi. Ja sobie tego nie wyobrażam.

Za kontrolowanym, w miarę szybkim odblokowaniem działalności opowiadają się większe firmy, jak podhalańska spółka Wojas, która – obok fabryki obuwia – ma 150 salonów, czy Grupa VRG prowadząca w galeriach salony odzieżowe (m.in. Wólczanka, Vistula i Bytom).

Właściciele takich firm dostali po świętach od rządu jasne sygnały, że mają się – na razie nieoficjalnie – szykować do wielkiej reaktywacji: być może nawet 20 kwietnia. Wszyscy próbowali się więc na szybko zaopatrzyć w obowiązkowe maseczki (Wojas szyje je sam!), rękawiczki i płyny dezynfekcyjne. Podobne przygotowania trwały w branży meblarskiej.

Po czwartkowej, długo przesuwanej, konferencji premiera Mateusza Morawieckiego okazało się, że stan zawieszenia potrwa znacznie dłużej. Ile? Nie wiadomo. W pierwszym etapie „odmrożenia gospodarki”, czyli od poniedziałku 20 kwietnia, zmieni się jedynie limit osób mogących robić zakupy: w sklepach do 100 metrów kw. będzie mogło przebywać do 4 osób na kasę, a w większych - maksimum jedna osoba na każde 15 m kw. powierzchni handlowej (notabene ta sama zasada dotyczy kościołów).

W drugim etapie sklepy budowlane będą mogły działać także w weekendy. Otwarte zostaną hotele i inne miejsca noclegowe, a także biblioteki, muzea i galerie sztuki. W trzecim etapie lokale gastronomiczne ponownie zaczną działać stacjonarnie, ale przy zachowaniu ograniczeń (nie wiadomo, jakich). Otwarte zostaną salony fryzjerskie i kosmetyczne oraz galerie handlowe. Dopuszczone zostaną też wydarzenia sportowe do 50 osób – pod gołym niebem, bez publiczności.

Dopiero w czwartym etapie dojdzie do otwarcia salonów masażu, solariów, siłowni i klubów fitness. Odblokowane zostaną także kina i teatry, ale z "nowym reżimem sanitarnym".

Szczegóły, ani daty nie są jednak znane. – To koszmar – komentują przedsiębiorcy.

Potrzebny plan z datami

Krakowscy przedsiębiorcy za przykład stawiają kraje bliskie dawnej Galicji. Austria już otwarła wszystkie sklepy do 400 m kw., a 2 maja otworzy galerie i zakłady fryzjerskie. Wiadomo, że w połowie maja ruszą tam restauracje i hotele. W Czechach w poniedziałek do pracy wrócą bazary i salony samochodowe, a w kolejnych tygodniach - coraz większe sklepy. Zakłady fryzjerskie i ogródki piwne mają być czynne od 25 maja (markety – 8 czerwca), czyli później niż w Austrii – ale przynajmniej przedsiębiorcy wiedzą, jaki jest plan i kiedy mogą się szykować na otwarcie. W dodatku państwo zapewnia wszystkim na ten czas pieniądze na przetrwanie i nie żąda od firm pozbawionych przychodów żadnych danin, w tym składek na ZUS. U nas wygląda to zdecydowanie gorzej.

Doradzający ministrowi zdrowia epidemiolodzy szacują, że szczyt zachorowań w Polsce nastąpi w czerwcu lub lipcu, więc zbyt wczesne i zbyt szerokie otwarcie gospodarki skończyłoby się katastrofą.

Tymczasem ponad 84 proc. przedsiębiorców uważa, że należy rozpocząć już odmrażanie gospodarki, której poszczególne obszary zostały zamknięte decyzjami rządu w związku ze stanem epidemii w Polsce – wynika z internetowego badania opinii BCC, przeprowadzonego 14 – 15 kwietnia na grupie 600 przedsiębiorstw.

– Wirus recesji rozchodzi się w gospodarce szybciej niż koronawirus w społeczeństwie. Koszt obecnego spowolnienia gospodarki to strata rzędu 7-8 mld zł dziennie – mówi Marek Goliszewski, prezes BCC.

– Biorąc pod uwagę uzasadniony strach zarządów firm i pracowników przed zarażeniem koronawirusem, skłonność do podejmowania działań ponad dotychczasowe, może być ograniczona. Dlatego, pomimo stopniowego odmrażania poszczególnych części gospodarki, ciągle aktualne jest skuteczne wprowadzanie rozwiązań wspomagających utrzymanie płynności firm, zachowanie miejsc pracy i wynagrodzeń pracowników. Odmrażanie gospodarki nie powinno być także politycznym argumentem na rzecz przeprowadzenia majowych wyborów prezydenckich – przestrzega prezes BCC.

Kluczowe obostrzenia, które zdaniem biznesu należałoby jak najszybciej znieść dotyczą przede wszystkim sektora usług i handlu. Przedsiębiorcy wskazują na: zamknięcie wszystkich zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, salonów tatuażu etc. (twierdzi tak 65,8%), ograniczenie działalności galerii i centrów handlowych (54%), ograniczenie liczby klientów przebywających w jednym czasie na terenie sklepu, na targu i poczcie (51,3%), ograniczenie działalności hoteli i innych miejsc noclegowych (46,1%), zamknięcie w weekendy wielkopowierzchniowych sklepów budowlanych (44,7%), ograniczenie działalności restauracji, kawiarni i barów (42,1%), ograniczenie godzin w placówkach handlowych (10-12) dostępnych tylko dla osób 65+ (40,8%).

Zdaniem ankietowanych przedsiębiorców stopniowo powinny być znoszone wszystkie ograniczenia, w zamian za nakaz poruszania się w przestrzeni publicznej w maseczkach, z zachowaniem bezpiecznej odległości oraz dezynfekcji rąk. Szczególnie mały i średni biznes liczy na umożliwienie normalnej działalności i otwarcie kawiarni, cukierni, małych punktów usługowych, nawet jeśli oznacza to wprowadzenie ograniczenia do jednego klienta w lokalu.

Należy też jak tylko się da najszybciej uruchomić sprzedaż (w ograniczonym zakresie) w galeriach handlowych. A także przywrócić dostępność hoteli, noclegów oraz wyżywienia podczas podróży w interesach, delegacji oraz dla ekip, np. przy montażu linii technologicznych czy prowadzeniu budów.

W budownictwie największym problemem jest odpływ pracowników z Ukrainy oraz innych narodowości, ze względu na upływ terminów, na które otrzymali wizy/pozwolenie na pracę. Należałoby uprościć i zautomatyzować przedłużanie wiz/pozwoleń bez konieczności wyjazdu z Polski.

Przedsiębiorcy podpowiadają również, aby czerpać z doświadczeń innych krajów: robić więcej testów, zmniejszać izolację społeczeństwa, przyspieszyć powrót do pracy, zaczerpnąć rekomendacje medycznego postępowania np. z Instytutu im. Roberta Kocha (RKI) w Niemczech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski