Na rekord muszą poczekać do przyszłego roku

Organizatorzy liczyli na to, że być może uda się uzyskać najlepszy rezultat w historii.

- Mieliśmy wszystko ku temu - mówi Marcin Fudalej, były zawodnik, teraz odpowiedzialny z ramienia organizatora za bieg elity. - Była niezła obsada biegu głównego, spodziewaliśmy się dobrej słonecznej pogody, wszystko szło w dobrym kierunku. Deszcz jest jednak niemiłosierny, a przede wszystkim niska temperatura. W takich warunkach ustanowienie rekordu trasy było niemożliwe. Chodzi o kwestie mięśniowe.

Kenijczyk Cosmas Mutuku Kyeva, ubiegłoroczny zwycięzca i główny faworyt biegu, ostatecznie wygrał, ale z czasem 2:12.52. - W ubiegłym roku miał 2:11.50, teraz biegł w mocnym tempie, ale to nie wystarczyło. Jak rozmawialiśmy przed biegiem, mówił, że chciałby zejść poniżej 2:10. Moses Too też mógł pobiec zdecydowanie szybciej. Myślę, że przy sprzyjających warunkach atmosferycznych można było „urwać” ze dwie minuty. Miłym akcentem jest to, że rekord życiowy pobiła Kenijka Stellah Jepngetich Barsosio - 2:33.01 - mówi Fudalej. __

Najlepszym Polakiem okazał się Łukasz Kapłon, który przybiegł na metę z ósmym czasem.

- Trasa była zmieniona w stosunku do lat ubiegłych - mówi Kapłon. - Nie ukrywam, że te podbiegi dają „popalić”. Jestem amatorem, nie mam co się równać z Kenijczykami. Zostaje satysfakcja, że byłem najlepszym Polakiem. W tym sezonie raczej już nie pobiegnę maratonu, planuję w październiku start w Krakowie w półmaratonie. Nie chcę tylko przygotowywać się do maratonów, chcę zbudować bazę i pokazać się też na krótszych dystansach.

- Zawodnicy w elicie są w większości w klubach wojskowych i z tego względu będą musieli uczestniczyć w wojskowych mistrzostwach świata - tłumaczy Fudalej. - Większość lepszych biegaczy startuje właśnie tam. Dodatkowo, dzień przed naszym maratonem mieliśmy mistrzostwa Polski na 10 kilometrów, co nie pozostało bez wpływu na frekwencję. Nie mieliśmy zbyt wielu dobrych zawodników z Polski, już więcej było kobiet.