Ewenementem tej zimy jest to, że po feriach ruch na stokach wiele nie zmalał Fot. Anna Szopińska
Co prawda na Podhalu nie spadło tej zimy tyle śniegu, ile w centralnej Polsce, ale od czegóż są armatki... Ten sprzęt pracował na prawie wszystkich stokach w rejonie działania grupy GOPR. Efekt to wytworzenie na trasach narciarskich wystarczająco grubej, dobrze ubitej ratrakami i utwardzonej pokrywy oraz przedłużenie sezonu. Topnienie śniegu przy nasłonecznieniu w dzień i zamarzanie w nocy spowodowało, że w wielu miejscach powstał "beton" - najbardziej niebezpieczny przy upadkach.
- Wszystkie stoki działały, były doskonale przygotowane, w dziewięćdziesięciu pięciu procentach odebrane przez służby GOPR. Nie mieliśmy problemu z gestorami stoków - mówi naczelnik Grupy Podhalańskiej Mariusz Zaród. - Ale od początku było sztuczne naśnieżanie. Na niektórych stokach zdarzyło się do tej pory po czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, a na innych po 20 wypadków. Oprócz stłuczeń i zwichnięć kończyn były wśród nich tak ciężkie, jak otwarte złamania, urazy głowy i kręgosłupa. Liczba wypadków nie zależała od przygotowania stoków, które w większości było bardzo dobre, ale od nasilenia ruchu.
Ten rok był pierwszym, kiedy dla dzieci do lat piętnastu wprowadzono obowiązek używania kasków. Z obserwacji ratowników wynika, że bardzo dużo dzieci podporządkowało się temu wymogowi, co na pewno uchroniło młodych narciarzy przed wieloma urazami głowy. Co więcej - lekkie i wygodne osłony częściej zaczęli też ubierać dorośli. Pokazać się w kasku na stoku to już wcale nie "obciach", wręcz przeciwnie - nawet element narciarskiego szpanu.
Jak widać - zwłaszcza na Kotelnicy Białczańskiej - intensywnie działają wciąż szkółki narciarskie dla najmłodszych, przyjeżdżające nieraz z odległych zakątków Polski z własnymi instruktorami. W porównaniu z okresem ferii, "obłożenie" stoków zmalało, ale tylko nieznacznie.
- Sezon będzie, dopóki nie przyjdzie odwilż - przewiduje naczelnik Zaród. - Sporo wyciągów zgłosiło, że będzie działać do końca marca. Skutkiem tego wypadkowa statystyka raczej nie zamknie się w trzech miesiącach.
Ratownicy zauważają też coraz większą popularność turystyki narciarskiej, zwłaszcza wędrówek na sprzęcie turowym. Podczas takich wypraw, najczęściej w rejonie Turbacza, też dochodzi do urazów i kontuzji.
Mała ilość śniegu bynajmniej nie utrudniała tej zimy pieszych wycieczek, dlatego w schroniskach panował ruch. Na szlakach było stosunkowo bezpiecznie - oczywiście w odpowiedniej odzieży i z zapasem czasu na powrót przed zmrokiem. Jednak zbłąkanych wędrowców bez latarki ratownicy też musieli nieraz "namierzać" za pomocą telefonii komórkowej i naprowadzać na szlak. Teraz w góry zaczynają się już wybierać większe grupy.
(ASZ)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?