MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na swoim

Redakcja
Szanowni Państwo, porozmawiajmy dzisiaj o hałasie. Oczywiście, w aspekcie kultury.

Zofia Gołubiew: DROBIAZGI KULTURY

W mieście hałas jest ogromną uciążliwością, ale jego część jest niemal nieunikniona, a w każdym razie nie od nas zależy. Mam na myśli dźwięki produkowane przez samochody – choć przecież znacznie cichsze niż dawniej; także przez tramwaje – bo miasto nie ma pieniędzy, żeby wyciszyć szyny. Ale już na przykład ryk motocykli to po prostu kwestia ich użytkowników.

Nieraz widzę, jak czarno ubrani jeźdźcy na pięknych harleyach jadą miastem spokojnie i cichutko, z ledwie słyszalnym pomrukiem silników i dopiero na szosie „przykładają”. A za chwilę jakiś zakompleksiony młodzieniec rozdziera nasze uszy rykiem pozbawionego tłumika motoru, którym z wielką prędkością lawiruje pomiędzy autami. No cóż, to takie typowe: „Patrzcie, jo jade”.

Ale są też i inne hałasy zależne od nas. Zaczynając od śmieciarek, które o świcie tłuką się i hałasują okropnie. Jest przecież wielu ludzi, którzy pracują nocą, lub chorych, którzy zasypiają dopiero nad ranem. Czy istotnie nie można by wyciszyć tych urządzeń?

Inna zmora to głośne imprezy – do godziny 22.00 nie ma sprawy, ale potem? Rozumiem, że młodzież nie myśli o tym, ale po pierwsze – nas rodzice uczyli pamiętania o innych, a po drugie – przecież są jakieś przepisy i winna być ich egzekucja. Ale przede wszystkim jest to kwestia kultury i obyczaju.

Pamiętam, jak kiedyś w eleganckim, nadmorskim, greckim osiedlu zaczęliśmy skakać do basenu znajdującego się na patio pomiędzy domami. Natychmiast ktoś zwrócił nam uwagę, że przecież jest sjesta i obowiązuje cisza. Już widzę, jak u nas po takiej uwadze wyciszają się nastolatki, naprawiacze silników samochodowych, chłopcy grający w piłkę lub pokrzykujące dzieciaki – wolne żarty! Młodzież dziś dyktuje zwyczaje, dzieci są często po prostu niewychowane, a większość uważa, że „przecież mam prawo”.

Bodaj najbardziej uciążliwe są psy. Żeby nie było wątpliwości – bardzo lubię te zwierzaki, ale nie zawsze ich właścicieli. Oni nie wychowują swoich czworonogów, lecz wolą się nimi bawić, więc na wszystko im pozwalają. Sami są chyba głusi na szczekanie własnego psa, a o innych nie myślą. Brak wyobraźni, brak kultury, no i brak przepisów. A rezultat dla nas wszystkich – zszargane nerwy.

Kiedyś, bardzo zmęczona, z bólem głowy, chciałam przez chwilę po południu odpocząć w ciszy, ale na sąsiednim balkonie bez przerwy ujadał piskliwie niewielki piesek. Zwróciłam się więc do jego właścicielki, starszej pani, z prośbą, by go uciszyła lub zamknęła w pokoju. Na co usłyszałam: – O co pani chodzi? Przecież na swoim szczeka!

No właśnie. „Na swoim”, bo dopiero wychowanie i kultura pozwalają nam widzieć „swoje” jako część „naszego wspólnego”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski